TPPR TPPR
575
BLOG

Lenin i GW przeciw partyjnej propagandzie

TPPR TPPR Polityka Obserwuj notkę 2

Trochę na marginiesie wpisów o polsko-rosyjskim pojednaniu warto zająć się przejawami bolszewickiej logiki w polskim życiu publicznym. Nie jest niestety tajemnicą, że zarówno paradygmaty marksimu-leninizmu, jak i metody działania politycznego rodem z historii WKP(b) wciąż pokutują w schematach myślowych elit postkomunistycznej III RP. Debata o ograniczeniu dotacji dla partii politycznych i szerszej zmianie zasad finansowania działalności partyjnej kolejny raz je objawiła.

Na łamach Gazety Wyborczej p. Renata Grochal oburza się, że większość budżetowych pieniędzy zasila kampanie: billbordy, spoty reklamowe etc. Ciężko się nie zgodzić z jej tezą, że słabość think tanków i eksperckiego zaplecza partii jest problemem i przydałoby się zwiększenie finansowania na ten cel.Jest sytuacją dość absurdalną, że więcej wydarzeń i projektów związanych z poważną dyskusją polityczną organizują w Polsce think tanki niemieckich, a nie polskich partii politycznych. Niemcom absolutnie się nie dziwię: wszak po to tworzy się takie instytucje, by realizować politykę swojego kraju (zgodnie z własną jej polityczną wizją) także poza granicami kraju. Szkoda jednak, że obserwując działalność Fundacji Konrada Adenaura czy Friedricha Eberta i będąc poniekąd beneficjentem lub ofiarą ich działań (pozostawiam to ocenie czytelników) polskie elity polityczne nie są gotowe brać z nich przykładu.

Zgodą z p. Grocha w temacie potrzeby budowy zaplecza intelektualnego partii nie zmienia faktu, że pomysł zakazu finansowania działań propagandowych z dotacji jest, oczywiście przy założeniu zachowania systemu dotacji i utrzymania ograniczeń wpłat sympatyków partii, zupełnie absurdalny. Rację ma w komentarzu w portalu wPolityce.pl Piotr Zaremba: To co komentatorzy nazywają "partyjną propagandą" jest esencją demokracji. Już w latach 30. podczas sanacyjnej półdyktatury znakomity sejmowy komentator Bernard Singer wyszydzał utopijne wizje kampanii wyborczej bez agitacji, bez haseł, bez próby podobania się wyborcom. Było to wtedy odbierane jako pomysł autorytarny. Dziś jest pomysłem Wyborczej. W tych wszystkich filmikach i billboardowych wezwaniach sporo jest przesady i demagogii.  Ale to również jest oblicze demokracji. Niech wyborcy odróżniają ziarno od plew.

Co ciekawe, autorstwo pomysłu ograniczenia płatnej politycznej propagandy w mediach można przypisać... Leninowi. W mało znanej, a znakomitej książce reporterskiej Bolszewicy i bolszewizmw Rosji Jan Parandowski opisywał w pierwszej części Bolszewizm w podziemiach różne postulaty przyszłych twórców sowieckiego komunizmu. Przytacza między innymi znakomity pomysł Lenina na wprowadzenie demokracji i prawdziwej wolności prasy:

Prawdziwa wolność prasy, tj. wolność dla wszystkich, a nie tylko dla bogatych, wolność wypowiadania swego zdania będzie osiągnięta, jeśli się zabroni umieszczania anonsów w dziennikach.Trzeba wprowadzić monopol drukarski, rekwirować wszystkie drukranie i wszystek papier, aby je potem rodzielić sprawiedliwie między partie polityczne.

[Włodzimierz Ilijicz Lenin, za: Jan Parandowski, Bolszewicy i bolszewizm w Rosji, s. 17, Warszawa 2007.]

Przyglądając się polskiemu rynkowi medialnemu możnaby właściwie uznać, że druga część postulatu Lenina została już w znacznej mierze spełniona: wszak media (nie tylko prasa, ale i telewizje) rozdzielone zostały między partie polityczne w sposób, który bolszewicką sprawiedliwość przypomina. Wiele wskazuje na to, że i postulat zakazu płatnych anonsówbędzie miał coraz większe szanse realizacji.

Na zakończenie przygnębiająca dla mnie refleksja, bo uderzająca w środowisko polityczne szczególnie przeze mnie szanowane i zasłużone w promowaniu polskiej myśli antykomunistycznej i antysowieckiej. W 2008 roku chyba jako pierwsi na poważnie w polskiej debacie publicznej pomysł zakazu finansowania reklam billbordowych i telewizyjnych z partyjnych pieniędzy zaczęli lansować politycy Polski XXI. Oczywiście, łatwo zrozumieć ich ówczesne motywacje - pozbawieni budżetowych pieniędzy chcieli prowadzić spór jedynie w oparciu o merytoryczne argumenty, w czym uczciwie przyznając są silni. Od państwowców, za których uważam byłych polityków PXXI, wymagałbym jednak myślenia w kategoriach bardziej ogólnych, niż bieżący interes politycznych ich ugrupowania. Szczególnie, że ów interes bywa zmienny, tak jak ich miejsce na scenie politycznej. Jako smutną ciekawostkę dodam, że rzeczona książka Parandowskiego została wydana dzięki pieniądzom z programu wspierania czytelnictwa Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Za czasów, gdy ministrem kultury był właśnie późniejszy, zapewnie nieświadomy, piewca leninowskiej metody zapewniania wolności słowa Kazimierz Michał Ujazdowski. 

[ptr]

PS Zachęcam do lektury poprzedniej merytorycznej notki dot. zagadnień szeroko rozumianej agentuy wpływu na podstawie sobotniego tekstu Mariusza Majewskiego w ND.  Kontrowersyjny tytuł (mam nadzieję, że nie treść...) sprawił, że notka padła ofiarą salonowej cenzury. Jako, że chodziło mi głównie o rozpowszchnienie bardzo mocnych, a pominiętych przez media cytatów z tego artykułu, pozwalam sobie na dodatkową promocję tekstu.

TPPR
O mnie TPPR

Na każdej barykadzie siedzieć trzeba okrakiem, bo tylko synteza przeciwieństw godna jest człowieka. Jednocześnie absolutnie pod groźbą degeneracji nie wolno się wyrzekać oceny polegającej na przyznawaniu jednej ze stron zasadniczej słuszności. Stefan Kisielewski Zapraszam na profil bloga na FB

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka