Kurier z Munster Kurier z Munster
49
BLOG

Kaczyński już widzi „plecy” Komorowskiego…

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 62

 

Widać ewidentnie, iż Kaczyński, Napieralski i Pawlak grają razem przeciwko Bronisławowi Komorowskiemu. Opłaci im się to. W polityce warunki dyktuje prosta kalkulacja, karty rozdaje polityczny interes. Zdarzają się sytuacje, w których różnego rodzaju alianse zawierane są w domniemaniu. Politycy wcale nie muszą spotykać się, gdzieś w kuluarach, w ukryciu, pod osłoną nocy i dogadywać. Wystarczy, że antycypują koniunkturę i dopasowują do niej swoje działania.

 

Syndrom przystawki

Jeszcze do niedawna funkcjonował w przestrzeni publicznej stereotyp, iż koalicja PO-PSL jest wzorowa. Nigdy nie była wzorowa. Programowo łączenie PO z PSL-em, to „mieszanie ognia z wodą”. Celowo posłużyłem się metaforą premiera Waldemara Pawlaka z wystąpienia sejmowego z 5 czerwca 1992 roku, gdy miała powstać koalicja PSL-UD-KLD-KPN. Nie powstała właśnie między innymi poprzez rozbieżności programowe. Nie w programie jednak problem. Partie w Polsce uprawiają populistyczny pragmatyzm. W praktyce zamieniają program na kilka „stołków”.

Koalicja PO-PSL nigdy nie mogła być i w praktyce nie była wzorowa z innego powodu. Przesądziły o tym czynniki strukturalne. Nie może być dobrej współpracy, kiedy pomiędzy jednym ugrupowaniem koalicyjnym, a drugim jest aż tak duża asymetria społecznego poparcia. A pomiędzy PO i PSL-em jest w tej dziedzinie przepaść.

Weźmy chociaż rozdawanie „stołków”. Gdyby ludowcy dostali więcej niż wynika z zaufania jakie otrzymali od wyborców, w PO będzie dyskusja; gdy dostaną mniej, w PSL-u będzie rokosz. Dobrego rozwiązania nie ma.

Ale problem jest jeszcze głębszy. W koalicjach asymetrycznych strukturalnie, w sensie wizerunkowym istnieje tylko jeden beneficjent dobrego rządzenia. W sytuacji, kiedy rząd jest pozytywnie oceniany w badaniach socjologicznych – punkty z tego tytułu trafiają do większego partnera; mniejszy co najwyżej nic nie traci. Zazwyczaj jednak traci, gdyż zanika w optyce polaryzacji opozycji z rządzącymi. A rządzący to przecież Ci, którzy mają premiera i kluczowe resorty. Jeżeli opozycja może wyrwać z obozu rządzących jakieś punkty społecznego poparcia, to w pierwszej kolejności od tego mniejszego ugrupowania koalicyjnego…

Inaczej jest, kiedy rząd oceniany jest źle. Wówczas obydwie koalicyjne partie spadają razem – z tą tylko różnicą, że większy podmiot nad progiem, a mniejszy pod progiem. „Syndrom przystawki”, to nie tylko problem koalicji z PiS-em. Potwierdzenie takiego stanu rzeczy uzyskujemy w historycznym doświadczeniu. W koalicji z początku lat dwutysięcznych SLD-PSL było tak samo. I w przypadku obecnego sojuszu PO-PSL również działa ten sam mechanizm.                                       

 

Pluralizm jest jak ”powietrze”

Na polskiej scenie politycznej mają miejsce pewne procesy. W latach 2005-2007 mówiło się, iż zagrożeniem dla demokracji jest PiS. Dziś jednak to Platforma Obywatelska jest zagrożeniem dla demokracji. W innym sensie…

