Okazuje się, że słynny letter of ..., który pani ambasador Mosbacher (USA) skierowała do premiera Morawieckiego jest jednak taki, jakim go przedstawiano m.in. na Twitterze.
Nie dziwi mnie, że administracja amerykańska pod rządami prezydenta Trumpa dba o własne, amerykańskie interesy. Nie dziwi mnie, że administracja amerykańska usiłuje wpływać na zachowania obcych rządów (państw) tak, by zachować swoje interesy. Normalka, na tym też polega dyplomacja.
Ale od USA powinniśmy oczekiwać pewnej finezji, klasy, inteligencji w postępowaniu. Tymczasem pani Mosbacher użyła do sporządzenia swojego letter of ... zwykłego cepa. I mało mnie interesuje, czy tym cepem jest jakiś podwładny pani Mosbacher czy ona sama.
List jest żenujący zarówno w treści jak i w formie.
Ciekawy jestem, jak zareaguje na to polska dyplomacja. Pewnie się nie dowiemy nigdy kto i z kim o tym porozmawia i jakie będą tego konsekwencje. Ale dla mnie rodzi się szansa a nawet konieczność ubicia interesu z prezydentem Trump-em. Bardzo prostego, polegającego na tym, że wizy do USA dla Polaków pozostają natomiast pani Mosbacher nie.
To znaczy, pani Mosbacher na stanowisku ambasadora USA w Polsce.
Tak na marginesie.
Ubolewamy nad jakością polskiej polityki tj. słabością polityków. Okazuje się, nie po raz pierwszy, że tzw. demokracje dojrzałe w niczym nam nie ustępują. Tzn. ich politycy naszym politykom. I jedni i drudzy uwielbiają posługiwać się cepami - często sobą samym.
Zbyt często ...
