Ryszard Szewczyk Ryszard Szewczyk
2301
BLOG

O teorii sprawiedliwości dystrybutywnej Rawlsa

Ryszard Szewczyk Ryszard Szewczyk Polityka Obserwuj notkę 2

 

W 1971 roku ukazała się po raz pierwszy „Teoria sprawiedliwości” Johna Rawlsa, amerykańskiego egalitarysty, zyskując od razu entuzjastyczne przyjęcie[1]. Nawet R. Nozick, autor, którego trudno posądzać o sympatie dla egalitarystów, stwierdził, co następuje (Nozick 2010 [1974], s. 218): „To obfite źródło pouczających idei zebranych we wspaniałą całość. Filozofowie polityki muszą teraz albo pracować na gruncie teorii Rawlsa, albo wyjaśnić, dlaczego tego nie robią.”
Wprawdzie nie jestem filozofem, a filozofem polityki w szczególności, więc to wyzwanie jest jakby nie do mnie skierowane, ale głos jednak zabrać muszę. Powodem jest zaś to, że teoria sprawiedliwości dystrybutywnej Rawlsa zahacza o sprawy, którymi zajmuję się w ramach ekonomii personalistycznej. Mam w związku z tym nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.
Autor „Teorii sprawiedliwości” podjął w swym liczącym przeszło 800 stron dziele próbę stworzenia obiektywnej (pozytywnej) teorii sprawiedliwości społecznej. W tym celu wychodzi w swych rozważaniach od stanu tzw. pierwotnego położenia spełniającego założenia tzw. zasłony niewiedzy, w którym to stanie nikt nic nie wie ani o sobie, ani o swojej przyszłości, a wszyscy muszą ustalić na zawsze podstawowe zasady życia i działania całego społeczeństwa, licząc się z tym, że każdy może znaleźć się w sytuacji najgorzej sytuowanego. Z tych warunków wyjściowych mają wynikać dwie racjonalne i powszechnie aprobowane przez wszystkich zasady sprawiedliwości jako bezstronności (justice as fairness) (Rawls 2009, s. 107): „Pierwsza: każda osoba ma mieć równe prawo do jak najszerszego systemu równych podstawowych wolności możliwego do pogodzenia z podobnym systemem wolności dla innych. Druga: nierówności społeczne i ekonomiczne mają być tak ułożone, by zarówno (a) można się było rozsądnie spodziewać, że będzie to z korzyścią dla każdego, jak i (b) wiązały się z pozycjami i urzędami otwartymi dla wszystkich”.
Zasady te mają być ujęte w porządek szeregowy, tak by pierwsza zasada miała pierwszeństwo przed drugą. Znaczy to, że odstępstw od pierwszej zasady nie można usprawiedliwić ani skompensować zwiększeniem korzyści społecznych i ekonomicznych (tamże, s. 108). Trochę dalej ( s.139) Rawls skorygował nieco drugą zasadę, stwierdzając: „Społeczne i ekonomiczne nierówności powinny być ułożone tak, by (a) było to z największą korzyścią dla najgorzej sytuowanych, i żeby (b) nierówności te były związane z pozycjami i urzędami otwartymi dla wszystkich na warunkach autentycznej równości szans.”
Jałowe byłoby podważanie racjonalności założeń pierwotnego położenia, jeżeli tylko abstrahujemy od tego, że osoby znajdujące się w tym stanie są w ogóle czegokolwiek świadome i że mogą godzić się lub nie godzić na cokolwiek. Warto jednak uzupełnić to założenie spostrzeżeniem, że nie tylko w stanie pierwotnego położenia nikt nie zna swojej przyszłości, bo twierdzenie to jest prawdziwe dla każdej bieżącej chwili życia każdego człowieka. Różnica między stanem pierwotnego położenia w sensie Rawlsa a bieżącą chwilą polega jedynie na tym, że – nie znając swojej przyszłości – w każdej chwili swojego życia rzeczywisty człowiek wie o sobie bardzo wiele, i w większości wypadków ma określone cele i plany na przyszłość, podczas gdy w stanie położenia pierwotnego, zgodnie z założeniem, nikt nie wie o sobie dokładnie nic.
Rzeczywisty problem z teorią sprawiedliwości dystrybutywnej leży jednak nie w założeniach dotyczących pierwotnego położenia i wyprowadzanych z niego dwóch zasad sprawiedliwości. O wiele ważniejsze jest to, że w całej pracy autor buduje teorię sprawiedliwości rozumianą jako sprawiedliwość w dzieleniu bogactwa i dochodu, stąd nazwa teoria sprawiedliwości dystrybutywnej, a ani raz nie wspomniał o udziale w tworzeniu tego bogactwa i dochodu. Rozpoczyna oczywiście od zasady równego udziału w podziale, aby później dopuścić udziały nierówne, ale tylko wtedy, gdy najwięcej korzystają na tej nierówności najgorzej sytuowani z zachowaniem prymatu zasady wolności i autentycznej równości szans.
Warto zauważyć, że druga z przytoczonych wyżej zasad sprawiedliwości zawiera ukryte założenie, iż pozycje i urzędy są źródłem korzyści dla tych, którzy te urzędy sprawują, i że korzyści te są niezależne od kwalifikacji („… dla wszystkich na warunkach autentycznej równości szans” ). To akurat potwierdzają doświadczenia we wszystkich krajach świata. Wszędzie bowiem lukratywne posady w urzędach i równie lukratywne stanowiska w przedsiębiorstwach i instytucjach publicznych otrzymują różni „krewni i znajomi królika”, niemający najczęściej pojęcia o tym, co należy tam robić poza braniem pieniędzy.
Abstrahując jednak od takich skojarzeń, teoria Rawlsa opiera się na przyjętej a priori tezie, że tzw. pierwotny podział produktu społecznego jest niesprawiedliwy, ponieważ stosunkowo nieliczna grupa posiadaczy środków produkcji, czyli kapitalistów, dostaje w efekcie tego podziału nieproporcjonalnie więcej niż reszta społeczeństwa, która tych środków nie posiada. Z tego powodu – zdaniem wszystkich ideologów tzw. sprawiedliwości społecznej – konieczna jest ingerencja państwa, które za pomocą podatków i transferów publicznych dokonuje redystrybucji, czyli wtórnego podziału tego dochodu, przez co doprowadza do polepszenia tych proporcji, nie usuwając jednak do końca nierówności.
Tu odejdziemy na chwilę od teorii Rawlsa, aby uzupełnić i wyjaśnić, że jako obiektywnego, bo opartego na danych liczbowych, dowodu nierówności podziału używa się zazwyczaj tzw. krzywej Lorenza, która obrazuje wielkość odchyleń krzywej rzeczywistego podziału dochodu narodowego lub całkowitego majątku od podziału proporcjonalnego. Krzywa ta faktycznie opisuje stan rzeczy zgodny z rzeczywistością. Nie podlega bowiem dyskusji, że zarówno stan majątkowy, jak i osiągane na bieżąco dochody różnych ludzi są różne. Taka „obiektywna” prawda stwarza jednak tylko pozory obiektywizmu, albowiem pokazuje skutki bez ich związku z przyczynami. A przecież zarówno stan majątkowy każdej osoby, jak i jej bieżące dochody nie są niezależne od tego, co działo się z nią i u niej do momentu, w którym badamy jej stan majątkowy względnie dochodowy i porównujemy w tym aspekcie z sytuacją innych ludzi. To samo dotyczy porównań grupowych.
Pokażmy to na prostym przykładzie liczbowym. Obiektywnie przeciętny architekt ma dochody kilkakrotnie wyższe niż przeciętny niewykwalifikowany robotnik. Obiektywnie też niewykwalifikowanych robotników jest więcej niż architektów . Gdyby przyjąć, że w danej populacji jest 10 architektów, z których każdy osiąga w miesiącu średnio 15 tysięcy złotych dochodu, oraz 1000 robotników niewykwalifikowanych zarabiających średnio 1500 złotych miesięcznie każdy, to krzywa Lorenza pokaże obiektywnie, że przeszło 99% członków tej populacji otrzymuje tylko niecałe 81% dochodu podczas gdy pozostały niecały 1 % ludności zawłaszcza aż przeszło 9% dochodów tej populacji. To są niezaprzeczalne fakty.
Czy jednak podanie samych obiektywnych parametrów krzywej Lorenza nie jest manipulacją faktami? Przecież trudno zaprzeczyć, że pierwotnym źródłem takiej nierówności jest fakt, że zdecydowana większość robotników niewykwalifikowanych to ludzie, którzy zakończyli swoją edukację i nabywanie różnych umiejętności na poziomie elementarnym, nie wysilając się szczególnie, podczas gdy wysiłki i nakłady tego, kto jest aktualnie architektem, aby przygotować się do swojego zawodu, trwały o wiele dłużej i miały bardziej intensywny i wyczerpujący charakter. W rezultacie starań tych dwóch kategorii osób w przeszłości ich produkty należą teraz do zupełnie różnych klas towarów, co oczywiście znajduje swój wyraz w uzyskiwanej za nie cenie, a tym samym w osiąganych dochodach ze sprzedaży tych towarów. Człowiek wszak osiąga dochód nie za to, że jest człowiekiem, lecz za swój produkt, pod dodatkowym warunkiem, że ten produkt jest komuś potrzebny.
Warto w związku z tym zapytać, co jest niesprawiedliwego w tym, że projekt domku jednorodzinnego kosztuje na rynku powiedzmy 7 tysięcy złotych, a za usługi pomocnika murarza nikt nie chce dać więcej niż 2 tysiące złotych za miesiąc, albo że zwykły nowy rower kosztuje na rynku powiedzmy 1000 złotych, podczas gdy najtańszy samochód w salonie – 30 tysięcy? To są przecież zupełnie różne produkty i ich sprzedawcy muszą dostać zupełnie różne dochody za ich sprzedaż. Domaganie się równości w podziale efektów wysiłku wszystkich ludzi bez równości udziału w powstawaniu tych efektów ma tyle wspólnego ze sprawiedliwością, co krzesło z krzesłem elektrycznym.
A to właśnie Rawls buduje teorię sprawiedliwości podziału bez związku z udziałem w tworzeniu tego, co ma być dzielone. Jak wspomniano, dopuszcza on nierówności w podziale tylko wtedy, gdy nierówności te są z najlepszą korzyścią dla najgorzej sytuowanych. W kilku miejscach swojego dzieła Rawls postuluje kompensację dla tych, „do których szczęście się nie uśmiechnęło”. Oto odpowiednie cytaty:
S.160: „(…) zasad[a] kompensacji, która to zasada głosi, że nierówności niezasłużone wymagają kompensacji; a skoro nierówności wynikające z urodzenia i naturalnych talentów są niezasłużone, powinny zostać jakoś skompensowane” (tu odnośnik do: H. Spiegelberg, A Defence of Human Equality, „Philosophical Review” 1944, t. 53, s. 101, 113-123, oraz D.D. Raphael, Justice and Liberty, „Proceedings of the Aristotelian Society” 1950-1951, t.51, s. 187 n.)
S. 161: „Ale jakichkolwiek zasad byśmy się trzymali, roszczenia kompensacyjne powinny być wzięte w rachubę. Ma to stanowić jeden ze składników naszej koncepcji sprawiedliwości.”
S. 162: „Życzliwiej potraktowani przez naturę, kimkolwiek są, mogą korzystać z tej przychylności losu jedynie pod warunkiem, że poprawia to sytuację tych, do których szczęście się nie uśmiechnęło. Nikt nie zasłużył na dane mu przez naturę większe możliwości ani na korzystniejsze miejsce startowe w społeczeństwie. (…) Można natomiast tak urządzić strukturę podstawową, by te przypadkowe okoliczności pracowały dla dobra najgorzej sytuowanych.”
Warto wobec tego postawić zasadnicze pytanie dotyczące owej struktury podstawowej”, a mianowicie kto i na jakiej podstawie ma decydować o tym, kto został „życzliwiej potraktowany przez naturę”, a kogo zaliczyć do „najgorzej sytuowanych”, a także jakie jest kryterium „niezasłużonych nierówności”? No bo mam poważny dylemat, czy fakt, że A. Einstein nie potrafił malować jak P. Picasso, powinien zostać jakoś skompensowany Einsteinowi, czy też to on powinien skompensować coś Malarzowi? Albo czy fakt, że S. Hawking, jeden z największych współczesnych fizyków-kosmologów, jest od kilkudziesięciu lat przykuty do wózka inwalidzkiego i porozumiewa się za pomocą specjalnego programu, ma być intepretowany tak, że został życzliwiej potraktowany przez naturę, czy wręcz przeciwnie, należy go zaliczyć do tych gorzej sytuowanych? A czy fakt, że ja nie potrafię grać w piłkę jak R. Lewandowski, albo boksować jak A. Gołota, upoważnia mnie do starania się o kompensację, czy też raczej ja powinienem skompensować coś panom Lewandowskiemu i Gołocie? Nie są to oczywiście ani wszystkie, ani nawet najważniejsze tylko przypadki budzące wątpliwości co do samej istoty teorii sprawiedliwości Rawlsa.
Rawls przejawia chwilami zdrowy rozsądek, na przykład wtedy, gdy stwierdza (s. 162-3), że „[n]aturalna dystrybucja nie jest sprawiedliwa ani niesprawiedliwa; nie jest też niesprawiedliwe, że ludzie rodzą się w określonych społecznych pozycjach. Są to po prostu fakty naturalne.” Nie starcza go jednak na długo, bo zaraz niżej sobie przeczy, dodając: „Sprawiedliwe czy niesprawiedliwe jest to, w jaki sposób instytucje z tymi faktami sobie radzą. Społeczeństwa arystokratyczne i kastowe są niesprawiedliwe, bo czynią z przypadkowości dystrybucji naturalnej podstawę przypisywania jednostek do mniej czy bardziej zamkniętych i uprzywilejowanych klas społecznych.”
Okazuje się więc, że mimo iż ta „naturalna dystrybucja” nie jest niesprawiedliwa, to jednak jest niesprawiedliwa i dlatego musi się z tym biedak uporać. A właściwie nie tyle on, ile instytucje, rozumiem – instytucje powoływane przez władze i kierowane przez oświeconych filozofów-egalitarystów, którzy jako jedyni potrafią właściwie ocenić sytuację i podjąć jedynie słuszne decyzje. To takie właśnie instytucje mają sobie radzić z tą sprawiedliwą niesprawiedliwością lub niesprawiedliwą sprawiedliwością (niepotrzebne skreślić). To właśnie jest znakomity i stosowany chętnie przez inżynierów społecznych zabieg terminologiczny, który ma zakamuflować to, że za instytucjami chowają się ci, którzy sami siebie uznali za wiedzących lepiej, co jest dla innych dobre, i postanowili uszczęśliwiać ich według własnych recept. Jedynie słusznych oczywiście, bo zgodnych ze sprawiedliwością jako bezstronnością.
J.J. Russeau zaprojektował obywatela (citoyen), czego późniejszym skutkiem było to, że każdy, kto nie mieścił się w normie, nie mógł korzystać z égalité, fraternité, a zwłaszcza z liberté, wypisanych na sztandarach rewolucji francuskiej, gdyż był uznawany za invivable i niezwłocznie skracany o głowę. Rawls z kolei zaprojektował system sprawiedliwości jako bezstronności, który – podobnie jak tamten – nie może się obejść bez oświeconych filozofów-egalitarystów, którzy jako jedyni potrafią ocenić, czy fakt, że ktoś jest garbaty, jest błogosławieństwem losu, czy też jego przekleństwem, i jeżeli uzna, że jest garbaty niesłusznie, to każe mu to skompensować, a gdy słusznie – to wręcz przeciwnie.
Sprawiedliwość dystrybutywna to jest to!
Literatura
Rawls J. (2009), Teoria sprawiedliwości. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa.
Nozick R. (2010), Anarchia, państwo i utopia. Wydawnictwo Aletheia, Warszawa.


[1] Dla potrzeb tego tekstu korzystałem z polskiego wydania z 2009 r. (dalej Rawls 2009).

Absolwent Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Krakowie (obecnie Uniwersytet Ekonomiczny). Tam uzyskany doktorat i habilitacja z zakresu finansów międzynarodowych. Przez pewien czas, do 2006 roku, kierownik Katedry Bankowości AE w Krakowie. Współzałożyciel i przez 9 lat rektor Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Bochni. W latach 2006-2014 profesor Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Aktualnie profesor nadzwyczajny Wydziału Zamiejscowego w Bochni Staropolskiej Szkoły Wyższej w Kielcach. Inicjator nowej dyscypliny naukowej, jaką jest Ekonomia personalistyczna. Publikacje dostępne na stronie www.szewczyk.net.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka