Jest 21 grudnia 2012 roku, słońce nie świeci od kilku dni, ciemność, gdzieś tam w oddali widać spadające meteoryty, pojawia się ogień, aura momentami staje się mieszanką krwi, ognia i ciemności. Ziemia porozrywana na pół, podzieliło się wszystko, część świata znajduje się pod wodą. Panuje cisza. Ucichły głosy bawiących się dzieci, codzienne rozmowy sąsiadów, słychać tylko powiew silnego wiatru wiejącego z czterech stron świata. Nagle coś uderzyło jakby piorun, jasność pojawiła się wielka i głos „Na Syjon, na Syjon! Zmierzajcie”. Na niebie pojawił się krzyż jak dwa tysiące lat temu Dawidowa Gwiazda. Wskazuje drogę do jedności… Drogę do zbawienia… Drogę do Jezusa. Drogę do Ojca…
Ten opis jakby prosto z powieści fantasy lub filmu raczej nie jest odzwierciedleniem tego, co ma nadejść bo nie mam pojęcia, jak będzie wyglądał koniec czasów, czas apokalipsy. Nawet nie wiem, czy spopularyzowana przez media data 21.12.12 jest tą ostatnią, a potem już nic nie będzie takie samo. Nie chcę budować grozy. Bóg też nie. Bóg nie chce nas straszyć. Bóg nie chce podawać konkretnej daty, lecz pokazuje, że coś jest nie tak. Pokazuje dyskretnie, że w codzienności nam to umyka.
Jezus w dzisiejszej Ewangelii mówi: „Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach” MK 13,29. Tylko co mamy widzieć? Co jest tym brakiem światła słońca, co jest tym brakiem blasku księżyca? Odpowiedź nasuwa mi się jedna! To brak miłości do Pana Boga i do drugiego człowieka. To miłość jest blaskiem księżyca, to miłość jest światłem słońca! Zapewne wszyscy kojarzycie sceny z filmów romantycznych, gdzie jest rzut kamery na niewiastę i ta jej twarz jest opromieniona. Dobra, film to jedno, ale w życiu też tak jest. Każdy z nas był przecież zakochany i ta druga strona była jakby jaśniejsza, jego czy jej twarz opromieniała nas. Tak działa miłość. Nie tylko miłość damsko–męska. Przypomnij sobie te sytuacje. kiedy miałeś/miałaś sens w życiu, pasję, miłość, wszystko świeciło, wszystko miało swój blask. Nawet gdy było Ci ciężko, spotykałeś/spotykałaś człowieka, który żył miłością Boga i bliźniego. Wtedy świecił i to wokół niego krążyłeś, by słuchać, by za nim iść. Bo wydawało się, że on ma światło, które prowadzi ku dobremu!
A dzisiaj? Czy kochasz? Czy miłujesz Boga i bliźniego? O to właśnie zdaje się pytać Jezus. Czy to widzisz? Czy widzisz wokół Ciebie miłość? I to jest klucz! Koniec świata to nie wojny, błyskawice, meteoryty, trzęsienia ziemi, tsunami, powodzie, lodowce, głód, śmierć. Nie! Koniec świata jest wtedy, gdy brak już miłości. Koniec świata jest wtedy, gdy przestaję kochać Boga, bliskich, bliźniego! Kiedy oceniam, sądzę, skazuję, kiedy toczę wojny, kłócę się, a zamiast przygarniać, odrzucam, głodnych nie karmię, spragnionych nie napoję, bezdomnych zostawię, o chorych zapomnę, tych, co w więzieniach, skażę na potępienie. Ale cóż, my i tak wolimy czekać na hollywoodzkie efekty specjalne, niż kochać, niż się zastanawiać, czy kocham. Może to ja swoim brakiem miłości zrobiłem swoisty koniec świata bliźniemu!?
Czy dziś żyjemy w czasach ostatecznych? I tak, i nie. Bo w całym złu świata i we wszelkich brakach jest też miłość, którą staram się dać bliźnim, którą też zostaję obdarzony. To, czy koniec świata się zbliża lub oddala, leży w naszych rękach… Bo my, o ile dajemy miłość, o tyle oddalamy od nas koniec świata. Oddalamy zagładę. Bo jeśli nawet zastanie nas koniec czasów i zobaczymy ten opis, który przytoczyłem na początku, nie bójmy się! My nie musimy. Mamy wiecznego arcykapłana po swojej stronie, mamy Jezusa, który nas już zbawił, złożył jedyną, wieczną ofiarę za nasze grzechy na krzyżu (Hbr 10, 11-14.18). Na dzisiejszej, na naszej Gwieździe Dawida, która wskazuje nam drogę do zbawienia. Jezus jest drogą, prawdą i życiem. Jeśli idziesz Jego drogą, nie musisz się bać. Nie musisz się bać, jeśli kochasz, bo nie jest ważne, czy jesteś katolikiem, protestantem, zielonoświątkowcem, prawosławnym, muzułmaninem czy człowiekiem szukającym prawdy. Liczy się to, czy służysz jedynemu prawu. Prawu miłości! Jeśli tak, to odwagi! Jeśli nie, to bój się…
Sami też zastanówmy się, czy rzeczywiście kochamy wystarczająco dużo. Śmiem twierdzić, że nie. Kochajmy i czekajmy ze spokojem na koniec. Nie czekajmy na efekty specjalne, bo koniec świata może nam po prostu umknąć. Możemy obudzić się z przysłowiową ręką w nocniku. Może nam umknąć okazja do czynienia dobra, do szerzenia miłości. A prawda, jakże to często nam one umykały? Nie róbmy tego więcej. Wykorzystujmy każdą okazję.
Nie cieszmy się także z tego, że przez nas przychodziły cuda, że doświadczaliśmy ich. Cieszmy się z tego, że nasze imiona są zapisane w księdze życia. Strzeże nas nasz Bóg, Jemu zaufaliśmy! (Ps 16,5). Trwając w mądrości Bożej, czyli miłości, będziemy świecić!( Dn 12,3)
www.tezeusz.pl
Rozważanie na XXXIII Niedzielę Zwykłą, rok B2
Blog portalu Tezeusz; pod redakcją Michała Piątka
Tezeusz jest portalem dla osób zainteresowanych problematyką religijną, kulturalną i społeczną. Zwracamy się jednak szczególnie ku katolikom i innym chrześcijanom, którzy pragną pogłębiania swej wiary, by móc pełniej żyć Ewangelią i owocniej świadczyć o Chrystusie w dzisiejszym pluralistycznym świecie.
Wierzymy bowiem, że Jezus Chrystus jest źródłem sensu życia i zbawienia, a Kościół katolicki wspólnotą wiernych, powołaną do dawania świadectwa Bożej i ludzkiej miłości. Promujemy katolicyzm czerpiący z bogatej tradycji Kościoła, zdolny do twórczej obecności we wszystkich dziedzinach życia osobistego i publicznego oraz nie lękający się wyzwań współczesności.
Z "Misji" Tezeusza.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości