Przepraszam, ale jak tego nie robię tak mnie jeden z blogerów ... nawet nie zjeżył, ale chyba podłamał, więc odniosę się do jego tekstu. Napisał bowiem o tym, że dla kibiców ważniejsze są puby, piwo i mecze niż krakowskie zabytki, muzea i takie tam... Powołał się na rozmowę z mądrą w tej kwestii panią. To tak w skrócie oczywiście. Napisałam pod Jego wpisem komentarz, bo z racji dzisiejszego zmęczenia pracą (bo niedawno wróciłam) muszę się gdzieś wyżyć i może powtórzyć co powiedziałam. A powiedziałam tak:
"Ale chrzanicie... No to co, że siedzą w pubach i piją piwo? To znaczy, że to niedokształceni debile? Że ktoś do muzeum nie poszedł? No zlitujcie się. A może już w nich byli? A może pójdą we wtorek? Co za pierniczenie. Ja też jutro nie pójdę do muzeum, tylko będę oglądać przy piwie mecz Polska-Czechy. Nie wiem czy mi to ujmie w Waszych oczach zwojów, ale czochra mnie to. Takie powiedzenie mojego znajomego bardzo adekwatne (i posiada on tytuły naukowe): "Jak się modlę, to się modlę - jak p*lę, to p*lę". "
Tak więc bardzo proszę nie mylić kibica z kretynem i Igrzysk sportowych z festiwalem sztuk teatralnych. Nie wrzucać również do jednego wora mnie z debilem i utożsamiać kogoś oglądającego mecze z zacofanym, zachlanym i zboczonym niedoukiem. Rozumiem, że kunsztowny kieliszek szampana przy instalacji przedstawiającej kupę gwoździ z jabłkiem na czubku, co jest nazwane "Dalekowschodnie cierpienie pokoleń", jest bardziej cenne niż wczorajsze emocje Irlandczyków i Hiszpanów przed i nawet po meczu? Już pomijam, że po takich wernisażach muzealnych towarzycho bywa nawalone bardziej niż ja kibic po całych Mistrzostwach Europy razem wziętych, a kto się z kim wtedy ryćka w imię sztuki i doznań estetycznych, to nawet paparacce nie wyczają.
Tak więc "Polska biało-czerwoni!!!" i byle piwo było jutro zimne.
