Amerykanin Bernard Hopkins zaczyna unifikację bokserskich tytułów w wadze półciężkiej. Pięściarz - niegdyś zwany " Katem ", a dziś " Kosmitą " - pokonując Kazacha B. Szumenowa, do swego mistrzowskiego pasa w wersji IBF dorzucił trofeum WBA. Tym samym został najstarszym w historii boksu zawodnikiem, który zunifikował tytuły mistrza świata co najmniej dwóch federacji. Ale to dopiero połowa drogi do ewentualnego pełnego sukcesu ( aktualną sytuację w wadze półciężkiej nakreśliłem trochę w notce " Następca Michalczewskiego " ), o którym sam Hopkins ( rocznik 1965 ) często wspomina. Pięściarz chciałby bowiem zostać niekwestionowanym czempionem wagi półciężkiej, a do tego potrzebne są jeszcze dwa pasy mistrzowskie - WBC ( obecnie w posiadaniu A. Stevensona ) oraz WBO ( ten dzierży S. Kovalev ). Czy dzielnemu weteranowi uda się pokonać kolejnych, sporo młodszych rywali - czas pokaże, ale już dziś należy mu się uznanie za dotychczasowe osiągnięcia. Przygodę z zawodowym boksem zaczynał dwadzieścia parę lat temu. Na początku lat 90 -tych zeszłego wieku, odnosząc kilkanaście zwycięstw pod rząd - dobił się do walki o mistrzostwo świata wagi średniej ( 1993r. ). W tej jednak nie sprostał fenomenalnemu wówczas R. Jonesowi jr, przegrywając zasłużenie na punkty. Po kilkunastu latach doszło między nimi do rewanżu - w 2010 roku lepszy był Hopkins, ale poziom potyczki był zdecydowanie niższy niż tej wcześniejszej. Widać było, że " ząb czasu " nadgryzł obu pięściarzy, a szczególnie Jonesa. Wróćmy jednak do Hopkinsa - mimo niepowodzenia w pierwszym pojedynku ze sławnym rywalem zdołał odbudować swoją pozycję w wadze średniej. Zdobył w niej mistrzowski pas walcząc z mniej utytułowanymi przeciwnikami. Ale na rozkładzie miał też i znaczące nazwiska - choćby F. Trinidad ( 2001 r. ) czy O. De La Hoya ( 2004 r. ), których potrafił pokonać przed czasem, praktycznie kończąc ich pełne sukcesów kariery. Kiedy jednak w 2005r. Hopkins stracił mistrzowski tytuł w wadze średniej na rzecz J. Taylora wydawało się, że i jego bokserski czas powoli dobiega końca. Tak pewnie myślał też A. Tarver, który przed walką w 2006r. wręczył Hopkinsowi ... fotel, do spokojnego bujania się na sportowej emeryturze. Pomylił się, i przegrał sromotnie na punkty. Dwa lata później doszło do ciekawego pojedynku dzisiejszego " Kosmity " z niepokonanym Walijczykiem - J. Calzaghe. Po prowadzonej w niezłym tempie bitwie wygrał nieco szybszy Europejczyk, zachowując - zresztą do końca swojej kariery - status niezwyciężonego na zawodowych ringach wojownika. Ale Hopkins, mimo porażki i upływającego nieubłagalnie czasu, dalej próbował wrócić na bokserski szczyt. W 2012r. uległ jednak na punkty świetnemu technicznie C. Dawsonowi ( który zasłynął jako pierwszy pogromca naszego T. Adamka ) i wydawało się, że wagi półciężkiej raczej nie zwojuje. Uparty Bernard nie dał jednak za wygraną, i zaatakował najlepszych w organizacji IBF. Tu, po punktowych zwycięstwach nad J. Pascalem i T. Cloudem został uznanym mistrzem. Jednak sportowa ambicja nie pozwoliła mu w pełni cieszyć się tym niemałym ( zważywszy na wiek ), choć jednak cząstkowym sukcesem. W zawodowym boksie są bowiem cztery poważne federacje - WBC, WBA, IBF i WBO. I dopiero wtedy, gdy pas mistrza świata każdej z nich będzie w jego posiadaniu - Bernard Hopkins pewnie uzna, że jest pięściarzem spełnionym. Zadanie - choć niełatwe - z pewnością nie niemożliwe, a ksywka " Kosmita " ma wskazywać, że upływający czas ( czy sportowy wiek ) w pojęciu ziemskim - nie będzie dla niego utrudnieniem.
Mam różne zainteresowania, niektóre czasem przedstawię w formie subiektywnych notek, ale ... to tylko blog. Prawdziwe życie toczy się poza internetem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości