W roku 1993 Urząd Ochrony Państwa miał za zadanie przechwycić z rąk byłego esbeka teczki kilku czołowych działaczy solidarnościowych. Kilka lat wcześniej teczki te zostały przez esbeka wyniesione do domu. Na pozór operacja była prosta: należało dostać się do domu esbeka i teczki znaleźć. Na przeszkodzie stało prawo.
UOP wpadł na pomysł: sprowokować esbeka do przestępstwa, złapać go na gorącym uczynku, przymknąć w areszcie - i wtedy przeszukać jego dom. Jak pomyślał, tak zrobił. Nielegalnie ale skutecznie.
Po 14 latach w Polsce służby specjalne nie muszą już tak kombinować. Mają prawo do prowokacji, zakupu kontrolowanego, fałszowania dokumentów i do przeszukania dowolnego mieszkania praktycznie bez powodu. Praktycznie, bo pretekstem może być anonimowy telefon z budki telefonicznej oskarżający o cokolwiek.
Pamiętamy niedawną akcję w Warszawie, kiedy służby pod pretekstem poszukiwania kryminalisty wysadziły w powietrze drzwi wejściowe do domu syna jednego z polityków. Przeszukali mieszkania polityka i jego syna - i wyszli. "Policja miała poważne podejrzenia", "informacja nie potwierdziła się" - i tyle wyjaśnienia. Akcja zgodna z prawem.
Były szef MSWiA Janusz Kaczmarek w wywiadzie dla "Newsweeka" powiedział, że "w momencie akcji ABW przeciwko Barbarze Blidzie nie było dowodów, że popełniła przestępstwo. A minister Zbigniew Ziobro o tym wiedział". Więc sytuacja była podobna. Służba specjalna weszła do mieszkania obywatelki i robiła w tym mieszkaniu co chciała bez potrzeby urządzania jakichś prowokacji. Strata czasu. Był pretekst - zeznania kryminalistki. Wejście do mieszkania zgodnie z prawem.