Robert Leszczyński Robert Leszczyński
119
BLOG

Ranking kompromitacji

Robert Leszczyński Robert Leszczyński Polityka Obserwuj notkę 10

Nie lubię sformułowania „kompletna kompromitacja”, bo kompromitacja jest niestopniowana i może być albo zupełna, albo nie ma jej wcale. Jest wtedy ośmieszenie, wygłupienie, obciach itd. Już w samej swojej warstwie onomatopeicznej słowo to, przez niepokojące nagromadzenie spółgłosek brzmi groźnie. I jeszcze ta przemądrzała „-cja” na końcu. To słowo brzmi jak cios w szczękę i trzeba go używać w okolicznościach ostatecznych, kiedy ponad wszelką wątpliwość wyczerpuje swoje znamiona.

Dobrze pamiętam, jak skompromitował się w moich oczach Andrzej Olechowski. To było jakieś 15 lat temu. Może w 1992 roku, kiedy był ministrem finansów, a może tuż po zaprzysiężeniu Lecha Wałęsy? Nie pamiętam. Przyciśnięty przez dziennikarzy powiedział, że idea prywatyzacji przez rozdanie wszystkim obywatelom 100 000 000 zł jest interesująca i godna rozważenia, choć każdy rozsądny człowiek wiedział, że jest to operacja tyleż samobójcza, co bezsensowna i nawet niemożliwa do realizacji. Bo jak to niby miałoby wyglądać? Na konta? Przez listonosza? W okienku na poczcie? W zakładzie pracy jako dodatek do pensji? I niby co wtedy? Każdy po samochód? Lodówkę? Kwiaciarnię? A co następnego dnia? Nikt aż tak praktycznie o tym nie myślał, bo była to kiełbasa wyborcza w najczystszej postaci i mydleniem oczu naiwnym. Bo choć to się wydawało niemożliwe, każdy wyborca myślał: co ja bym kupił za sto baniek… Tzw. mądrale od Mazowieckiego pukali się w czoło, a tu nagle w TV pojawia się rozsądny, wykształcony, kompetentny ekonomista i pewnym, spokojnym głosem mówi, że „jest to propozycja godna rozważenia”!!!

Coś we mnie pękło. Ktoś postawił na szali zdrowy rozsądek przeciwko bieżącej, politycznej kalkulacji i z premedytacją użył do ogłupiania bliźnich. Proszę wybaczyć moją naiwność, ale byłem wtedy młody, polska demokracja raczkowała, wszystko było po raz pierwszy – również kompromitacja.

I tak już zostało. Nigdy mu nie wybaczyłem tej zbrodni na zdrowym rozsądku i nie uwierzyłem. To była moja odpłata. Jeśli wierzyć intuicji Kazika zawartej w piosence „(Wałęsa dawaj moje) 100 000 000”, Lech przegrał wówczas swoje następne wybory, bo takich rzeczy się nie wybacza.

Wydawało mi się, że człowiek rozsądny w takiej sytuacji zawsze powie: przepraszam, ale ja się z tym nie zgadzam. Jeśli nie z pobudek moralnych ani nie z lęku przed gromem z jasnego nieba, to chociaż z lęku przed upadkiem autorytetu i innymi konsekwencjami – np. wyborczymi. Słowem – za kompromitację trzeba płacić również zupełnie realnie, a nie tylko metafizycznie. Nie ma się co zaraz powoływać na Amicus Plato, sed magis amica est veritas. Wystarczy polityczny instynkt samozachowawczy.

Dlatego w okresie przedwyborczym spokojnie reaguję na nierealizowalne obietnice różnych partii i polityków. A mamy tego ostatnio całą symfonię. Sądzę naiwnie, że kara, choć nie natychmiast, i tak ich dosięgnie, bo ludzie upomną się o obiecane "sto baniek". Może dlatego polska scena polityczna halsuje od prawa do lewa?

Po Olechowskim nastąpił cały korowód postaci i kompromitacji, przy których on sam był jak kaszka z mleczkiem choć, podkreślam to stanowczo, nie zwykłem nadużywać tego mocnego określenia. Antoni Macierewicz na przykład, choć mocno nie z mojej bajki, miał u mnie punkty za upór. Skompromitował się w moich oczach dopiero po kwestii o szefach MSZ. Powiedział? Trudno, chlapnął, ale nie wybaczę, że brnął. Lech Kaczyński – wielokrotnie, ale jako prezydent dopiero tym, że zasugerował, iż Władysław Bartoszewski nie spełnia kryteriów aby pracować w służbie publicznej a zwłaszcza w dyplomacji. Prezydent nie polemizował z krytyką, tylko strzelił na odlew (odpraw?) człowiekowi, którego nie powinno się obrażać. Kompromitować się też można zaocznie – nie zabierając głosu w dyskusji o darwinowskich rewelacjach Macieja Giertycha. Jak premier, bo sprawa przecież dotyczy szkół. Przecież nasze wnuki nie będą się mogły nadziwić naszej głupocie, że w 21 wieku poważnie i parlamentarnie twierdzono, że ziemia jest płaska! Dzisiaj poseł Wierzejski z trybuny sejmowej ze wzruszeniem cytował Jana Pawła II w dyskusji o aborcji, chociaż sam jest zwolennikiem wprowadzenia kary śmierci itp.

Jednak absolutne mistrzostwo świata i okolic przyznaję Leszkowi Millerowi. Nie tylko za ilość, ale za to, że jemu to sprawiało jakąś perwersyjną przyjemność. Kwaśniewski przynajmniej udawał że się męczy i w końcu się nawet przyznał np. do Charkowa. Nie chcę myśleć że z wyrachowania.

Celowo piszę „skompromitował się w moich oczach”, bo każdy ma inne miary i wyczulenia. Mnie na przykład rozbraja kłamanie w żywe oczy bez poczucia obciachu. Choćbym nie wiem jak się starał, nie potrafię znieść troski SLD o najuboższych. Zaprawdę, nóż mi się w kieszeni otwiera - oto spadkobiercy majątku PZPR prawią morały o ubogich! Słowa o „mścicielu w sutannie” w ustach posła Szmajdzińskiego też brzmią szczególnie okropnie.

Ale zapędzam się. Kompromitacje niestety można mnożyć w nieskończoność, a trzeba iść spać. Może Ty, Drogi Czytelniku, napiszesz którą przeoczyłem? Która kompromitacja wygrałaby ranking uczestników Salonu24?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka