wschood wschood
422
BLOG

Okupacja: fakty i mity [Sowiecki ruch partyzancki cz.3]

wschood wschood Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Sowiecki ruch partyzancki z punktu widzenia Mokswy i Berlina

„GDY POŚLE NAS W BÓJ TOWARZYSZ STALIN"1]

    

Na okupowanych terenach partyzanci kierowali się rozkazami J.W.Stalina Naczelnego Dowódcy i narkoma obrony, oraz dyrektywami Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego. 1 września 1942 roku Stalin uroczyście przyjął przywódców ruchu. Po wojnie Ponomarienko tak streścił wystąpienie na przyjęciu Naczelnego Dowódcy: „W związku z planem rozwoju ogólnonarodowego ruchu partyzanckiego i podanymi przez partyzantów uwagami, że rozwój ruchu ogranicza brak uzbrojenia J. W.Stalin ponownie podkreślił fakt, że nie należy separować się od ludzi, chcących wstąpić do partyzantki i walczyć z najeźdźcą. Trzeba uczynić sprawą pierwszorzędną zdobycie broni od przeciwnika oraz uzbrojenie nowych żołnierzy i nowopowstałe oddziały. Gdy będzie możliwy transfer również wspomożemy partyzantów bronią z centrum. Dawajcie pracę wszystkim, którzy chcą walczyć z wrogiem. Pewna ilość ludzi w oddziałach może być i bez broni, przy wszelkich pracach pomocniczych, jako zwiadowcy i łącznicy w miejscu zamieszkania.Twórzcie rezerwy ruchu partyzanckiego. Z nich będziecie mogli zawsze czerpać uzupełnienie dla jednostek i tworzyć nowe oddziały. Naród od razu zobaczy, że jesteście uzbrojeni i zorganizowani. Nie odgradzajcie się od niego. I to zawsze będzie wywoływać przypływ poparcia narodowego, co jest podstawą waszej siły”.

Po tym spotkaniu pojawiło się jedno z głównych rozporządzeń narkoma obrony z 5 września 1942 roku „O zadaniach ruchu partyzanckiego”. Była w nim mowa o tym, że: „ruch partyzancki powinien stać się ogólnonarodowy.Istniejące teraz oddziały partyzanckie nie powinny się izolować, tylko wciągać do walki partyzanckiej coraz szersze warstwy społeczne. Trzeba na równi z organizacją nowych oddziałów partyzanckich tworzyć kontrolowane rezerwy. Właśnie z nich należyczerpać uzupełnienie lub formować dodatkowe oddziały. Sprawa powinna być poprowadzona tak, by nie było ani jednego miasta, wsi, osiedla na tymczasowo okupowanym terenie, gdzie by nie istniała tajna bojowa rezerwa ruchu partyzanckiego. Te rezerwy powinny być liczebnie nieograniczone, powinny wciągać do siebie wszystkich uczciwych obywateli i obywatelki, chcących się wyzwolić od niemieckiego ucisku. Podstawowe zadania ruchu partyzanckiego to: rozbicie tyłów przeciwnika, zlikwidowanie jego sztabów i innych urzędów wojskowych, zniszczenie kolei i mostów, podpalanie i wysadzanie magazynów i koszar, likwidacja żywej siły przeciwnika, branie do niewoli lub likwidowanie przedstawicieli władz niemieckich”.

Powyższe rozporządzenie zalecało „w miarę możliwości zboże rozdawać mieszkańcom, a jeżeli nie można tego zrobić, zniszczyć całkowicie”.

Stalin był niezadowolony z tego, że „działaniami partyzantów nie są jeszcze objęte miasta”. Dlatego żądał: „Oddziały partyzanckie, poszczególne organizacje i dywersanci mają przedostać się do wszystkich miast dużych i małych i rozwinąć tam na szeroką skalę działalność zwiadowczą i dywersyjną. Niszczyć i palić węzły łączności, elektrownie, kotłownie, źródła zaopatrzenie w wodę, magazyny, zbiorniki z benzyną i inne obiekty, mające znaczenie militarne i gospodarcze. Bezwzględnie zabijać lub brać do niewoli faszystowskich działaczy politycznych, generałów, wysokich urzędników i zdrajców naszej ojczyzny pracujących dla wroga. W tym celu nieustannie obserwować generałów i wysokich urzędników. Ustalać, co robią, gdzie mieszkają, gdzie i w jakich godzinach pracują, dokąd i którędy jeżdżą lub chodzą, kogo z miejscowej ludności znają, jak się zachowują, kto i jak ich ochrania”.

Stalin zalecał członkom oddziałów partyzanckich: „prowadzić nieustanną pracę zwiadowczą w interesie Armii Czerwonej (…). Właściwie dobierać ludzi odpowiednich do prowadzenia tajnej służby zwiadowczej i wprowadzać ich na stanowiska w stworzonych przez Niemców lokalnych urzędach i instytucjach, do fabryk, zajezdni, stacji, przystani, telegrafu, telefonu, lotniska, magazynów i składów, do ochrony niemieckich urzędników, w gestapo i jego szkoły, jak również do wszystkich innych urzędów i organów obsługujących armię lub lokalną administrację niemieckich władz (…). Dane wywiadu szpiegowskiego i partyzanckiego zwiadu niezwłocznie przekazywać Centralnemu Sztabowi Ruchu Partyzanckiego.

Kierownicze organy ruchu partyzanckiego – dowódcy i komisarze oddziałów partyzanckich – mają na równi z działaniami wojskowymi rozwinąć i prowadzić wśród ludności nieustanną działalność polityczną, uświadamiać prawdę o Związku Sowieckim,  bezwzględnej walce Armii Czerwonej i całego sowieckiego narodu przeciwko faszystowskim zaborcom, nieuchronnej zagładzie krwiożerczych okupantów. Ujawniać kłamliwą niemiecką propagandę, wpajać nienawiść i złość do niemieckich zaborców. W tym celu trzeba organizować wydawanie gazet, ulotek i innych drukowanych materiałów na okupowanych terenach”.

Zauważę, że taka obfitość zadań, które według ideału powinni wykonać partyzanci, doprowadzała do rozproszenia wysiłków. Być może gdyby, jak radził I. G. Starinow, ruch partyzancki skupił się na działaniach grup wykwalifikowanych saperów zaopatrzonych w wystarczającą ilość materiałów wybuchowych, czy na łączności przeciwnika. Gdyby bojownicy nie rozpraszali się napadami na garnizony policyjne, a dowódcy nie gonili za liczebnym wzrostem oddziałów, przyniosłoby to więcej korzyści dla Armii Czerwonej.

Lecz Stalin żądał, by ruch partyzancki był masowy, i przywódcy partyzanccy zmuszeni byli się do tego stosować. W decyzji V plenum KC Komunistycznej Partii Białorusi z 28 lutego 1943 roku „O sytuacji i celach działalności organów i organizacji partyjnych na okupowanym terenie Białorusi” podkreślono „wagę wzmocnienia działalności politycznej na zachodnich obwodach Białorusi w celu dalszego rozszerzania ruchu partyzanckiego i zaangażowania się w niego szerokich warstw pracujących z zachodnich obwodów, jak również jako przeciwwagę dla prowadzonej nacjonalizacji ludności ze strony różnych nielegalnych polskich organizacji (…).Biorąc pod uwagę obecność większych tajnych rezerw partyzanckich i ogromne zwiększenie aktywności bojowej narodu przeciwko niemieckim zaborcom należy tworzyć nowe oddziały partyzanckie, wydzielając dla nich pewną część broni a z istniejących już oddziałów wybierając sprawdzonych dowódców i komisarzy, komunistów i komsomolców jako organizatorów. Wszystko po to, by w nowych oddziałach partyzanckich znajdowali się częściowo ludzie, którzy działali wcześniej jako partyzanci, uzbrojeni w broń palną, a częściowo bojownicy z ludności, uzbrojeni w broń białą, widły, piki, brzeszczoty itd. Najpilniejszym zadaniem tych oddziałów jest zdobycie broni palnej dla wszystkich jednostek i dla rezerwy (…).

Biorąc pod uwagę, że wiele oddziałów partyzanckich Białorusi jest uzbrojonych głównie w broń krajową, a amunicję i naboje mogą zdobywać z zasobów niemieckich, plenum KC KP(b)B podkreśla ogromne znaczenie wynalezienia maszyny do przeładowywania i dostosowania niemieckich nabojów do krajowego kalibru, jako jeden z podstawowych sposobów zabezpieczenia oddziałów partyzanckich w amunicję. Wytworzono i posłano do oddziałów partyzanckich Białorusi 200 takich maszyn.

