Wczoraj odbył się w Gdyni koncert zespołu, którego nigdy nie chcę zobaczyć na żywo, ponieważ brzydzę się cynizmem mordercy. Chodzi o Pearl Jam.
Pearl Jam… zespół-legenda, jeden z filarów sceny grunge na początku lat 90-tych XX wieku. Twórcy tak przejmujących piosenek, jak „Alive”, „Jeremy”, czy „Daughter”. Jedna z tych niewielu grup z Seattle, której członkowie nie zaćpali się i nie rozstali po kilku latach wspólnego grania. I mimo że muzyka ich uderza w strunę, która rozbudza moje pozytywne estetyczne odczucia, nigdy nie kupię płyty ani nie pójdę na koncert Pearl Jam. Dlaczego?
Oddajmy głos liderowi grupy, Eddiemu Vedderowi: – Dziesięć lat. Tyle miałoby teraz moje dziecko. Nie byłbym w tym zespole i nie podróżowałbym. I nie widziałbym liberalnego podejścia do tej kwestii, jakie mają inne kraje – pisał o aborcji w artykule dla „Spin Magazine” muzyk w 1992 roku.
I zabójca własnego dziecka jedzie dalej: – Być może będę miał dziecko w przyszłości, gdy będę mógł się nim odpowiednio zająć. Kto wie. Ale jako jednostki żyjące w tym „wolnym” kraju, musimy mieć prawo wyboru, jaki czas jest odpowiedni – uważa Eddie Vedder. Dalej dowiadujemy się, że nie ma znaczenia, czy ktoś chce pomóc parze, którą „spotkała” niechciana ciąża (jak wiadomo, ciąża ma to do siebie, że spotyka człowieka przypadkowo i dotknięty tym „nieszczęściem” nie ma na jej pojawienie się absolutnie żadnego wpływu). To ona sama musi zdecydować, czy klimat do wychowania dziecka jest odpowiedni.
Przez te wszystkie lata Vedder nie zmienił swojego podejścia do zabijania nienarodzonych dzieci. Także wtedy, gdy wokalista zespołu Extreme, Gary Cherone, napisał do niego list otwarty, w którym starał się przekonać swojego kolegę z branży, by zmienił zdanie na temat aborcji. Autor „More Than Words” sądził naiwnie, że grunge'owca przekona argument, że człowiek ma prawo do życia.
To jednak nie trafi do Veddera – ważniejsze jest bowiem jego prawo do śpiewania, grania i podróżowania. I dlatego też nie zamierzam mu w tym pomagać. Gdy bowiem słyszę piosenkę „Daughter” myślę, że gdyby dziecku (może właśnie córce) wokalisty Pearl Jam dane było się urodzić, ta piosenka by nie powstała. Gdyby on i jego seksualna partnerka zamiast na chwilę przyjemności postawili na dojrzałość i odpowiedzialność, nie powstałaby cała płyta „Vs.”. I bez względu na to, co sądzę o jej wartościach artystycznych, życie ludzkie jest ważniejsze.