Znamy już wyniki tegorocznych wyborów samorządowych. Jeśli idzie o partie głównego nurtu: martwią dobre wyniki PSL (po raz nie wiadomo który wieszczono tej pseudo-partii rychły upadek, a tu guzik! - polityczna ekspozytura chłopskich interesów klasowych nadal trzyma się mocno) oraz SLD (raz sierpem, raz młotem...). Za to w przypadku dwóch największych graczy nic nieprzewidzianego nie nastąpiło – PO zwyciężyła w piątej elekcji z rzędu, zaś jej naczelny adwersarz płaci wysoką cenę pogrążenia się w odmętach szaleństwa, co – jak to zwykle z pomyleńcami bywa – nie przeszkadza mu epatować tryumfalizmem i prorokować nadchodzący przewrót w naszym politycznym cyrku.
Tymczasem na szczeblu lokalnym – dokładnie: w Województwie Śląskim – zawrzało. Oto bowiem do regionalnego sejmiku, w liczbie 3 deputowanych i z poparciem rzędu 9%, wkroczyła z impetem nowa siła – Ruch Autonomii Śląska. Jak dalece stowarzyszenie to było dotąd lekceważone, pokazuje dobitnie poziom zaskoczenia tym sukcesem pośród przedstawicieli – by użyć popularnego sformułowania Janusza Korwin-Mikkego – bandy czworga. Wszyscy indagowani w tej sprawie jak jeden mąż przyznają, że zaistniałej sytuacji nie przewidziałby nawet Nostradamus. Dziwne to i zabawne zarazem, wszak rezultat wyborczy RAŚ oscylujący wokół 10% już dawno temu prognozowały badania politologów z Uniwersytetu Śląskiego.
W prasie lokalnej chwali się sprawnie poprowadzoną przez autonomistów kampanię, podkreśla ciężar wykonanego zadania, jakim było skuteczne przeciwstawienie się formacjom zbrojnym w setki tysięcy złotych zagrabionych podatnikom, ba! – niejednokrotnie doceniano także i program RAŚ: za rozmach i śmiałość wizji regionu, wyraziste oblicze ideowe i konkretne, precyzyjnie wyłożone postulaty szczegółowe. Jeśli wziąć pod uwagę, że liczba osób, które w niedzielę zaufały RAŚ, oddając na jego kandydatów swój głos, zwiększyła się mniej więcej dwukrotnie w stosunku do wyborów sprzed czterech lat, zaś śląscy liderzy PO, PiS, PSL i SLD zgodnie deklarują poparcie dla inicjatyw zorientowanych na decentralizację władzy politycznej, widząc w tym przedwyborczym deus ex machina kamień probierczy swojej popularności – można pokusić się o stwierdzenie, że na Górnym Śląsku – powolutku, małymi kroczkami, lecz systematycznie – dokonuje się na naszych oczach pokojowa rewolucja; rewolucja regionalistyczna. Media ogólnopolskie nabierają wprawdzie wody w usta, a w katowickiej TVP Info pierwszy komunikat dotyczący wyniku elekcji informuje, jak i cała „Publiczna”, o kolejnym spektakularnym sukcesie PO, jednak to przemilczenie nie zatrzyma trwałej tendencji, jaką jest wzrost politycznego znaczenia śląskich regionalistów. Tym bardziej, że jego wartość fałszuje nieco ahistoryczny skład terytorialny Województwa Śląskiego - zaledwie 4 z 7 okręgów wyborczych, na które podzielone jest województwo, stanowią ziemie Górnego Śląska. Rezultat uzyskany w nich przez RAŚ wahał się natomiast od 9 do 18%, co pozwalało wyprzedzić gdzieniegdzie SLD i wysunąć się na trzecie miejsce stawki.
Z wieczoru wyborczego w którejś ze stacji telewizyjnych zapamiętałem ciekawą anegdotkę. Otóż siedzi sobie w studio młoda dziennikarka wraz z posłami Niesiołowskim, Kłopotkiem oraz Arłukowiczem i po chwili dyskusji z panami stwierdza, że teraz – z Brukseli – wypowie się Ryszard Czarnecki; wszyscyśmy bowiem niesłychanie ciekawi, co też eurodeputowany PiS ma nam do powiedzenia. Na to poseł Niesiołowski – w swoim stylu, czyli bezceremonialnie: ależ mnie wcale nie obchodzi, co on ma do powiedzenia! Pozostali goście w śmiech, dziennikarka – w szoku. Oj, nie opłaciło się tym razem pleść banałów.
Problem tkwi wszakże w tym, że choć Stefan Niesołowski ma oczywiście rację – tzn. majaki Czarneckiego nikogo zdrowego na umyśle nie interesują – to podobnie rzecz ma się w jego (Niesiołowskiego) przypadku, przynajmniej na Górnym Śląsku. Wynik wyborów samorządowych dowodzi tego niezbicie. Mieszkańcy mojego regionu zaczynają wreszcie przenosić swój specyficzny, pragmatyczno-regionalny styl myślenia z dziedziny tożsamości w obszar preferencji politycznych. Zamiast ekscytować się kolejną odsłoną political show w wykonaniu niedouczonych celebrytów, maskujących brak istotnych różnic ideowo-programowych werbalnym jadem i histerycznymi pozami, część z nich już dziś woli powierzyć swój mandat ugrupowaniu ideowców, otwarcie i zdecydowanie zabiegającemu o realizację ich interesów w ramach rzeczywistej reformy ustroju państwa w duchu federalistycznym.
Tegoroczne wybory są dla nas, autonomistów, niewątpliwym sukcesem. Za głosy, które się na niego złożyły – dziękujemy wszystkim, którzy obdarzyli nas swoim zaufaniem. Obiecujemy – jako radni Sejmiku Wojewódzkiego, rad miejskich, gminnych i powiatowych, a przede wszystkim rzesza aktywistów działających non profit na rzecz naszej małej ojczyzny – dołożyć wszelkich starań, aby optymistyczne przesłanki dnia dzisiejszego zamienić w wielkie zwycięstwo jutra: urzeczywistnienie naszego wspólnego marzenia, autonomicznego Śląska, w przewidzianej przez nas perspektywie dziesięcioletniej.
Poradzymy!
Student filozofii.Członek Ruchu Autonomii Śląska oraz Stowarzyszenia KoLiber. Górnoślązak z urodzenia i z przekonania. Libertarianin-minarchista.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka