Łukasz Kamiński został wybrany większością 372 głosów na stanowisko prezesa IPN. Oznacza to, że w Sejmie, o dziwo, nie było politycznej awantury w sprawie tego kandydata. Klub SLD, który ma najbardziej żywotny ze wszystkich fakcji interes, aby IPN był zlikwidowany – przypomnijmy choćby listę 500, której casus Danuta Waniek zgłosiła do prokuratury - nie wziął udziału w głosowaniu. Zaskakujące, zasadniczo postkomunistyczna lewica powinna stawić się w pełnym rynsztunku bojowym. Tak podpowiadałaby logika, skądinąd bez znajomości faktów z tzw. kuchni sejmowej. Tymczasem, to być może bieżąca sytuacja polityczna miała największy wpływ na taką a nie inną obsadę prezesa Instytutu.
Wygląda na to, że nowego prezesa wybierała Rada IPN. Stało się tak dlatego, że lada dzień nastąpi zasadnicze przemeblowanie polskiego parlamentu. Jest absolutnie oczywiste, że gdyby Sejm odrzuciłby pretendenta namaszczonego przez radę, nowy konkurs przeciągnąłby się aż do wyborów. A wtedy, ku wściekłości SLD i sporej części Platformy Obywatelskiej oraz PSL, Prawo i Sprawiedliwość nie tylko mogłoby zaproponować kogoś „nieobliczalnego” (czytaj: zwolennika otwarcia archiwów), ale także doprowadzić do jego wybrania. Wszystkie zależałoby od arytmetyki sejmowej, czyli zmiennej zależnej i kompletnie niewiadomej, bo nie ma takiej wróżki, która by przepowiedziała, jak bardzo Donald Tusk i jego drużyna przerżną na jesieni. Lepiej już było głosować na człowieka, którego znamy imię i nazwisko, może nam się nie podoba, nie nasz (nasi polegli w głosowaniu) może lansował go Kurtyka, ale przynajmniej nie wyfrunął spod skrzydła Jarosława Kaczyńskiego. Tak pewnie myśli koalicja rządząca i przystawki, które szykują się do koalicji.
Dlatego obawy związane z atmosferą nietypowej koncyliacji w parlamencie odrobinę maleją – kalendarz wyborczy jest nieubłagany i najwyraźniej IPN dobrze się w niego wpasował. Natomiast czy można mieć inne obawy związane z prezesurą Łukasza Kamińskiego? Trudno powiedzieć – obecnego prezesa trzeba byłoby znać i wiedzieć, jak zapatruje się na kwestię polityki historycznej. Dla wszystkich, którzy czerpią taką namiastkę wiedzy z mediów niezależnych pozostaje tylko teoretyczna analiza.
Tak więc niedawno pojawił się wywiad z Kamińskim na łamach „Naszego Dziennika”. Można się z niego dowiedzieć, że Kamiński swoje stanowisko w IPN (to sprzed głosowania) zawdzięcza w nie mniejszym stopniu, jak swojej ciężkiej pracy Januszowi Kurtyce. Z kolei „Kontrwywiad RMF FM” przeprowadził Kamińskiego przez listę niewygodnych pytań – TW Bolek, Jan Tomasz Gross, Jaruzelski. Wówczas kandydat na prezesa nie odpowiadał tak, jak oczekiwałby tego mainstream polityczno-medialny.
Łukasz Kamiński sprawia wrażenie człowieka, który chce uprawiać politykę historyczną dotyczącą akt dawnej agentury "z ludzką twarzą" – nie wdaje się w emocjonalne pyskówki, nie daje się łatwo sprowokować, ale także nie odpowiada w ten sposób, aby dawni kaci oraz ich współpracownicy mogli spokojnie oglądać „Wiadomości w TVP”. Stara się być łagodny, ale przy tym merytoryczny. Jest to swego rodzaju odwaga w dzisiejszym trudnym świecie polityki i mediów – przypomina trochę siedzenie okrakiem na barykadzie, ale ze szczególną sympatią ku stronie oblężonej.
Jednak nie oszukujmy się – w Polsce można prowadzić w ten sposób „kampanię wyborczą”, ale już w fotelu IPN koncyliacyjność nie ma racji bytu. Bowiem ten model obrały środowiska, które nie chcą ujawnienia akt i będą do końca świata przekonywać społeczeństwo, że nie warto rozdrapywać ran, albo teczki na pewno są sfałszowane. Język demokracji liberalnej jest również, a może przede wszystkim językiem dawnych służb specjalnych i współczesnych postkomunistów. Przykro to stwierdzić, bo nie po to obalaliśmy reżym i przyjęliśmy drogę demokracji konstytucyjnej, żeby ideały, które stworzyły nowy światowy ład obróciły się przeciwko ofiarom totalitaryzmu. Ale cóż, życie pisze różne scenariusze.
Dlatego Łukasz Kamiński powinien nawiązać do polityki Janusza Kurtyki i mam nadzieję, że to uczyni. W tej chwili Kurtyka wydaje się być osobą niezastąpioną – profesjonalista, o wielkiej wiedzy, świetnej prezencji, olbrzymiej odwadze. Prawdziwy jastrząb polityki historycznej, osoba bezkompromisowa wobec dawnych zbrodni systemu. Takim wydawał się być Profesor Kurtyka. Ile będzie Kurtyki w Kamińskim? Zobaczymy. Im więcej, tym lepiej Instytutu oraz dla emerytów z AK, którzy pobierają emeryturę 800zł. brutto, podczas gdy ich oprawcy podjeżdżają nowym SUV-em na stację paliw.
"Uwaga: Czytanie tego bloga, samodzielne przemyśliwanie zawartych w nim treści, nieskrępowana krytyka, dzielenie się zamieszczonymi na blogu opiniami ze znajomymi, rodziną, kol. z pracy oraz powoływanie się na te opinie w jakikolwiek inny sposób - bez zgody autora surowo wzbronione. Wszelkie odstępstwa od ww. postanowień mogą zostać zniesione po uprzednim złożeniu podania w 3 egzemplarzach oraz merytorycznym uzasadnieniu wniosku"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka