Mój ojciec z dumą wspomina, iż w swojej młodzieńczej kolekcji winylowych płyt miał album grupy Pink Floyd pt. ,,The Wall”. W najpopularniejszej piosence z tego wydawnictwa słyszmy teachers, leave them kids alone! oraz we don’t need no education. Dopiero kiedy dorosłem, zrozumiałem powód mojego ojca do pychy z racji posiadania w tamtych czasach jednego z najbardziej magicznych albumów rockowych (który i tak później sprzedał za jakiś alkohol) oraz pojąłem wartość tych słów. Przechodząc chyba wszystkie szczeble edukacji, będąc jej elementem, obserwatorem, być może kreatorem? - co najgorzej eksperymentem, postanowiłem przeanalizować stan obecnej polskiej edukacji oraz dyskurs o niej, który to nie wnosi nic konstruktywnego ani przełomowego.
Przez całe życie wpajano nam maksymę, żartobliwie bądź całkowicie na poważnie, i niestety nietrafnie, iż to szkoła uczy. Proces ten rozpoczęty w szkole podstawowej ma według polskiego prawa trwać aż do pełnoletniości. Jak widać już na wstępie należy zmierzyć się z szeregiem poważnych niedomówień, błędów oraz przejawów całkowitego niezrozumienia problemu szkoły. Przede wszystkim sama placówka, instytucja czy tez budynek niczego nas nie nauczy. Nie zmieni nas, nie pomoże, nie ukształtuje. Uczynią to ludzie, którzy sterują machiną edukacji bądź też są trybikami w tym systemie, bardziej lub mniej dopasowanymi. Zapomina się przy tym o najważniejszych osobach, czyli o rodzicach, na których to spoczywać powinien los młodego człowieka, w tym w aspekcie rozwoju oraz obrania drogi edukacyjnej. Dlatego warto podkreślać, iż w żadnym aspekcie, w szczególności wychowawczym, szkoła ich nie zastąpi oraz nie będzie od nich lepsza. Taka państwowa instytucja może tylko zagrozić i zepsuć, w szczególności gdy opinia publiczna nie rozumie iż rezultaty niekompetencji w tym zakresie są niszczące długofalowo i doszczętnie.
Kolejnym pytaniem jest, kiedy zacząć przygodę z edukacją. Przecież każde dziecko rozwija się indywidualnie, dlatego też wyznaczanie jakieś ustalonej granicy, kiedy posłać dziecko do szkoły jest bardzo kontrowersyjne. Pragnę tutaj podkreślić, czy też wykrzyczeć iż przesuwanie tego obowiązku na niższe lata, pomimo wyraźnego sprzeciwu rodziców tak jak ma to miejsce w Rzeczypospolitej, jest skandalem oraz atakiem na II pokolenia polskiej rodziny. Małe dzieci wpycha się zatem do nieprzygotowanych oraz patologicznych instytucji za wcześnie, niszcząc ich potencjał w socjalizacji oraz przyswajaniu wiedzy, a matkom i ojcom zabiera się ich prawa obywatelskie i rodzicielskie. Ten szkodliwy eksperyment społeczny czyni się w imię utrzymania oraz zintensyfikowania terroru państwowego, uderzając w najmłodszych obywateli, odbierając im podmiotowość na samym wstępie rozpoczęcie poważnego życia społecznego z innymi dziećmi w klasach, w ławkach i na szkolnych korytarzach.
Kolejnym problemem, który nakreśliłem we wstępie, jest obowiązek szkolny do określonego roku życia. W naszym kraju wymóg ten obowiązuje aż do 18 roku życia. Osoba po ukończeniu gimnazjum może odpowiadać karnie, ale nie może być odpowiedzialna na tyle, by zdecydować co robić w życiu bez udziału państwa. Paradoks? Oczywiście. Młody człowiek musi przełknąć wymysł edukacji na poziomie gimnazjum, będący etapem zerowego postępu naukowego wśród młodych ludzi oraz szukać szczęścia dalej w murach placówek ponadgimnazjalnych. W polskim dyskursie pojawiają się głosy, by ten dziwaczny i niewydolny podział zmienić czy znieść, czego jestem wprawdzie zwolennikiem, ale boje się iż dalsze grzebanie przy tym systemie może przynieść jeszcze gorsze skutki. Przede wszystkim wszelkie zmiany są wymysłem klasy politycznej, szukającej w takich hasłach poparcia społecznego a nie rzeczywistą troską o dobro przyszłości narodu i lansowaniem pozytywnych zmian strukturalnych.
