Poszliśmy z A. do opery. A. spóźniła się... 45 minut. Dziwne, w zachodniej Polsce jak bębniarze umawiają się by pograć o 5-tej, i się przyjdzie 3 minuty po piątej to nie dość że już dawno grają, to jeszcze zwrócą uwagę. A po tej stronie linii Azja- Europa czas płynie jakby inaczej.
Z półgodzinnym opóźnieniem dotarliśmy do opery, i jednak nas wpuścili. W środku paplanina, 150-lecie premiery "Halki" St. Moniuszki więc zjechały się rozmaite szychy i chcą gadać. Dobrze żeśmy się spóźnili, kto by zdzierżył pół godziny suchego nawijania.
"Halka" to jednak arcydzieło. Widziałem wiele oper, a ta, stara ale wciąż jara. Świetna muzycznie, a dekoracje jak z filmów. Tylko góralscy tancerze jacyś tacy ociężali i jakieś te ich tańce niezbyt góralskie. Ale poza tym mucha nie siada. To chyba najlepsza polska opera i jako naród nie powinniśmy się wstydzić naszej kultury z XIX wieku.
Po przedstawieniu na scenę zaproszono jakąś panią Marię idącą o kulach. Pani Maria podziękowała wielu osobom w tym Panu ministrowi kultury który "chyba za to wszystko płaci". Ów minister to jakiś chrzaniący na scenie Pan który nic mądrego nie powiedział ponad to co już wszyscy wiemy. Najlepszy był za to starszy Pan który chciał coś powiedzieć do mikrofonu ale trzymał go w ręce którą nieustannie machał.
No cóż, polską kulturę tworzą, z tego co widziałem na scenie, takie zaawansowane wiekiem osoby. Szkoda że nie ma tam młodych, być może wówczas granoby nie tylko opery sprzed 150 lat a sala nie świeciłaby takimi pustkami.
Inne tematy w dziale Kultura
