Tomasz Terlikowski w swoim wpisie stwierdził, że istotą wizyty patriarchy Cyryla w Polsce jest „wielkie wezwanie do wspólnego świadectwa chrześcijan w obliczu wielkiej ekspansji cywilizacji śmierci”. Naczelny Fronda.pl nazwał nawet to, co możemy właśnie obserwować „budowaniem koalicji na wojnie o cywilizację”. Nie rozumiem tej egzaltacji red. Terlikowskiego, zwłaszcza w sytuacji, gdy dobrze wiemy, kim patriarcha Cyryl jest.
A jest on nie tylko prawdopodobnym współpracownikiem KGB oraz przyjacielem Łukaszenki (któremu w 2010 „z całego serca” gratulował „zwycięstwa” w wyborach prezydenckich). Jest też chyba jedynym duchownym o przydomku „tytoniowy biskup”, ponieważ w latach 90. (korzystając z przywilejów dla Cerkwi) zarobił miliardy rubli na handlu papierosami. Zdobyte pieniądze zainwestował na kolejne podejrzane sposoby.
Krótko mówiąc, Cyryl jest po prostu członkiem rządzącej Rosją bezpieczniackiej oligarchii, oddelegowanym akurat na odcinek kościoła. Oczywiście nie jedynym. U nas w strukturach kościelnych byli agenci bezpieczeństwa, ale w Rosji Cerkiew była po prostu fragmentem KGB. A teraz rosyjscy hierarchowie są jednymi z kluczowych urzędników państwa – podobnie zresztą, jak to było za czasów carów.
Doceniam troskę red. Terlikowskiego o cywilizację życia, ale czy naprawdę uważa, że życia można bronić razem z przemytnikiem fajek? Owszem, można z takim człowiekiem prowadzić negocjacje i dyplomację na wysokim szczeblu (bo dziś nie chodzi o Polskę, chodzi o kontakty Watykanu z Kościołami Wschodnimi, nasze sprawy to tylko odprysk). Wiara jednak w to, że Cyryl podziela troskę o „walkę o duszę Europ” jest naiwnością.
Zresztą, może i Cyryl chce naszych dusz, tak jak chce ich Putin. Ale naprawdę, obaj ci panowie nie mają bynajmniej zbożnych celów.
Na koniec dodam, że zdumiewa mnie końcowy passus tekstu red. Terlikowskiego: Gdy toczy się wojna o życie, o rodzinę, o małżeństwo nie lustruje się sprzymierzeńców, nie analizuje się ich przeszłości, nie krytykuje się wspólnoty, z której pochodzą, ale razem broni się tego, co najważniejsze.
Naprawdę? To znaczy, że w polskim Kościele też nie musimy dbać o przeszłość, nie lustrować? Mocne słowa, jak na kogoś, kto sporo swojej pracy poświęcił na wyjaśnianie prawdy o przeszłości niektórych polskich hierarchów kościelnych...
Inne tematy w dziale Polityka