Poza tym, nie ma sensu ponownie grzebać ustawowo wyłącznie w kwestii gimnazjów, skoro młodych ludzi w szkołach ponadgimnazjalnych czeka spotkanie z kolejnymi niedorzecznościami. Również i z tą sferą edukacji związanych jest wiele kontrowersji, poronionych pomysłów oraz nieścisłości systemowych. Przede wszystkim każdy uczeń ma ten etap zakończyć maturą, nazywaną wyniośle egzaminem dojrzałości. Niepotrzebnie i w sposób bardzo przereklamowany. W kwestii tego etapu kształcenia brzydzi mnie wielki lament w polskim dyskursie na temat obniżenia czy też likwidowania szkół zawodowych bądź techników na rzecz propagowania kształcenia ogólnokształcącego, czyli według niektórych- nijakiego. Zaraz, ale to przecież całkowita zmiana mody i trendu, czyli robienie młodym ludziom papki z mózgu po raz setny. Idź do ogólniaka- nie bądź robolem, idź do zawodówki- miej zawód, idź do pośredniaka- tam odbiorą Ci godność całkowicie itd. Oczywiście częściowo wyolbrzymiam negatywnie, lecz taki sposób pseudomyślenia był i jest wpajany młodym Polakom. I co gorsza, jest to sposób prowadzenia ich za rękę, tylko że nikt za nich nie wysiedzi w liceum ogólnokształcącym nieprzygotowującym przez te 3 marne lata do dalszej edukacji na poziomie wyższym, bądź też nikt nie będzie za nich zdobywał pierwszych szlifów i zaczynał od zera w obranym zawodzie.
Temat szkolnictwa wyższego…(wymuszona pauza, wyciszenie, bym nie napisał czegoś perfidnie okrutnego) jest niczym rzeka- długi, rwący, śmierdzący, ponoszący nurtem bądź topiący śmiałków którzy chcą pływać inaczej. Po 5 latach studiów dziennych, 2 kierunkach, roku bycia słuchaczem (tak słuchaczem, taki mam zasrany status prawny) studiów doktoranckich mogę szczerze napisać, że polska nauka…przeżyje. Ma wzloty, upadki, momenty triumfu i upokorzeń, lecz wierzę w tych, którzy chcą tworzyć tą naukę. W tych młodych, ambitnych lub przynajmniej trochę sprawnych umysłowo, którzy jakoś poświęcają się pasji. W tych starszych, którym się chce i mają powołanie. I we wszystkich, którzy się nie zrazili.
Moim zdaniem największym problemem szkolnictwa wyższego w Rzeczypospolitej jest zatracenie jego niezależności. Urzędnicy, ministrowie, politycy, , instytucje zewnętrzne od niczego- łapy precz i won ze swoimi destrukcyjnymi pomysłami na sposób zakupu ołówka, wypisywania sylabusu, ankiety, raportu, liczenia swoich osiągnięć naukowych w nierealnym systemie, ocenianiu siebie i studentów oraz z tym całym administracyjnym burdelem, który jest stratą czasu dla podmiotów prezentujących jeszcze jakąś wartość. W momencie, gdy każdy może mieć papier licencjata Wyższej Szkoły Społeczno- Gminnej w mieścinie Tupadły (nie obrażam mieszkańców, po prostu lubię tą nazwęJ , to Ministerstwo dające tyle uprawnień dla wszystkich rodzajów szkół i umasawiając szkolnictwo wyższe, podświadomie dąży do zrównania poziomu wszystkich…lecz do tego najczarniejszego i najgorszego scenariusza. Umiesz się podpisać? Chodź do nas na studia! Potrzebujemy pieniędzy od Ciebie z czesnego, lub z twoich podatków, tak Minister nam każe. Osobną kwestią jest to, iż państwowe szkoły wyższe, uniwersytety i politechniki są zawłaszczane przez decydentów, starających się kontrolować każdy aspekt życia społecznego. Patrz- jestem prezydentem miasta, zaproszę na uniwersytet zbrodniarza oraz ochronę z bronią palną, za pieniądze podatników, i społeczeństwo mi może skoczyć. Tym bardziej cała społeczność uniwersytecka.
,,Ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz!”- tak starano się zachęcić mnie w domu do uczenia się rzeczy, których po prostu nienawidziłem. I czy wyszło mi to na dobre? Mhhh…w tym teksie miałem użalać się nad systemem edukacji, a nie nad sobą, tak więc daruję sobie komentarz. A co z przyszłym pokoleniem? Przede wszystkim szkoła, jako instytucja- zaplecze, ludzie, finanse, nie może być za bardzo obarczona niepotrzebnymi rzeczami typu wychowanie seksualne, analne, patriotyczne, filozoficzne, etyczne itd. Przecież nasze ledwo zipiące samorządy (no taka prawda, lecz jest to temat do innych rozważań), które odpowiadają za szkoły podstawowe, gimnazjalne i ponadgimnazjalne nie będą miały funduszy na realizowanie części z tych durnych wymysłów, realizowanych w placówkach oświatowych. Pozytywne zmiany muszą być wprowadzane stopniowo, inaczej będziemy mieli zacofanie, owieczki idące na rzeź, oraz nową obelgę- ty nauczycielu!, co wynikać będzie z całkowitego obniżenia prestiżu tego zawodu oraz rozszerzenia się burdelu w systemie edukacji, co opisałem powyżej.
Inne tematy w dziale Polityka