Plenum KC KP(b) Białorusi zwraca uwagę dowódców i komisarzy oddziałów partyzanckich, podziemnych organizacji partyjnych i przywódców centrów na konieczność zdecydowanej walki z wszelkiego rodzaju przejawami nieprawidłowego zachowania w stosunku do ludności, ze zjawiskiem szabrownictwa, bezprawnych rewizji, konfiskat mienia, pędzeniem samogonu, z nieprawidłowym traktowaniem kobiet i dziewcząt, przyjmującym czasem formę zmuszania do współżycia. Należy walczyć z niemoralnym postępowaniem niektórych dowódców i komisarzy, którzy nie pamiętają o swoim znaczeniu na tyłach i odpowiedzialności przed partią i narodem.Nie można tolerowaćdowódców i komisarzy, którzy zapomnieli, że to oni są przedstawicielami sowieckiej władzy i partii na tyłach, nie pamiętają, że powinni być krystalicznie czyści, bo na nich patrzy lud, pragnący otrzymać przykład, pomoc, wskazówki. Nie będziemy akceptować u władzy ludzi, którzy zamiast rozszerzania walki partyzanckiej, dowodzenia walką narodową, zeszli na ścieżkę moralnego zepsucia”.

W tym samym czasie Ponomarienko wydał dyrektywę Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego do partyjnych (sowieckich i komsomolskich) organizacji, w której żądał: „Dla zniszczenia wroga nie obawiajcie się używać wszelkich środków: duście, rąbcie, palcie, trujcie faszystowską gadzinę”.

Pantelejmon Kondratowicz ustnie odrzucał przymusową mobilizację do oddziałów, lecz w praktyce żądał całkowitego rozszerzenia ruchu partyzanckiego, faktycznie sankcjonując taką mobilizację. W lutym 1943 roku pisał on do swojego pełnomocnika z obwodu pińskiego na Białorusi Aleksieja Jefimowicza Kleszczewa: „Macie ogromne zaplecze do rozszerzenia ruchu. Polesie w minionych wojnach zawsze wykazywało największy rozmach walki partyzanckiej. U Was są niezliczone rezerwy dla ruchu, i uważamy, że ilość partyzantów i oddziałów, które wymieniacie w swoim sprawozdaniu to bardzo skromne cyfry. Mogą być one o wiele większe. Więc Wasze zadanie polega na tym, by rozszerzyć masową walkę partyzancką z niemieckimi zaborcami (…). Należy surowo przyjrzeć się zachowaniu poszczególnych oddziałów i dowódców w stosunku do ludności. Nieprawidłowe traktowanie, szabrownictwo i inne zniewagi powinny być uważane za najcięższe przestępstwa. Trzeba mieć na uwadze, że bardzo skutecznym środkiem wykorzystywanym przez Niemców jest posyłanie do oddziałów swoich agentów, którzy udając partyzantów znęcają się nad ludnością i tym samym zniechęcają do udziału w ruchu”.

Trzeba przyznać, że nie tylko „zasłannyje kazaczki” [szpiedzy przyp.tłum.], lecz również prawdziwi partyzanci dokonywali różnego rodzaju przemocy na ludności cywilnej: rabowali, gwałcili, zabijali. Natomiast rodziny starostów lub policjantów, nawet osoby podejrzane o współpracę z okupantami niekiedy czekała bolesna śmierć. Tu ludzie Ponomarienki byli nie mniej okrutni niż oddziały karne Niemców i ich sojuszników.

Zresztą, w pewnych przypadkach przymusowa mobilizacja, zgodnie z przekonaniem Pantelejmona Kondratowicza, odgrywała swego rodzaju ochronną rolę wobec zwolenników partyzantów. W 1944 roku, robiąc bilans utwierdzał: „Część osób, pragnąc pomagać partyzantom, bała się jednocześnie o los swoich rodzin, w stosunku do których okupanci zastosowaliby represje i ubezpieczając się od takich konsekwencji, stosowali różne podstępy. Na przykład w rejonie łohojskim w obwodzie mińskim zwrócili się do nas z prośbą, aby zainscenizować napad na wsie i „przymusowe” zabranie ze sobą mężczyzn, by dać w ten sposób możliwość wejścia chętnym do oddziału partyzanckiego, nie obawiając się zemsty policjantów na rodzinach. Mobilizowani do BKO [Bielorusskaja Krajewaja Oborona - Białoruska Obrona Krajowa] czekali, kiedy im wydadzą broń, by można było przejść do partyzantów”.

Dokładnie rzecz ujmując z powodu nadmiernej liczebności partyzantów pozbawionych amunicji, a zwłaszcza z powodu nieuzbrojonych tak zwanych „partyzanckich rezerw”, żadna krzywda Niemcom się nie działa. Odwrotnie, nieuzbrojeni ludzie w trakcie przeprowadzania na szeroką skalę antypartyzanckich operacji stawali się łatwym łupem dla członków oddziału karnego. Lecz rosnące szeregi cieszyły władzę. Ponomarienko z entuzjazmem meldował Stalinowi: „Zgodnie ze stanem na 1 czerwca 1943 roku ze sztabami partyzanckiego ruchu związanych jest 1061 oddziałów partyzanckich, ilość partyzantów – 142 006. Z ogólnej liczby oddziałów z 858 oddziałami jest łączność radiowa poprzez 268 radiostacji pracujących za linią frontu. Uwzględnione rezerwy ruchu partyzanckiego gotowe w każdej chwili sięgnąć po broń wynoszą 215 400 ludzi. W rzeczywistości rezerwy są liczniejsze. Sieć organizacji konspiracyjnych tworzą: podziemne komitety obwodowe partii – 14, podziemne komitety rejonowe partii – 106, główne podziemne organizacje partyjne na Białorusi – 472 z ilością komunistów – 4 395 ludzi. W pozostałych republikach i obwodach wiadomości o głównych organizacjach podziemnych brak. Na tyłach przeciwnika wydaje się drukiem republikańskie i obwodowe gazet – 14, gazety rejonowe – 69. Ruch partyzancki wciąż się rozszerza w rezultacie działań prowadzonych przez podziemne organizacje partyjne, oddziały i brygady. Oczekiwany jest spory napływ miejscowej ludności do oddziałów, zwłaszcza w związku z dążeniem ludności do uniknięcia ogłoszonej przez Niemców mobilizacji”.

Z dalszej części meldunku wynikało, że bynajmniej nie wszystko przedstawia się pomyślnie: „Sytuacja na tyłach staje się coraz bardziej napięta. Przeciwnik od kwietnia do maja tego roku przeprowadzał duże ekspedycje karne przeciwko działającym oddziałom partyzanckim w celu ich okrążenia i zlikwidowania.

Przeciwko smoleńskim partyzantom tylko w rejonie lasu i pułku Griszyna stacjonuje do 30 000 wrogich wojsk.

Przeciwko oddziałom partyzanckim z obwodu kalinińskiego przeciwnik prowadzi natarcie z siłą do 50 000 ludzi.

W miesiącu maju Niemcy rozpoczęli ofensywę przeciwko oddziałom partyzanckim stacjonującym w południowej części lasów briańskich. Do walki wkroczyło wojsko w ilości około 50 000 ludzi.

Na Białorusi w maju Niemcy rozpoczęli zmasowaną ofensywę przeciwko oddziałom partyzanckim w rejonie Biegoml w obwodzie mińskim. Do walki wkroczyło wojsko w ilości ponad 30 000 ludzi z ciężką artylerią i lotnictwem.

Pod koniec maja Niemcy rozpoczęli ofensywę dużymi siłami piechoty z artylerią i lotnictwem przeciwko oddziałom partyzanckim w rejonie Rzeczyca – Szatyłki, obwód homelski.

           Oddziały i brygady partyzanckie prowadzą nieprzerwane i zacięte walki, nękają wroga, zadają mu poważne ciosy. Jednakże wskutek trudności ze zdobyciem amunicji sami często znajdują się w ciężkim położeniu, potrzebują pomocy i wsparcia”.

Ponomarienko prosił, aby wzmocnić zaopatrzenie partyzantów drogą powietrzną, upierając się, że „rosnące zadania związane z organizacją i kierowaniem ruchem partyzanckim, konieczność przerzucania na tyły przywódców ruchu, zasilanie działających radiostacji, papier do wydawanych gazet, medykamenty, amunicja i materiały wybuchowe, wywożenie powrotnymi kursami ciężko rannych, wywóz jeńców i zbiegów złapanych przez partyzantów itd. wymaga zapewnienia niezbędnej ilości samolotów transportowych do realizacji zadań Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego”.

Niemcy czasami szacowali liczbę sowieckich partyzantów nawet wyżej, niż w sztabie Ponomarienki. W legendzie do mapy przedstawiającej działania sowieckich oddziałów partyzanckich na terytorium RFSRR, Białorusi i wschodniej Ukrainy ogólna liczba partyzantów była szacowana na 169-172 tysiące ludzi, przy czym za największe partyzanckie formacje uważane były: „armia Saburowa” – 9-12 tysięcy ludzi, dywizja Kowpaka – 5 tysięcy i Brygada im. Woroszyłowa na Białorusi, na czele której stał Markow – 7 tysięcy ludzi. Nie było żadnej możliwości, aby regularnie zaopatrywać drogą powietrzną taką ilość ludzi. Do tego brakowało i samolotów transportowych, i lądowisk w lasach.

Niekiedy doniesienia Wehrmachtu i SD o liczebności partyzantów wzbudzały duże wątpliwości wyższych instancji. Hermann Göring, jako pełnomocnik ds. realizacji planu czteroletniego odpowiedzialny za wykorzystanie gospodarcze zdobytych terytoriów wschodnich oświadczył w sierpniu 1942 roku na naradzie z urzędnikami administracji okupacyjnej: „Jeżeli pojawi się 10 partyzantów ze zwykłymi karabinami, to pododdziały wojskowe na tyłach komunikują, że wystąpiły całe dywizje. Popatrzcie na mapę: w którymś błotnistym lesie znajduje się jeszcze 175 uderzeniowa (sowiecka - Autor) dywizja. A tam na pewno zaledwie tuzin partyzantów (…)”.

W meldunku z 1 czerwca 1943 roku Ponomarienko, opierając się na relacji pełnomocnika Centralnego Sztabu Ruchu Partyzanckiego obwodu pińskiego A. J. Kleszczejewa, referował Stalinowi, że na Polesiu formacje partyzanckie Fiodorowa, Saburowa, Kożucharia, Mielnikowa i in. „ze względu na dobre zaopatrzenie uzbrojeniem i amunicją przeprowadzą pobór-mobilizację (do oddziałów) ludności w każdym wieku z obszarów, znajdujących się pod ich kontrolą, w tym również z naszego terenu w obwodzie pińskim. Osobiście skontaktowaliśmy się ze sztabami formacji Saburowa i Fiodorowa. Ci ostatni oddali do naszej dyspozycji świeżo zmobilizowanych partyzantów z naszego terenu. Ci ludzie nie są uzbrojeni. Nie obiecują nam pomocy w wyposażaniu z powodu rozszerzania mobilizacji i braku broni”.

Podlegające ukraińskiemu sztabowi ruchu partyzanckiego duże (kilka tysięcy ludzi) formacje Saburowa, Fiodorowa i in. miały dużą ilość broni i amunicji i działały przeważnie na zasadzie rajdów, nieustannie przemieszczając się o setki, a nawet tysiące kilometrów. Mogli oni pozwolić sobie na luksus przymusowej mobilizacji. Przecież w obcym kraju, na zachodniej Ukrainie, siłą zaciągnięci do partyzantki chłopcy (a czasami, co potwierdzają meldunki niemieckie, do partyzantki mobilizowane były także dziewczęta), znajdując się we wrogim otoczeniu ludności, która współpracowała z UPA, rzadko zdobywali się na dezercję.

Inna sytuacja była w białoruskich oddziałach partyzanckich, które podlegały Ponomarience. Każdy z nich przeprowadzał zazwyczaj operacje w ramach jednego-dwóch przyległych okręgów, ponadto odczuwali poważny brak amunicji a niekiedy też karabinów. Tu mobilizowani siłą znajdowali się blisko rodzimych miejscowości i przy pierwszej okazji zawsze mogli zdezerterować i wrócić do swoich wsi.

Przymusowa mobilizacja ludności przez partyzantów znalazła swe odbicie w niemieckich meldunkach. 14 października 1942 roku dowództwo tyłowego rejonu 2. Niemieckiej Armii Pancernej informowało o działaniach partyzantów: „Z różnych obwodów regionu docierają wiadomości o przymusowym poborze mieszkańców zdolnych do walki”. Sztab 221. Dywizji Bezpieczeństwa z Grupy Armii „Środek” 9 marca 1943 roku meldował: „W rejonie południowo-zachodniego Mierkułowa (65 km na północny-zachód od Homelu) zauważono od 400 do 500 źle uzbrojonych partyzantów. 20 procent partyzantów to przymusowo zaciągnięta miejscowa ludność”. Oczywiście, dla przywództwa tego oddziału najważniejsze było sprawozdanie o „wzroście oddziałów”. Przymusowa mobilizacja w danym wypadku była bezsensowna, jeżeli partyzantom tak ewidentnie brakowało broni, że o tym dobrze wiedzieli Niemcy.

