Stefan Sękowski Stefan Sękowski
625
BLOG

Niepodległościowa lewica – gatunek wymierający

Stefan Sękowski Stefan Sękowski Polityka Obserwuj notkę 3

 

Książka „Polska Partia Socjalistyczna. Dlaczego się nie udało?” wypełnia lukę w publikacjach Instytutu Pamięci Narodowej. I szuka odpowiedzi na pytanie, dlaczego w Polsce nie mamy silnej niepodległościowej lewicy.

Trudno zarzucać komuś, że ma takie, a nie inne zainteresowania. Jednak do tej pory historycy związani z IPN raczej omijali temat roli, jaką odegrała w powojennej historii Polski niekomunistyczna lewica, poświęcając dużą część swej uwagi np. Żołnierzom Wyklętym, albo bardziej prawicowym odłamom opozycji. Dlatego cieszę się, że Instytut wydał omawianą przeze mnie książkę, która tę lukę wypełnia.

Publikacja pod redakcją Roberta Spałka jest przekrojową historią Polskiej Partii Socjalistycznej, sięgającą jednym artykułem aż do czasów XX-lecia międzywojennego. Historyczno-politologiczna praca stara się znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego po 1989 roku w Polsce praktycznie zanikł nurt, który przed II wojną światową był jednym z najistotniejszych w polskiej polityce? Dlaczego miejsce przedwojennej PPS, która wydała takich ludzi, jak Józef Piłsudski, Kazimierz Pużak czy Tomasz Arciszewski, zajęli po lewej stronie postkomuniści, pozostawiając swym socjalistycznym konkurentom miejsce albo na skrajnej lewicy, albo skazując ich na pełnienie roli wiecznych opozycjonistów?

Okiem antysocjalisty

Na początek mała uwaga: ani nurt lewicy niepodległościowej, ani tym bardziej internacjonalistyczno-komunistycznej, delikatnie mówiąc, nie jest moją bajką. Jednak czy mi się to podoba, czy nie, na polskiej scenie politycznej istnieć będzie „jakaś” lewica i najprawdopodobniej będzie wymieniać się u sterów rządów z „jakąś” prawicą. Wolę więc, by owa lewica była w stanie przynajmniej próbować samodzielnie definiować polską rację stanu, by była „lewicą polską”, a nie wykorzenioną „lewicą z Polski”, która nie jest w stanie dogadać się z nikim, chyba że za pośrednictwem któregoś z naszych sąsiadów. Wolę taką lewicę, niż postkomunistów, na których ciąży pochodzenie od organizacji, która sterowała autorytarnym satelitą ZSRR.

Taką lewicą była przedwojenna Polska Partia Socjalistyczna. Jak pisze Stanisław Michałowski w pierwszym artykule książki, PPS uważała, że socjalizm można osiągnąć jedynie w niepodległej Polsce. Dlatego też dużo uwagi poświęcała polityce zagranicznej, widząc zagrożenie płynąca zarówno ze strony Niemiec, jak i Rosji. Socjaliści krytykowali narastające nastroje autorytarne i totalitarne w Europie, co także w kraju uczyniło z nich nieprzejednanych przeciwników sanacji. Jednocześnie nie tracili z pola widzenia celów lewicowych, przy tym odrzucając marksistowską ortodoksję.

I tak było także po wybuchu wojny. Przedstawiciele Polskiej Partii Socjalistycznej (jako PPS-Wolność-Równość-Niepodległość, Polscy Socjaliści i później Robotnicza Partia Polskich Socjalistów) działali zarówno na emigracji, a także w ramach Polskiego Państwa Podziemnego. Niestety, po wojnie komuniści postanowili ukrócić niepodległościowe zapędy PPS. Na bazie części przedwojennych działaczy powstała Partia, która była jednakże pod dużym wpływem Stalina i jego bezpośrednich współpracowników z PPR. Części działaczy WRN udało się włączyć do pracy nad nową, „odrodzoną” PPS Edwarda Osóbki-Morawskiego i Józefa Cyrankiewicza, jednak zdecydowana większość była prześladowana, czego symbolem jest Kazimierz Pużak, sądzony w „procesie szesnastu”, później zaś skazany na 10 lat więzienia w Polsce, gdzie zmarł w więzieniu.

Tradycja zobowiązuje

Mogło się wydawać, że w 1948 roku wraz z „kongresem zjednoczeniowym”, na którym powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, skończyła się historia PPS. Co prawda działali jeszcze socjaliści na emigracji, jednak i oni z biegiem lat tracili na znaczeniu, tym bardziej, że z czasem podzielili się na oddzielne frakcje. Jednak opozycja demokratyczna w kraju pamiętała o spuściźnie PPS – do jej haseł odwoływał się po części KOR, a w „Solidarności” działali ludzie, którzy z czasem zaczęli myśleć o odtworzeniu partii w kraju.

Do tego doszło w 1987 roku. Inicjatorami powstania byli działacze Grupy Politycznej „Robotnik” (m.in. Grzegorz Ilka i Piotr Ikonowicz), którzy do współpracy zachęcili m.in. działacza KOR, jana Józefa Lipskiego. To wydarzenie miało dla emigracyjnych socjalistów ogromne znaczenie. - Najpierw się popłakałam, potem szczęśliwa weszłam do pokoju i powiedziałam: >>Możemy zwijać manatki, PPS powstała w Polsce<< - cytuje słowa nestorki ruchu, Lidii Ciołkoszowej, Andrzej Friszke.

Mimo wsparcia przedwojennych działaczy (choć bez pomocy większej liczby liderów solidarnościowej lewicy), Polska Partia Socjalistyczna do dziś pozostaje ugrupowaniem marginalnym. Już niedługo po powstaniu doszło do rozłamu w partii, tak że w pewnym momencie mieliśmy do czynienia z trzema ugrupowaniami (a nawet czterema, jeśli liczymy „odrodzoną” PPS sędziwego Osóbki-Morawskiego), sygnujących się historyczną nazwą. Po 1990 roku „zjednoczona” PPS nie odegrała niemal żadnej roli na polskiej scenie politycznej. Posłów do sejmu zdołała wprowadzić dopiero po przystąpieniu do sojuszu z postkomunistami w 1993 roku. Wcześniej usiłowała współpracować z innymi ugrupowaniami postsolidarnościowej lewicy, jednak to ostatecznie Unii Pracy udało się – i to i tak tylko na krótki czas – stać się czołowym przedstawicielem tego nurtu, by później utracić także swój niepodległościowy charakter.

Dlaczego się nie udało?

Co było powodem, dla którego zaprzepaszczona została szansa na zagospodarowanie lewej strony sceny politycznej przez pod zasłużonym szyldem PPS? Na to pytanie usiłują znaleźć odpowiedź zarówno autorzy artykułów zawartych w omawianej książce (głównie Rafał Chwedoruk i Jacek Pawłowicz), ale także uczestnicy paneli historyczno-wspomnieniowych, które odbyły się 21 listopada 2008 roku i którego stenogramy zamieszczone są w publikacji. Wzięli w nich udział zarówno historycy (m.in. Antoni Dudek, R. Chwedoruk i A. Friszke), a także byli i obecni działacze PPS (m.in. Wojciech Borowik, Grzegorz Ilka i Józef Pinior).

Nie będę jednak streszczał ich wniosków, a przedstawię swoje. Odpowiedź na to pytanie można by połączyć z odpowiedzią na pytania: dlaczego po „komunie” nie udało się Stronnictwo Narodowe albo Stronnictwo Pracy? Dlaczego jedyne ugrupowanie, które odwołując się bezpośrednio do przedwojennej spuścizny, zakorzeniło się także w III RP, to Polskie Stronnictwo Ludowe?

Jedna z możliwych (bądź cząstkowych) odpowiedzi tkwi już w samym pytaniu: to były ugrupowania przedwojenne. Ich myśl polityczna, nie rozwijana przez kilkadziesiąt lat PRLu, pozostała zakonserwowana, co widać po wypowiedziach szczególnie ludzi odwołujących się do endecji (choć na szczęście politycznych antykwarystów i w tym środowisku jest już coraz mniej). Tkwiąc w starych schematach nie potrafili odnaleźć dobrej odpowiedzi na problemy współczesnej Polski. W czasie, gdy zachodnia socjaldemokracja zauważyła, jak bezsensowny jest zasadniczy sprzeciw wobec kapitalizmu, duża część polskich socjalistów (przede wszystkim środowisko skupione wokół Piotra Ikonowicza) jak za starych dobrych lat trzydziestych negowała wolny rynek, proponując w zamian bliżej nieskonkretyzowaną „gospodarkę społeczną”. A to spychało ich na pozycje mocno lewackie. To z kolei łączyło się z częstym w środowiskach solidarnościowych sekciarstwem, uniemożliwiającym konstruktywną współpracę ludzi o podobnych poglądach.

W przypadku PPS problemem było samo słowo „socjalizm”, które PRLowski reżim zdołał skutecznie Polakom obrzydzić. Ktoś powołujący się na hasło głoszone przez wszystkie propagandowe tuby PZPR mógł liczyć jedynie na poparcie twardogłowych komunistów (których i tak było bardzo mało) i garstki opozycyjnych intelektualistów. Problem polegał jednak na tym, że PPS po 1987 roku była radykalnie antykomunistyczna, współpracowała z NZS, FMW, KPN i WiP, co czyniło ją niemożliwą do poparcia przez wieloletnich członków PZPR. Elektorat postsolidarnościowy głosował na partie określające się jako „lewicowe”.

Zniszczona konkurencja komunistów

Być może jednak najważniejszą przyczyną, dla której PPS nie mogła odzyskać przedwojennego znaczenia, był fakt niesamowitej siły, jaką do zwalczania jej rzuciła władza komunistyczna, w postaci przede wszystkim SB. Z tekstu Jacka Pawłowicza wynika, że do 1989 roku niemal każde spotkanie socjalistów było rozbijane przez służby, które w partii także miały swoich ludzi. Ponadto także wewnętrzne rozłamy były inspirowane przez komunistów. Wartą rozważenia jest teza Józefa Piniora, który twierdzi, że komuniści obawiali się socjalistów, gdyż stanowili oni dla nich najgroźniejszą konkurencję. - Przecież my byliśmy jedyni, którzy mogli odebrać postkomunistom ich możliwości przemiany, bo oni mogli jej dokonać tylko w kierunku socjaldemokracji. (…) W tej perspektywie PPS był dla nich zabójczy. Każda partia polityczna, tylko nie PPS – mówił podczas wspomnianej konferencji. Los czeskich komunistów, którzy choć uzyskują po kilkanaście procent głosów, nie mają większego wpływu na bieżącą politykę, może być symbolem tego, co by mogło mieć miejsce także w Polsce po 1989 roku: ich przepoczwarzenie w socjaldemokrację uniemożliwiła antykomunistyczna lewica.

To z pewnością nie jedyne powody, dla których w Polsce niepodległościowa lewica nie odgrywa znaczącej roli. A szkoda, bo jak już pisałem, lepsza byłaby taka silna lewica, niż postkomuniści. W obecnej sytuacji można się jedynie cieszyć, że i ci, przynajmniej czasowo, zostali odsunięci przez wyborców na boczny tor. Choć radość tę mąci obserwacja działań naszego obecnego, formalnie postsolidarnościowego i „prawicowego” rządu.

Polska Partia Socjalistyczna. Dlaczego się nie udało? Szkice, Polemiki, Wspomnienia, red. Robert Spałek, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2010.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka