Przy okazji kolejnej rocznicy wybuchu powstania w warszawskim getcie pojawiło się sporo notek na ten temat.
Przeglądając je zauważyłem, że nikt, ale to absolutnie nikt nie widzi niczego z drożnego w używaniu pojęcia 'getto warszawskie'. Jak to jest, że prawicowi krzykacze, którzy podnoszą wrzask natychmiast, kiedy usłyszą frazę 'polskie obozy' bez cienia skrępowania posługują się pojęciem 'getto warszawskie' czy 'getto łódzkie'?
Przecież żydowskie getto w Warszawie było było dokładnie w tym samym stopniu warszawskie, co obozy zagłady założone przez Niemców na ziemiach okupowanej Polski były polskie...