Mówiąc precyzyjniej silna pozycja PO stwarza niebezpieczeństwo, nie tyle dla samej demokracji, co dla pluralizmu politycznego. A pluralizm polityczny jest jak „powietrze” bez którego mniejsze ugrupowania nie mogą żyć. Nie zachowają trwałości na politycznej scenie. Tak więc zagrożeniem dla politycznego pluralizmu nie jest konkretnie sama PO, czy PiS, lecz relacje pomiędzy nimi. Polaryzacja! Obydwa ugrupowania tworzą dwubiegunowy, czarnobiały obraz rzeczywistości, w którym pozostałe partie zanikają. Bez jednak osłabienia Platformy Obywatelskiej w strukturach rządzenia, nie da się tego stanu rzeczy zmienić.

Tymczasem w swej najgłębszej logice sondaże opinii publicznej działają na niekorzyść PO. Są, jak barometr z którego wskazań można precyzyjnie odczytać nadejście anomalii pogodowych. Dzięki sondażom dotychczasowi (wydawać by się mogło) partnerzy Platformy mogą postawić diagnozę sytuacji, na nowo zidentyfikować zagrożenia. Dla PO jednym z największych niebezpieczeństw jest struktura politycznych preferencji, ukazywana w badaniach demoskopijnych. Struktura ta obniża atrakcyjność koalicyjną partii Donalda Tuska.

Pawlak i Napieralski dokładnie antycypują polityczną koniunkturę. Umieją liczyć. Zdążyli się już zorientować, iż w ich interesie jest osłabienie Platformy. Dla Pawlaka oznacza to wzmocnienie PSL w relacjach z PO; dla Napieralskiego stwarza zaś szansę na rozpoczęcie procesu odbudowy lewicy. Dlatego obaj zdecydowali się grać na Jarosława Kaczyńskiego. Ich sztaby dogadują się za plecami PO. Ktoś zapyta o sentymenty… Sentymenty w polityce nie mają znaczenia.

 

Syndrom peletonu

Polityka jest jak kolarski peleton. Gdy ktoś ucieka pozostali uczestnicy wyścigu go gonią. Czasami żółtą koszulkę lidera traci się na ostatnich metrach; czasami można przewieść ją przez wszystkie etapy, przejechać w niej przez linię końcowej mety, a strącić dopiero na podium, bo dokładne porównanie czasu spowoduje, że wygrywa ktoś inny. Można też żółtej koszulki nie założyć ani razu i wygrać cały wyścig…

Tegoroczne wybory prezydenckie przypominają właśnie taki kolarski wyścig. Wszystko rozegra się na finiszu. Bronisław Komorowski odjechał peletonowi, ale coraz bardziej opada z sił. Jego koszulka jest coraz mocniej przepocona i pojawiają się na niej plamy. Z kolei Kaczyński, Napieralski i Pawlak – czym dłużej trwa wyścig, tym lepiej współpracują. Używając żargonu kolarskiego: „Kaczyński siedzi już Komorowskiemu na kole, ogląda sobie jego plecy”.

Z ostatnich sondaży politycznych preferencji wynika, iż Komorowskiego i Kaczyńskiego dzieli zaledwie 6 proc. Biorąc pod uwagę mankamenty pojawiające się od lat, w przeprowadzanych w Polsce badaniach opinii publicznej (rytualne wręcz niedoszacowanie PiS-u i przeszacowanie Platformy), to tyle co nic. Tendencja jest wyraźna: Kaczyński przyspiesza, a Komorowski zwalnia. Tymczasem Kaczyński, Komorowski i Pawlak będą współpracować – przynajmniej do zakończenia pierwszej tury wyborów, a chyba i dłużej – nie dlatego, aby się kochali, ale dlatego, że po prostu taki jest ich wspólny, polityczny interes. Decyduje „prawo peletonu”. Jeżeli ktoś ucieka, to wszyscy pozostali muszą go gonić.

 

Romano Manka-Wlodarczyk

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (62)

Inne tematy w dziale Polityka