Dążenie do masowości oddziałów nie wykluczało faktu, że kandydaci na „narodowych mścicieli” często podlegali starannej, a czasami nawet okrutnej weryfikacji. Do partyzantki przyłączali się zbiegli z obozów jeńcy. Niekiedy przed przyjęciem do oddziału poddawano ich surowym próbom. Biezrukow – czerwonoarmista, który z grupą kolegów uciekł z niewoli, w liście do rodziców opowiadał, jak zatrzymali ich ludzie wyglądający na policjantów: „Po naradzeniu się wyprowadzają nas na rozstrzelanie. Przygotowując się do śmierci poprosiłem o pozwolenie, aby zapalić. Potem powiedziałem, że nigdy bym się nie spodziewał, że ruski naród będzie rozstrzeliwać swojego ruskiego brata, i krzyknąłem na koniec: niech my trzej zginiemy za ojczyznę, ale zostaniemy pomszczeni. Jeden z tych, którzy nas aresztowali, zapytał: „za jaką ojczyznę, za hitlerowską czy za jaką?” Mówię – „za ruską ojczyznę”. Kiedy nas wyprowadzili na ulicę, aby wykonać wyrok tzn. rozstrzelać nas, ten który dowodził powiedział, że jesteśmy partyzantami. Cieszyliśmy się do łez, bo trafiliśmy do tej rodziny, której szukaliśmy!”.

W pewnym stopniu masowość oddziałów partyzanckich z 1943 roku stała się w istocie nieuchronnym złem. Coraz więcej ludzi chciało wziąć udział w ruchu partyzanckim, uciekali do lasu przed represjami niemieckich oddziałów karnych. Nie można było przecież wypędzić ludzi z powrotem na wieś, gdzie zapewne czekała by ich śmierć lub wywózka do Niemiec. Z drugiej jednak strony jeszcze bardziej palący stawał się problem zaopatrzenia, a duże liczebnie oddziały traciły zwinność i stawały się celem dla antypartyzanckich operacji prowadzonych na szeroką skalę. Być może racjonalniej byłoby spróbować wywieźć nadmiar ochotników na linię frontu dla uzupełnienia Armii Czerwonej. Ale z Moskwy, wręcz odwrotnie, szły surowe polecenia dla oddziałów i brygad, aby w żadnym wypadku bez specjalnego nakazu nie opuszczać tyłów wroga. Kierujący ruchem partyzanckim: Stalin i jego podwładni partyjni pracownicy i czekiści obawiali się, że jak dadzą partyzantom wolność, to rzucą się oni na linię frontu.  Obecność na tyłach wroga znacznych, przynajmniej na papierze, sił wzbudzało nadzieję, że wcześniej czy później sparaliżują one arterie transportowe przeciwnika, a w decydującym momencie udzielą skutecznej pomocy Armii Czerwonej w pogromie wroga.

W rzeczywistości najbardziej efektywne były nie operacje licznych, lecz źle przeszkolonych i wyposażonych oddziałów, a działania niedużych grup dywersyjno-terrorystycznych, przygotowanych specjalistycznie i wyposażonych w najnowocześniejsze środki do walki, które wysadzały w powietrze ważne obiekty wojskowe i likwidowały wysoko postawionych urzędników administracji okupacyjnej. Otóż grupa saperów z wielkim specjalistą w dziedzinie minowania I. G. Starinowem na czele, w listopadzie 1941 roku przy pomocy sterowanej radiem miny spowodowała wybuch szeregu budynków w Charkowie, w których znajdowały się niemieckie instytucje okupacyjne. W rezultacie zginął naczelnik garnizonu generał-lejtnant Georg von Braun i dziesiątki niemieckich oficerów. W składzie specgrupy działał legendarny Nikołaj Kuzniecow ten sam oberleutnant Paul Siebert, który zastrzelił wicegubernatora Dystryktu Galicja Otto Bauera i przewodniczącego Sądu Najwyższego Reichskommissariatu Ukraina Alfreda Funka. A najgłośniejszy zamach terrorystyczny zabójstwo komisarza generalnego Białorusi Wilhelma Kube 22 września 1943 roku było zorganizowane przez grupę, która podlegała bezpośrednio Centralnemu Sztabowi Ruchu Partyzanckiego i ukrywała cel swojego zadania przed mińskim podziemiem oraz przywódcami oddziałów partyzanckich Białorusi. Na czele grupy stał kapitan urzędu bezpieczeństwa państwowego S. I. Kazancew, który za udany zamach na Kube został awansowany na majora urzędu bezpieczeństwa państwowego (wyzwolenie Mińska przywitał on jako dowódca formacji partyzanckiej trzech brygad). Zwerbowani przez niego agenci potrafili przekonać pokojówkę komisarza generalnego, aby podłożyła pod łóżko swojego gospodarza minę z mechanizmem zegarowym. Wcześniej próbowano zlikwidować Kube przy pomocy miny, podłożonej w Mińskim Teatrze Dramatycznym. Miała ona wybuchnąć w czasie uroczystego spotkania z okazji rocznicy rozpoczęcia wojny przeciwko ZSRR 22 czerwca 1943. Lecz Kube opuścił teatr wcześniej niż mina eksplodowała. W rezultacie zginęły dziesiątki niewinnych mieszkańców miasta, którzy nie mieli żadnego związku z administracją okupacyjną. Kazancew uważał, że ta eksplozja mimo wszystko przyniosła korzyść, ponieważ teraz mieszkańcy Mińska będą wystrzegać się chodzenia na imprezy organizowane przez władze niemieckie.

Grupa Kazancewa miała jeszcze jeden obiekt do polowań – „Kaban”. Pod tym pseudonimem ukrywał się w dokumentach przywódca ROA [Russkaja oswoboditelnaja armija Rosyjska Armia Wyzwoleńcza] generał Andriej Andriejewicz Własow. Zamach planowany był na czas ewentualnego przyjazdu Własowa do Mińska. Oprócz tego, ludzie Kazancewa starali się zwerbować znajdujących się w mieście oficerów ROA, aby potem z ich pomocą dokonać zamachu na generała w Berlinie. W sprawozdaniu dla sekretarza kompartii Białorusi Ponomarienki, sporządzonym w Mińsku 2 sierpnia 1944 roku, Kazancew informował, że zwerbowali „podpułkownika Sobolenkę D. A., pseudonim „Wietługin”, dowódcę grupy propagandystów ROA w Mińsku (…). Podpułkownik Sobolenko Dmitrij Awramowicz (patrz jego sprawa) został przez nas zwerbowany przede wszystkim po to, aby zakończyć sprawę z „Kabanem”. Pozyskanie Sobolenki, pseudonim „Wietługin” kosztowało nas wiele pracy.

Posługując się nim chcieliśmy ukierunkować działanie na Berlin i przesłać tam listy do generałów z „Rosyjskiego Komitetu” (z zadaniem zlikwidowania Własowa i w ten sposób odkupienia swoich win przed Ojczyzną Autor), instrukcję dla naszej agentury i truciznę dla „Kabana”. Wszystko to było przekazane w porę ze szczegółowymi wskazówkami, lecz 7.4.44 r. aresztowało go mińskie SD, jak się teraz wyjaśniło dzięki jego żonie, przez grupy Gradowa, z którym on także współpracował, ukrywając to przed nami. Są przypuszczenia, że zdołał przesłać nasze listy i truciznę do Berlina do swojego aresztu. O tym poinformowała nas jego żona, zamieszkała w danym czasie w Mińsku na ulicy Moskiewskiej, dom 4, mieszkanie 2 (…). Możliwe jest skontaktowanie się z naczelnikiem kancelarii „Kabana” Kaługinym Michaiłom Aleksiejewiczem i innymi rosyjskimi oficerami, znajdującymi się na terytorium Niemiec, pozyskanymi przez nas lub wytypowanymi do pozyskania (…)”.

Dmitrij Awramowicz Sobolenko (sądząc po powołaniu się Kazancewa na jego akta osobowe Sobolenko to prawdziwe nazwisko podpułkownika-własowca) był osobowością godną uwagi, niejednokrotnie też zmieniał nazwiska. Najprawdopodobniej Dmitrij Awramowicz prowadził z majorem Kazancewem podwójną grę. Chodzi o to, że po siedmiu miesiącach od zniknięcia z Mińska pod nazwiskiem N. W. Tienzorow (jednym z pseudonimów którego też był „Wietługin”) stanął na czele urzędu bezpieczeństwa Komitetu Wyzwolenia Narodów Rosji [KONR] powołanego przez Własowa pod nadzorem Niemców. Nawiasem mówiąc, w tym urzędzie jego podwładnym był major M. A. Kowalew, wspomniany w meldunku Kazancewa jako perspektywiczny obiekt do werbunku. Jest jasne, że SD nigdy by nie dopuściło do powołania na takie stanowisko człowieka, podejrzanego o związki z sowieckim podziemiem w Mińsku. Oczywiście legenda o areszcie była potrzebna by wyjaśnić nagłe zniknięcie Sobolenki-Wietługina-Tienzorowa z białoruskiej stolicy. To, że nie stał się on sowieckim agentem, udowadnia zachowanie się Dmitrija Awramowicza w ostatnich dniach istnienia KONR i własowskiej armii. Zamiast pomóc sowieckim przedstawicielom ujawnić i schwytać Własowa, jak zgodnie z logiką powinien uczynić człowiek zwerbowany przez NKGB, Sobolenko-Tienzorow wolał ukryć się z pomocą amerykańskiego kapitana Donahue już po tym, jak Własow znalazł się w rękach pracowników „Smiersz” [Spiecjalnyje Mietody Rozobłaczenija Szpionow - Specjalne Metody Wykrywania Szpiegów; kontrwywiad wojskowy - przyp. tłum.]. A do tego czasu uparcie namawiał generała, aby w przebraniu cywila uciec do Południowych Niemiec. Sobolenko okazał się jednym z niewielu wysoko postawionych pracowników KONR i ROA, którzy szczęśliwie uniknęli wydania Sowietom i który spokojnie dokończyli swoje dni na emigracji. A z grupą Kazancewa, jak i wcześniej z grupą konspiratora Gradowa, nawiązał on kontakt jedynie po to, by dowiedzieć się jakimi agentami dysponują czekiści we własowskim otoczeniu. Najprawdopodobniej te osoby, do których listy przesłał Kazancew poprzez Sobolenkę zostały aresztowane przez gestapo i kontrwywiad ROA.

Po morderstwie Kube grupa Kazancewa przygotowywała zamach na jego następcę na stanowisku generalnego komisarza Gruppenführera SS Karla Gottberga, który wsławił się okrutnymi karnymi ekspedycjami przeciwko partyzantom i ludności cywilnej. Lecz tu partyzantów czekało niepowodzenie. Był opracowany szczegółowy plan zamachu. Zwerbowany przez ludzi Kazancewa elektromonter w teatrze Igor Rydzewskij powinien był przyprowadzić do swojego warsztatu snajpera z bezszelestnym karabinem i celownikiem optycznym. Okna tego warsztatu wychodziły na fasadę budynku generalnego komisariatu. Jeden z agentów o pseudonimie „Iwanow”, którzy pracował w generalnym komisariacie, powinien był dać sygnał w momencie, kiedy Gottberg będzie zbliżał się do budynku, i wtedy snajper M. I. Makariewiczowi miał trafić Gruppenführera z dystansu 200 m zatrutymi kulami, a następnie razem z Rydzewskim skryć się w konspiracyjnym mieszkaniu. Była już wyznaczona data akcji 15 października 1943 roku. Ale w ten dzień Gottberg nie pokazał się w mieście, a kilka dni później „Iwanow” został aresztowany i kontakt z Rydzewskim urwał się. Makariewicz został w jednym z oddziałów partyzanckich pod Mińskiem. Wariantów rezerwowych zamachu na Gottberga nie udało się wcielić w życie, ponieważ od marca 1944 partyzancka strefa pod Mińskiem znalazła się w zwartej blokadzie i Kazancewowi oraz jego ludziom nie udało się przeniknąć do miasta. Dlatego Gottberg mógł na własną rękę skończyć ze sobą w maju 1945, od razu po klęsce Niemiec. Lecz przedtem ludzie Kazancewa spróbowali zwerbować kilkoro pracowników generalnego komisariatu. Informację o jednym z nich, przytoczoną w sprawozdaniu Kazancewa, czyta się jak krótką anegdotę: „Pozyskiwany był Kandybowicz kierownik administracyjny Sownarkoma BSSR [Sowiet narodnych komissarow – Rada Komisarzy Ludowych - przyp. tłum.]. Pozyskiwanie jego nie zakończyło się sukcesem. Zbytnio był on oddany Niemcom”. Niezły był kierownik administracyjny rządu Sowieckiej Białorusi, który nawet na początku 1944, kiedy w wynik wojny nikt nie wątpił był „zbyt oddany Niemcom!”.



[1]Kogda nas w boj poszliot towariszcz Stalin”. Jest to wers refrenu popularnej piosenki „Marsz czołgistów” (przyp. tłum.)

 

 

wschood
O mnie wschood

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura