Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy
56
BLOG

Mój łisz w zderzeniu z twardym realem

Ras Fufu- Lew Salonowy Ras Fufu- Lew Salonowy Polityka Obserwuj notkę 6

Czasem mam wrażenie że jesteśmy zaszczuwani w życiu. Dzieje się tyle dookoła, nas, a my jesteśmy jakimiś atomami. Właśnie byłem na placu Zbawiciela gdzie z ziomami zmontowaliśmy soundsystem i nawijaliśmy na majkach a ja pocisnąłem nieco akrobacji, potrenowałem sobie trochę, lecząc mojego moralnego kaca po niepójściu na cotygodniową akrobatykę.

Mam jakiś życiowy łisz, życzenie, odnośnie miejsc w których żyję. Przez lata oglądałem ich rozpad, upadek, zapaść, lub w najlepszym razie stagnację. Myślę że mam coś z kota, przywiązując się do miejsc, poznając ich każdy zakamarek. Mieszkałem w życiu w rozmaitych krajach i miastach. Uwielbiałem mieszkać we Francji. Iść przez miasto, i na każdym rogu ulicy napotykać kumpla z którym przyjaźnie gadałem przez co najmniej kwadrans. Wyprawa przez miasto zajmowała grube godziny.

Polska jest inna. Samochody i motoryzacja masowa zrujnowały nasz kraj po 1989 roku. Rozwinęły się tutaj w dużo większym stopniu niż w Europie Zachodniej, bo nie stanęło przeciw negatywnym skutkom motoryzacji społeczeństwo obywatelskie. Ulica z mojego dzieciństwa nagle zmieniła się w główną arterię osiedla, z samochodem co 10 sekund. Jako dziecko zaś mogłem się bawić na asfalcie godzinami, a nawet zatarasować drogę dokumentnie- robiąc kłopot najwyżej jednemu sąsiadowi.

Polska w przeciągu kilkunastu lat stała się „europejską Chameryką”, krajem gdzie żyje się po taniości, je się po taniości. Gdzie ludzie jedzą śmieci w Makdonaldzie, gdzie kupują śmieciochleb z białej, niezdrowej mąki. Gdzie kupno zdrowej żywności jest droższe niż w Europie Zachodniej. Na żywnościowe śmieci w Niemczech kusili się gastarbeiterzy.

W Polsce nawet zamożni ludzie kupują śmieciowe pomidory i tak plastikowe warzywa w hipermarkecie, że przenigdy nie wpadłbym na pomysł włożenia ich do koszyka. A tam jeżdżą zamożni ludzie i w przekonaniu że kupują rzeczy dobrej jakości, ładują sobie do koszy junk food. Jedzośmieci. Żarcie polskich japiszonów.

Polska jest zdechłym społecznie krajem także przez postępowanie ludzi. Nie ogarnęli, lub im nikt nie powiedział, że oprócz żarcio-śmiecia mają jeszcze medio-śmiecie. To, po co sięgają z przyzwyczajenia, to nie są media dobrej jakości. Prawie nie zaglądam do tzw. polskich mediów mainstreamowych. Czasem „The Economist”, „The Guardian”, „New York Times”. Piszą w nich także o Polsce, i to zwykle tacy autorzy których w Polsce nie opublikowanoby, a potem długo się ich opinie przeżywa, jak opinie zdrajców (los pani Tokarczuk).

W Polsce dominuje dyskurs patriotyczny. Tymczasem wielu ludzi nie interesuje przeszłość. Owszem, jestem przeciwny stawianiu salonu samochodowego w miejscu ludobójstwa kilkudziesięciu tysięcy ludzi (sytuacja z Warszawy). Ale robienie z patriotyzmu i martyrologii niekończącego się spektaklu dominującego życie publiczne uważam za jakąś nekromanię. Pamięć tak, ale bez obsesji, w granicach umiaru. Mam często wrażenie że żyję w kraju wyznaniowym i owej nekromanii po prostu nie rozumiem jako niekatolik i innowierca.

Chciałbym Polski która się zmienia. Która się buduje. Pamiętam Wielką Brytanię. Przy mojej ulicy wciąż powstawały kolejne domy. Eksplodujące w górę centrum miasta wkrótce miało pożreć naszą dzielnicę. Od granicy „drapaczy chmur” do mojego domu było raptem kilkaset metrów. W ciągu roku czy półtora na mojej brytyjskiej dzielni wyrosło kilka ogromnych budynków. W tym czasie w moim rodzinnym mieście młodzi ludzie pakowali walizy by uciekać z Polski. Nie budowano niemal nic, w ogóle w Polsce poza Warszawą i wielkimi aglomeracjami panuje gospodarcza stagnacja.

Chciałbym, by wracając do Polski z Czech nie musiał nagle przypominać sobie, że centra miast zastawione szczelnie samochodami to wynik polskiego prawa przyznającego prawo samochodom do parkowania na chodniku, przy czym niekiedy trzeba się przeciskać pod murem, by przejść. Chciałbym, by wracając z Niemiec do Polski pociągiem nie musiał się przesiadać z jeżdżących co 30 minut ekspresów do kursującego dwa razy dziennie antycznego i nieekonomicznego pociągu widma z innej epoki, notabene pustego.

Chciałbym nie musieć oglądać tragedii niemieckiego malarza którego wystawę odwiedziłem jakiś czas temu. Skończył on jako inwalida po samochodowej podróży do Polski, gdzie napotkał go wypadek drogowy na najbardziej niebezpiecznych drogach Unii Europejskiej. Wg danych z 2008 roku zginęło na nich 5 500 osób dając Polsce 1. miejsce w UE, a 86 % sieci drogowej Polski to odcinki najwyższego ryzyka.

Chciałbym żyć w kraju w którym jest jedno społeczeństwo, a nie co najmniej dwa wrogie sobie narody, nie mające ze sobą niemal nic wspólnego poza językiem i opresyjnym państwem, pełnym polityków których chyba-nikt-nie-słucha nawet gdy wyzywają się od trupów jeżdżących na wrotkach. Państwo narodowe w Polsce się nie udało, bo mimo wysiłków wielu, w Polsce nie ma jednego narodu polskiego.

Z wizyty w Brazylii pamiętam obecną wszędzie reklamę „Brazylia- kraj dla wszystkich”. Polska takim krajem nie jest. W moim otoczeniu są co najmniej 3 pary gejów którzy albo żyją razem nielegalnie, albo wyemigrowali do innych krajów gdzie żyją legalnie. Są całe masy palaczy marihuany, którzy są traktowani jak kryminaliści za coś niemal wszędzie legalnego, choć przecież tylko tolerowanego. Są całe masy inaczej myślących ludzi, którzy nie mogą tego co myśleć przekazać innym- o tym że media publiczne to folwark polityków manipulujący doborem informacji, wie już chyba każde rozgarnięte dziecko.

Tymczasem Polska się nie zmienia. Pojawiają się nowi cyniczni „politycy”, za politykę mający czytanie z ust ludu i obiecujący to co lud życzy sobie w badaniach fokusowych wybranych próbek elektoratu. W moim odczuciu zaś polityka to walka o zmianę ludzi. Debatami, odczytami, dyskusjami, artykułami. Tej polityki już w Polsce niemal nie ma. Bo nie mamy demokracji, mamy jej ersatz. Ten ersatz jest w wielu krajach, ale jednocześnie żywe w nich są idee debaty, zmiany. 

W Polsce- jakoś nie wychodzi. Przyznam że ciężkie to. Rozklejać na przypale plakaty na całym mieście (ostatnio kleiłem Marszałkowską pod domami Centrum- to jest plejs z multum policji), załatwiać gdzieś salę na debatę, dzwonić po panelistach, uzgadniać. A kasy ani efektu z tego za bardzo nie ma. Trzeba multum pracy by zmienić rzeczy choćby o milimetr. Co nie jest fajne.

Fufu,. 2010

Lubię operę i prowadzę witrynę Radiotelewizja.pl Radiotelewizja Promote your Page too

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka