Tezeusz Tezeusz
149
BLOG

Wojtek T. Jałoszyński: Spotkałem Pana w mych słabościach

Tezeusz Tezeusz Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Gdy myślałem nad dzisiejszym rozważaniem i wgłębiałem się w Słowo Boże, uderzyły mnie wypowiedziane do uczniów słowa Jezusa, które są odpowiedzią na ich pytanie: „Kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice? (J 9,2)” Lecz Jezus zaskakuje odpowiadając: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale (stało się tak), aby na nim objawiły sprawy Boże (J 9,3)” Uderzyły mnie te słowa, bowiem to sytuacja podobna do mojej. Też choruję od urodzenia, też słyszę pod swoim adresem pytania: dlaczego Cię to spotyka, za jakie grzechy? Często też słyszałem głos mojej mamy, która czasem wyżalała się nad moim losem przed sąsiadką: Dlaczego on, dlaczego mój syn? Itd. Na pewno wiele razy to pytanie było kierowane przez moją rodzinę do Boga: Czemu on? Cośmy złego zrobili?

Ludzie z boku, dalsi członkowie rodziny, po prostu niewtajemniczeni też pewnie sobie swoje myślą: pewnie ta … i tu padają określenia pod adresem mojej mamy i zarzuty, że to przez jej palenie papierosów w ciąży, pewnie się źle prowadziła i Bóg jeden wie co ona tam robiła… to teraz ma syna chorego… ma swoją zapłatę i jeszcze dzieciaka skrzywdziła… O ojcu: no tak, do kościoła nie chodzi, to ma itd. itd. Myślę, że wielu z nas spotykało się z czymś takim. Jeśli nie było to wprost skierowane wobec nas, to na pewno byliśmy świadkami takich słów i pytań wobec Boga i bliźnich. Ja sam też zadawałem te pytania Panu Bogu – pytałem: dlaczego ja? Co ja takiego zrobiłem, że muszę leżeć w szpitalach, a inne dzieci sobie grają w piłkę? Dlaczego, Panie, moja choroba jest taka, a nie inna? Dlaczego, Panie, nie mogę robić tego i tamtego? I pytanie, te od niedawna: dlaczego pewnie do końca życia będę niedoszłym księdzem – mając w pamięci to, że tylko przez chorobę nie mogę nim zostać?
 
Długo zadawałem te pytania, w pewnym momencie wiara we mnie umarła – chodzenie na msze stało pustym rytuałem, szukałem Boga nie w Kościele, lecz w islamie. Nie potrafiłem zaakceptować siebie, miałem pretensje do Boga, mamy, taty i wszystkich dookoła – dlaczego ja…? Popadałem w kompleksy, fobie, uzależnienia, staczałem się… Ten czas był okresem mojego dojrzewania, zaczęło się może, gdy miałem ze 13 lat i bardzo chciałem grać w piłkę lecz nie mogłem. Trwało to do 17 roku życia, a i czasem jeszcze trwa, bo pytania nie ustają. Dziś mam 22 lata i kilka razy spotkałem na mojej drodze przechodzącego po niej Jezusa Chrystusa. Usłyszał On moje pytania, pytania moich rodziców, pytania ludzi dookoła – jego uczniów i odpowiedział: „Nikt nie zgrzeszył! To po to, by na nim objawiła się moc Boża!” „Pragnę, by na Wojciechu Jałoszyńskim objawiła się moja moc!” To wielka Dobra Nowina!
 
Gdy miałem te 17 lat, myślałem, że to dopust Boży, mój krzyż, który jest dany dla mojego dobra, lecz dopiero nie tak dawno, może rok temu z hakiem dotarło do mnie, że to krzyż, ale krzyż błogosławieństwa! Błogosławieństwa mojego, ale też i ludzi, którzy są wokół mnie! Waszego błogosławieństwa, drodzy bracia i siostry! Byłem niewidomy, nie widziałem sensu mojego życia, celu, nie znałem pieśni mego życia! Byłem pogrążony w ciemności, byłem pogrążony we własnej chorobie, we własnych i cudzych pytaniach do Boga. Jezus przyszedł i odpowiedział poprzez ludzi, Słowo, Liturgię, wydarzenia w moim życiu: „Wybrałem Cię, byś niósł błogosławieństwo i mnie tam, gdzie Cię poślę. Po prostu zaakceptuj ten stan rzeczy – nie, nie uzdrowię Cię z choroby, lecz dam Ci przejrzeć! Daję Ci zobaczyć sens twego istnienia! Żyj codziennością, módl się, pisz, chodź, ucz się, studiuj, bądź w akademiku, rozmawiaj z ludźmi, angażuj się społecznie, w Kościele, gdziekolwiek zapragniesz być i włożyć swój wkład - po prostu idź tam! Idź za tym, co pociąga Twoje oczy i porusza Twoje serce! Śmiej się, rób sobie jaja, gdy będziesz w szpitalu, zarażaj innym dobrym humorem i niech on Cię nie opuszcza. Raduj się, raduj się zawsze i wszędzie! Tak, pokaż, że Ja, Twój Pan, jestem Bogiem i Panem jedynym, i nie ma innego oprócz mnie!”
 
To proste rzeczy, to takie splunięcie na ziemię, uczynienie błota i posmarowanie tym moich oczu – niby banalne, ale jakie piękne! Ale i czasem to jest trudne. Czasem trudno iść to wcielić w życie, bo to wydaje się zbyt proste, zbyt banalne - no bo jak: tylko tyle? Tylko mam żyć? Tak po prostu, tak po prostu błockiem po oczach i obmyć się w sadzawce? Tylko tyle? „Tak, tylko tyle!” - mówi Pan!
 
A inni? Cóż, zawsze znajdą się niedowiarkowie, którzy powiedzą, że to tylko moja psychika jest mocna, uznają mnie za dziwnego, nawiedzonego fanatyka. Znajdą się faryzeusze, którzy powiedzą, że może i to dobry człowiek, ale że to na nim objawia się nam moc Boża? Bez przesady, gdyby Pan go wzywał, to byłby w pełni zdrowy! – Byłem tego świadkiem i w seminarium, i u jezuitów, ale także w codzienności. Ale to nie ważne, że nie przyjęli mnie faryzeusze. Ważne, żeby mnie przyjęli moi bliźni, żeby widząc mnie, widzieli Boże czyny i chwalili Ojca, który jest w Niebie.
 
To spotkanie w moich słabościach odmieniło moje życie, zmieniło moje myślenie o Bogu, ludziach i własnej chorobie! Dało mi sens w życiu, uczyniło mnie błogosławieństwem – przejrzałem i widzę każdego dnia! Każdego dnia Pan przychodzi do mnie, każe mi wstać i po prostu żyć! I widzieć w innych coś więcej niż ruchomą masę ciała i kości. Codziennie przeżywam ten prosty rytuał splunięcia na ziemię, mazania błotem po oczach i obmycia się w sadzawce.
 
Bóg w dzisiejszym Słowie przychodzi do nas! Przychodzi do Ukochanej, przychodzi do Elżbiety poprzez wysłańców, poprzez Ukochanego i przez Maryję! Bóg posługuje się ludźmi, przyjmujmy więc każdego człowieka jako Bożego posłańca, przez którego Bóg chce coś nam powiedzieć. Módlmy się też o znaki, pytajmy Pana! Pan odpowiedział na modlitwy Elżbiety! Odpowiedział na moje modlitwy, więc dlaczego miałby nie odpowiedzieć na Twoje?
 
To nieprawda, że Bóg wysłuchuje tylko tych dobrych! Nie! Bóg wysłuchuje każdego, kto tego pragnie! Lecz później nie pozostaje nic innego, jak tylko uwierzyć – co jest trudne, bo zbyt proste i banalne, by Słowo wcielić w życie! Bóg daje też znaki. Maryi mówi o Elżbiecie, że niepłodna jest w ciąży. Ta, jak mówi nam Liturgia słowa, idzie z pośpiechem (co jest ważne) sprawdzić Boże Słowo. Sprawdzajmy też Boże Słowo i Boże znaki! Badajmy rzeczywistość, wydarzenia, ludzi, dostrzegajmy w nich Pana jak Elżbieta i wydawajmy okrzyk radości! Błogosławmy Pana i ludzi, przez których przychodzi – choć ludzie ci mogą strasznie nas zranić. W zranieniu też doświadczamy Pana, więc nie złorzeczmy, lecz błogosławmy! Każdego! Maryja uwierzyła! Dlatego jest tym, kim jest! A Ty wierzysz?
 
A mnie zapytał Pan: „Wojciechu, czy wierzysz we mnie?” Odpowiedziałem, padając mu do stóp: „Wierzę Panie! Nie tyle w Ciebie, co Tobie!”
 
Spotkałem Pana w słabościach, w chorobie, w grzechach, w złu, którego doświadczyłem. Bóg przychodzi! Jest w drodze! Jest z nami! Zawsze i wszędzie! Nie opuszcza nas! Chce być z nami! Chce nam przywrócić wzrok! Nie opierajmy się! Poddajmy się prostej wierze! Poddajmy się prostym Słowom Boga i Jego poleceniom. To naprawdę tylko ślina – błoto - oczy – sadzawka! Nie kombinujmy. Na koniec spójrzmy jak Ukochana i Elżbieta radują sie z przyjścia Pana! My też radujmy się! Radujmy się, ze Pan dał nam spotkanie, dzięki któremu przejrzeliśmy, a jeśli jeszcze jesteśmy niewidomi, to prośmy o przejrzenie! Czasem jest tak, że niby przejrzeliśmy, ale nie do końca – prośmy o całkowite przejrzenie i zerwanie z ciemnością! To może trwać, ale bądźmy cierpliwi.
 
W całym moim życiu, ale i w mijającym roku wiele razy spotkałem Pana na wiele sposobów, w różnych wydarzeniach, przez różnych ludzi, wiele razy odzyskiwałem wzrok i pewnie już tak będzie do końca mych dni! Obym był czujny na przyjście Pana poprzez ludzi, wydarzenia i Jego Słowo.
 
Na sam koniec chciałbym podzielić się z Wami czymś, co napisałem będąc w szpitalu i przeżywając tam swoje 22 urodziny. Niech to będą świąteczne życzenia dla Was:
 
Nie życz mi pieniędzy, bo Pan dba o mnie lepiej niż o lilie i ptaki.
Nie życz mi miłości, bo tę jedyną i prawdziwą już znalazłem.
Nie życz mi zdrowia, bo i bez tego żyć potrafię.
Nie życz szczęścia, bo je odnalazłem.
Nie życz mi radości, bo i radością kipię.
Mam ją w sercu, choć nie zawsze na twarzy.
Nie życz mi spełnienia tego, co mi się marzy,
Bo czasem przez to się gubię.
Nie życz mi pokoju, bo dać mi go nie możesz. W ogóle nie życz mi niczego,
Bo wszystko mam.
Proszę Cię tylko, drogi przyjacielu i przyjaciółko:
Bądź ze mną, bo i ja być z Tobą pragnę!
Dziel się sobą, bo i ja się dzielić chcę!
Potrzebuję Cię jak Ty mnie.
Choć czasem jest nam ze sobą ciężko,
To jednak bądź przy mnie, a ja przy Tobie,
Bo Bóg świeci na naszej drodze!
 
Życzę Wam, drodzy Czytelnicy, byście byli dla innych, byście się dzielili. Nie od Was zależy, czy to. czego życzycie swoim bliskim, spełni się, czy nie, lecz możecie iść do innych i dać im siebie, a to najpiękniejsze życzenia i dar, jaki możecie złożyć! Wesołych Świąt, Pan przyszedł!
 
Wojtek
 
 
Rozważanie na Piątek III tygodnia Adwentu, rok C1
 
Przeczytaj także
Tezeusz
O mnie Tezeusz

Blog portalu Tezeusz; pod redakcją Michała Piątka Tezeusz jest portalem dla osób zainteresowanych problematyką religijną, kulturalną i społeczną. Zwracamy się jednak szczególnie ku katolikom i innym chrześcijanom, którzy pragną pogłębiania swej wiary, by móc pełniej żyć Ewangelią i owocniej świadczyć o Chrystusie w dzisiejszym pluralistycznym świecie. Wierzymy bowiem, że Jezus Chrystus jest źródłem sensu życia i zbawienia, a Kościół katolicki wspólnotą wiernych, powołaną do dawania świadectwa Bożej i ludzkiej miłości. Promujemy katolicyzm czerpiący z bogatej tradycji Kościoła, zdolny do twórczej obecności we wszystkich dziedzinach życia osobistego i publicznego oraz nie lękający się wyzwań współczesności.  Z "Misji" Tezeusza.  

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości