...p ...p
31
BLOG

Wspólna, europejska mrzonka.

...p ...p Polityka Obserwuj notkę 2

Nieczęsto zdarza mi się pochwalić Romana Giertycha. Nie tylko dlatego, iż jest to postać nie do końca z mojej bajki. Po prostu, wicepremier i minister edukacji nieczęsto daje mi ku temu okazję- a to wyskakując ni stąd ni zowąd z pomysłem amnestii maturalnej, a to ordynując odgórnie wprowadzenie mundurków w szkołach. Ostatnio jednak- giertychowski eurosceptycyzm okazał się oazą zdrowego rozsądku.

Mówię oczywiście o wspólnym, europejskim podręczniku do historii. sprawie wydawałoby się jasnej.

Po pierwsze- sama idea uniformizacji nauki historii jest jest jednym z bardziej naiwnych pomysłów o jakich słyszałem od kilku lat. Wiara w istnienie jednej europejskiej historii, wspólnej zarówno dla Portugalczyka jak i Fina, Greka i Irlandczyka jest czystą utopią. Oczywiście, fakty są jedne. Ale wszystko inne- począwszy od ich doboru (niezwykle przecież istotnego, o ile nie chcielibyśmy stworzyć 1000-stronicowej cegły) az do ich interpretacji i oceny- się różni. Uzgodnienie tego wydaje się niemożliwe, czego zresztą dotychczasowe prace nad owym dziełem dowodzą. Otóż wydany do tej pory " Crossroads of European histories - Multiple outlooks on five key moments in the history of Europe" opisuje tylko wybrane momenty z ponad dwóch tysięcy lat europejskich dziejów. Zresztą, sam ich dobór wydaje się dyskusyjny- nawet jeśli skupiamy się na historii XIX i XX wieku wielce kontrowersyjne wydaje mi się pozostawienie Kongresu Wiedeńskiego, wojny francusko-pruskiej oraz polsko-sowieckiej i roku 1968 poza nawiasem. Za to umieszczenie wojen bałkańskich, bądź co bądź konfliktu o charakterze lokalnym, nie wydaje sie szczególnie fortunne.

Cóż, o tym jednak zadecydowały tęższe umysły i/lub takie a nie inne względy polityczne.

Dochodzimy więc do kolejnej wady tegoż podręcznika- siłą rzeczy stanie się on zakładnikiem międzyrządowych ustaleń, zgniłych kompromisów i wstydliwych przemilczeń, krótko mówiąc- nie będzie on w stanie w żadnych z krajów europejskich pełnić roli pomocy w nauce historii, dyscyplinie w znacznym stopniu kształtującą patriotyczną świadomość obywatela. Zamiast tego, będzie on próbował wytworzyć "nowego człowieka", który miałby się identyfikować ze wspólnotą kontynentalną miast narodową. A to byłoby już czystą inżynierią społeczną.

Pozostaje jeszcze pytanie trzecie- na cholerę jest właściwie nam ten podręcznik potrzebny?

Czy nie mądrzej byłoby zamiast pytać "dlaczego nie?" spytać po prostu "po co"?


...p
O mnie ...p

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka