Dr. Stolzmann Dr. Stolzmann
1045
BLOG

Kto tu jest faszystą?

Dr. Stolzmann Dr. Stolzmann Polityka Obserwuj notkę 4

Muszę przyznać, że losy inicjatywy, jaką był organizowany przez narodowców Marsz Niepodległości, śledziłem od początku z mieszaniną rozbawienia i niechęci. Rozbawienia, bo co dziś – gdy tryumfy święcą kosmopolityzm, konsumpcjonizm, sekularyzm bądź ewentualnie regionalizm – mogą zdziałać łysi skini, wołający na puszczy o restytucję nacjonalistycznych ideałów pełnej jednolitości, tożsamości i suwerenności wspólnoty narodowej? Ideałów pochodzących, dodajmy, sprzed nieomal dwu stuleci, a skompromitowanych w minionym wieku przez idące w miliony liczby ofiar konfliktów toczonych w imię „krwi i ziemi”? Niechęci, bo wiem aż nadto dobrze, że mnie – śląskiego regionalistę – ludzie, którzy ów marsz sprokurowali, puściliby z dymem lub przynajmniej deportowali na Madagaskar przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Uczucia te żywiłem jednak wobec marszu „faszystów” tylko do momentu, gdy publicznie ujawnili się „antyfaszyści” – i postanowili zbiorową przechadzkę swoich adwersarzy wszelkimi dostępnymi środkami zablokować.

Jako rzecze Maciej Wieczorkowski, przywódca umiarkowanego zrzeszenia pragmatycznych centrystów pod nazwą „STOP wojnie”, „w kwestii udzielania zgody na marsze środowisk radykalnych osiągamy jakieś granice absurdu". W istocie: w stołecznym mieście manifestuje każdy, kto zechce: geje, feministki, socjaliści, anarchiści, syndykaliści, komuniści (tak! vide: niesławna Lewica bez Cenzury lewackiego psychopaty M. Nowickiego), etc., etc. Tak... Umiar, pokój i demokratyzm wręcz płyną rzeką poprzez ulice Warszawy. Nic, tylko wypatrywać potopu.

Niezależnie od tego, że jestem przeciwnikiem nakładania kar na orędowników jakichkolwiek poglądów (nawet faszystowskich czy komunistycznych) – również w obecnych realiach ustrojowych nie widzę żadnych dobrych przesłanek, dla których mielibyśmy przyznawać prawo do demonstrowania raczej długowłosym totalniakom dzierżącym w rękach gumowe penisy i czerwone sztandary, niż łysym totalniakom zamawiającym piwo przy pomocy salutu rzymskiego. Tym bardziej, że jak wykazano już wiele lat temu – u podwalin faszyzmu leży nic innego, jak właśnie socjalizm. Kto chce wiedzieć, dlaczego, niech sięgnie czym prędzej po fundamentalne dzieło Fryderyka Hayeka „Droga do zniewolenia” – i dowie się, jak się rzeczy mają, z najlepszego źródła.

Tymczasem ograniczę się do konstatacji, że dwie frakcje socjałów-ekstremistów – frakcja nacjonalistyczna i frakcja internacjonalistyczna – zwalczały się dzisiejszym dniu tak, jak ongiś katolicy zwalczali protestantów i vice versa – tj. jako heretyków. Jedyna dzieląca ich różnica polega na tym, że o ile pierwsi nie stroją się obłudnie w piórka bojowników o wolność, o tyle drugim faryzejskie tyrady przeciwko faszyzmowi, ludobójstwu i zniewoleniu wypychają wściekłe gęby bez reszty. No, i jeszcze jedno: nacjonalistów popiera kilku artystów i dwóch czy trzech polityków, zaś za tubę medialno-propagandową służą im skinowskie ziny kolportowane gdzieś w piwnicznych siłowniach. Natomiast „antyfaszyści” mają za sobą media najbardziej wpływowe – TVN (nagłówek na stronie internetowej ostrzega: „policja i władze chronią marsz narodowców”, młoda reporterka wykrzykuje do mikrofonu: „mamy tutaj starcie faszystów z antyfaszystami!”) i „Gazetę Wyborczą”, inicjującą wszak całą kontrparadę.

Ja zaś pragnę ze swej strony zauważyć, że faszysta dowolnej proweniencji odznacza się niezawodnie tym, że najszczerszą i najzajadlejszą nienawiścią darzy wolność, w tym – wolność słowa i zgromadzeń. Wszystko dlatego, że z całego serca wielbi państwo i marzy, by stało się ono wszechmocne – a wolne słowo niewątpliwie zagraża wszechmocy państwa. Przedstawiciele lewicy, od Michnika, przez Wieczorkiewicza i Ikonowicza, aż po Kazimierę Szczukę, opowiadając się przeciwko Marszowi Niepodległości, opowiadają się zarazem przeciwko wolności. Co więcej: lekce sobie ważą również prawo stanowione, na podstawie którego udzielono narodowcom zgody na przemarsz przez Warszawę, a żeby nie zbrudzić sobie rączek osobistym jego złamaniem, wolą do agresji przeciwko uczestnikom legalnej manifestacji nawoływać, nasyłając na nich hordy zdziczałych gówniarzy – jakichś punkowców i zapitych meneli, którym się we łbach poprzewracało od bełtów, wegetarianizmu i Przystanku Woodstock. Wspaniałe tradycje kontynuujecie, o wielcy, lewicowi mesjasze! Jak wam zapewne wiadomo, wybitni faszyści – Adolf Hitler i Benito Mussolini – także mieli swoich oprychów od eliminowania nieprawomyślnych. I kto tu, drodzy państwo, jest faszystą?

Niezaprzeczalną historyczną zasługą faszyzmu było to, że jak żadna inna ideologia potrafił on łączyć swoich przeciwników bez względu na tkwiące między nimi różnice. Po tym, jak przebiegle przebrał się w strój „antyfaszyzmu”, nic a nic się nie zmieniło. Stąd też ja, choć na ogół od środowisk około-endeckich trzymam się z dala, żałuję niezmiernie, że nie było mnie dziś w Warszawie. Świetnie byłoby, wraz z tą – by odwołać się do frazeologii polit-poprawnościowej – dyskryminowaną mniejszością ksenofobiczną, przywalić solidnie w jakiś tępy, lewacki baniak.

 

Student filozofii.Członek Ruchu Autonomii Śląska oraz Stowarzyszenia KoLiber. Górnoślązak z urodzenia i z przekonania. Libertarianin-minarchista.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka