Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski
320
BLOG

Refleksje związane z "Rokiem Korczaka".

Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski Rozmaitości Obserwuj notkę 0

           

 

          Za kilka tygodni kończy się rok 2012. Rok ogłoszony rokiem Janusza Korczaka. Nigdy nie pomyślałem, że będę pisał o Korczaku. Bo przecież  - zwłaszcza w tym Jego roku - pojawiło się u nas mnóstwo tekstów, inscenizacji, prelekcji i różnych innych inicjatyw przypominających nam tego niezwykłego człowieka. Jednak wystąpił pewien dość przypadkowy splot zdarzeń, który wymógł na mnie zmianę stanowiska - zrozumiałem, że nie mogę być obojętny wobec czasów, w których przyszło żyć Korczakowi.

 

          Tak się złożyło, że już od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania felietonu o  Izabeli Czajce Stachowicz. Muszę tu od razu zaznaczyć, że jeszcze dziesięć miesięcy temu nie miałem pojęcia o istnieniu tej wielkiej damy dwudziestego wieku. Pewnie byłoby tak nadal, gdyby nie pan Gerard Położyński, który podczas naszej wspólnej podróży do Wilna zaczął odkrywać przede mną jej nietuzinkową postać. Jako, że pan Gerard znał panią Czajkę osobiście, jego opowieść była daleka od standardów hagiograficznych. Usłyszałem od niego o Czajce takiej, jaka była - o pełnokrwistej, niezwykłej kobiecie. Pełnej wdzięku i wyjątkowego uroku. Robiącej na otoczeniu niesamowite wrażenie swoją otwartością, celnością pointy i niebanalnym, ciętym żartem.

Już wtedy słuchając o niej po raz pierwszy miałem ochotę - czerpiąc ze wspomnień Pana Gerarda - napisać o niej choćby krótki tekst. Jednak tak jakoś wypadało, że  przekładałem to pisanie z tygodnia na tydzień.

          Co by to było jednak za życie, gdyby nie było w nim tych tak zupełnie nieprzewidzianych zdarzeń zwanych przypadkami, które tak często wpływają na jego bieg. Otóż kilkanaście dni temu zaszedłem do Pana Gerarda w zupełnie innej sprawie, a on już w progu wręcza mi szary zeszytowy tomik: "Pieśni żałobne getta" Izabeli Gelbard /por. Czajki/ wydany w 1946 roku.

          Przeczytałem te "Pieśni".

          Drodzy państwo! Ja wiem, że dziś mało kto sięga po takie tematy. Przecież to już tak odległa  przeszłość. Po co do niej wracać, skoro wokół tak kolorowo, ładnie i optymistycznie. Przecież dziś w "dobie ekranu" i tak nie czytamy za wiele, a jeżeli wypadnie nam już się nad czymś pochylić, to rozlewa się przed nami całe morze tekstów miłych, lekkich, śmiesznych no i oczywiście trendy. A kiedy czasem wpadnie nam w oczy rzecz smutna, tragiczna, to przecież dobrze wiemy, że to najpewniej zmyślenie, literacka fantazja… A gdyby nawet to co czytamy, miało jakiś związek z rzeczywistością, to przecież jest to rzeczywistość oddalona, często już przeszła i na pewno nie nasza.

          "Pieśni żałobne getta" - z mądrą i przejmującą przedmową Broniewskiego - pomimo, że  Autorka o nich pisze, że: "nie są żadnym osiągnięciem poetyckim"  są dla mnie najczystszą poezją. Bo czym jest poezja - jak nie czuciem. W tym przypadku -czuciem śmiertelnie zranionym. Pieśni getta to wstrząsająca opowieść o przemocy człowieka wobec człowieka. Dla mnie to jedno z najmocniejszych oskarżeń zła, przyzwolenia na zło i obojętności wobec zła. Każda z tych pieśni to wstrząsający dramat jednego człowieka rozgrywający się na tle dramatu całego narodu, a nawet narodów. Bo również dla Niemców nazizm też był - i na długo pozostanie - dramatem.         

          Czajka przywraca naszej pamięci losy ludzi zwykłych. Takich, których dobrze znała. Swoich Przyjaciół. "Nie ma wśród nich ani jednej zmyślonej postaci"... A śmierci ich była naocznym świadkiem. Pisze nam między innymi o Surze Sztybel - handlarce mięsem i warzywami. O jej wpatrzonym w Talmud mężu, o jej sześciorgu dzieciach i o jej... niewierze. Że przecież to "absurd, nonsens, bzdury..." Że przecież jak to tak można zabić? Przecież nie można, tak po prostu, zabić stu tysięcy!!! Gdzie indziej opowiada nam o stacji kolejowej w  Falenicy, gdzie "Boga splamił grzech". Gdzie nie było jednego człowieka, by ratować ranną kilkunastoletnią dziewczynkę, a znalazł się jeden, który wyręczając Niemca, zabił ją za marną setkę srebrników.

          Kolejna Pieśń Czajki nakazuje mi wrócić myślami do tego kończącego się za niecały miesiąc roku. Bo jest ona przejmującym wspomnieniem o Januszu Korczaku i jego dzieciach:

 

                    "Szły szeregiem Reginki i Sary i maleńkie szły Hele… "

                    "I szeregiem szły Mośki, Jośki, Hersze i Srule...."

                    " A na przedzie z najmniejszą kruszyną

                      Idzie Korczak..."

 

          Czytałem ten najstraszliwszy dla mnie tomik o człowieku mocno wstrząśnięty. Cały czas, jakby na przekór słowom, które przewijały mi się przed oczyma zastanawiałem się, czy w tym morzu beznadziei Czajka - która tego wszystkiego przecież doświadczała - znajdzie jakiś… - jakikolwiek sens życia - jakąś wartość, dla której mimo wszystko warto żyć.

          Z kwestią wiary i Boga te pieśni rozprawiają się dość jednoznacznie. Jak wierzyć? Jak wobec tej tragedii rozumieć Stwórcę?

          Autorka Pieśni widząc te ginące rzesze rozmodlonych współbraci podważa istnienie Boga, a przynajmniej - Boga sprawiedliwego. Ja widzę to w tych wierszach wystarczająco wyraźnie. Jest jednak dla Czajki coś, co według niej - mimo wszystkiego - nadaje człowiekowi sens istnienia. To poczucie wspólnej zbiorowości, to nierozerwalne więzy rodzinne i międzyludzkie, dla których nie tylko warto żyć, ale dla których warto nawet umrzeć. To " ludzka duma" i "honor istnienia".

 

          Tak się złożyło, że tuż po lekturze "Pieśni..." Miałem okazję porozmawiać ze starszymi Warszawiakami.  Z takimi, którzy w tamtych czasach byli już w takim wieku, że mogli być w pełni świadomi tego, co się dookoła nich działo. Niestety nie usłyszałem od nich zbyt wiele o dramacie warszawskiego getta. Sporo faktów pewnie zdążyło im już uciec z pamięci - i to wiele usprawiedliwia. Ale miałem też takie - być może mylne wrażenie - że to, co działo się wtedy na Chłodnej, Krochmalnej, Umschlagplatz'u - jakby ich wtedy nie dotyczyło. Owszem… Wszystko wiedzieli, rozumieli, ale jakoś to nie zostało w ich pamięci tak, jak Powstanie Warszawskie, jak cała okupacja i lata Bierutowskie. Zdaję sobie sprawę, że kilka relacji nie może być podstawą uogólnienia, ale jakoś łatwo godzę się z przypuszczeniem, że Tragedia Getta nie zapisała się tak, jak wydaje mi się że się powinna zapisać w zbiorowej świadomości warszawiaków. Jeżeliby tak było, to nietrudno znaleźć szereg tego powodów. Choćby ten, że wiadomo co groziło Polakom za pomoc Żydom.

          Nie… Nie będę się tu silił na analizy tego stanu, choćby dlatego, że problem jest być może hipotetyczny. Jednakże wspomnę tu o jednej przyczynie mogącej powodować ten zdecydowanie nie obojętny, ale dość zdystansowany stosunek moich rozmówców  do dramatu Getta. Mam na myśli niezasymilowanie się Żydów z Polakami, a nawet niekiedy ich całkowite wyalienowanie się z polskiego społeczeństwa. I znów - zamiast wyliczać tego powody (zaczynając od kulturowych czy religijnych) - przypomnę tylko, że mieliśmy takie dobre przykłady asymilacji tych dwu narodów w przeszłości. Jak pisze Jasienica w "Polsce Jagiellonów" - na początku szesnastego wieku król Zygmunt Stary pasował na  rycerza Żyda.

Był to ewenement na skalę ówczesnej Europy. Był to przykład tolerancji, liberalizmu i ultra-nowoczesnego myślenia. Szkoda tylko, że był to przykład jednostkowy. Dodam tu jeszcze, że ów Żyd - Ezofowicz - nie musiał nawet przechodzić na katolicyzm. Jakoś to się dało wtedy pogodzić. Szkoda, wielka szkoda, że ten przykład pełnego współistnienia nie miał swych następstw, bo może nazistom nie szłoby tak łatwo.

 

          Podsumowując chciałbym powiedzieć, że zdaję sobie sprawę, że niewielu czytelników sięgnie po ten tomik Czajki (ale zachęcam po sięganie po jej inne -  naprawdę porywające powieści zupełnie innego kalibru - wspomnienia z jej przebogatego życia). Chciałbym jednak bardzo, żeby przeczytali go ci, którzy działają w przestrzeni publicznej. Którzy rzeczywiście - lub którym się wydaje - że w jakiś sposób oddziaływują lub mogą oddziaływać na innych. To im polecam przeczytanie tych Pieśni. Ponieważ skłaniają one do refleksji nad światem. Nad światem, który  na szczęście już minął… I który - może to zrozumieją - nie może się już nigdy powtórzyć.

 

                                                                               Stanisław Sygnarski

 

 

Wszystkie użyte cytaty pochodzą z tomiku "Pieśni żałobne getta" Izabeli Gelbard (Czajki).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości