Radosław Sikorski próbuje naśladować Bolesława Krzywoustego. Z opowiadań pana Radosława wiemy, że dzielnie stawał w Afganistanie w zwycięskiej wojnie przeciwko Armii Czerwonej. Z licznych wypowiedzi człowieka, który ceni wodzów zwycięskich a surowo rozlicza pokonanych, można wnioskować, że hetman Żółkiewski, nie jest dlań dobrym wzorem.
Wprawdzie Żółkiewski zdobył Kreml, carów pojmał i do Polski przywiózł, ale później pod Cecorą postąpił nieroztropnie. Kiedy hetman zobaczył, że przegrywa bitwę, bo część wojska uciekła, przebił szablą własnego konia, dając znak, że on nie ucieknie, walczył do końca i zginął śmiercią żołnierza. Na szczęście pan Radosław nie musiał popełnić w
Afganistanie takiego błędu, bo w Afganistanie było inaczej – uciekli czerwonoarmiejcy. Natomiast na nasze nieszczęście został szefem MSZ. Na pocieszenie możemy sobie powiedzieć, że mogło być gorzej; co to by było, gdyby Donald Tusk zamiast pana Bronisława wytypował pana Radosława na prezydenta.
Divide et impera
Krzywoustemu zdarzyła się duża wpadka; podzielił kraj pomiędzy swoich synów. Ten podział dzielnicowy to przykład nepotyzmu na najwyższym szczeblu, którym wiceprzewodniczący PO powinien się brzydzić. A jednak w swoim resorcie zatrudnił córkę ministra Rostowskiego. Wiem, wiem, córka ma kwalifikacje nawet większe niż mamusia pewnego wicepremiera. No cóż, takie wpadki politykom zdarzają się często. Sikorskiemu zaś głupie wpadki zdarzają się lawinowo i dotyczą wielu obszarów polityki. W rezultacie wysforował się na czoło polityków usiłujących podzielić 40-milionowy naród na myślących po polsku i na myślących po europejsku, czyli próbuje wywołać prawdziwą katastrofę narodową. A sam pewnie w ogóle nie myśli. Szef MSZ chyba nie zorientował się, na czym praca szefa dyplomacji polega. Zachowuje się tak, jakby nie wiedział, że jest to zajęcie dla człowieka ważącego słowa, powściągliwego w wyrażaniu opinii, taktownego, o prawdziwej kulturze osobistej, a nie dla gadatliwego tandeciarza o manierach nowego polskiego szlachcica. Radosław Sikorski chciał być złotousty a raz po raz pokazuje się jako krzywousty. Co powie albo napisze to gafa. Z wielu jego wypowiedzi zawodowi dyplomaci zdrowo mogą się uśmiać i pożartować. Rosjanie np. ironicznie pytają, czy on do nich w Afganistanie strzelał, choć są przekonani, że Sikorski strzelał tam tylko z aparatu fotograficznego i ustrzelił dobre zdjęcie, za które dostał nagrodę.
Dyplomacja totalna
Niedyplomatyczna nadaktywność min. Sikorskiego niepokoi nawet PO. Reakcja kolegów partyjnych na jego wypowiedź w rocznicę Powstania Warszawskiego była znamienna. Ale on jest niestrudzony. Nikt go nie prześcignie, oświadcza w licznych wywiadach, komentując swoją (?!) politykę zagraniczną i własne spojrzenie na polską historię.
Minister, który onegdaj kochał wojsko a teraz polubił dyplomację, chce przywołać do porządku naszego wschodniego sąsiada, postępując wedle reguł dyplomacji totalnej w stylu Busha, która zaowocowała tym, że świat znielubił jankesów, gringos itp. Kiedy słyszymy, jak Polacy traktowani są przez amerykańskie służby imigracyjne, to rozumiemy, dlaczego u nas także rosną zastępy US-ofobów. Gdzie indziej jest jeszcze gorzej, dlatego USA budują na całym świecie ambasady jak fortece. Niebawem turyści będą mogli także w Londynie oglądać amerykańską twierdzę w dzielnicy Nine Elms. Ale tylko z daleka, ambasada będzie otoczona fosą 30-metrowej szerokości. To powinno dać min. Sikorskiemu do myślenia. Czy mamy być postrzegani jako mały żandarm Europy mniejszych od nas wschodnich sąsiadów? Lepiej byłoby, gdyby Sikorski, zamiast powoływać się na poparcie słynnego komentatora sportowego, szukał inspiracji w myśli politycznej Jerzego Giedroycia.
Demokracja fasadowa
Trzeba sprawiedliwie dodać, że w czasach Reagana dyplomaci USA w Warszawie w latach 80. zachowywali się dużo, dużo bardziej dyplomatycznie.
Niestety, Sikorski nie mógł się w Polsce dyplomacji od Amerykanów nauczyć, bo poza krajem bezpiecznie czekał aż Solidarność uwolni kraj od komuny. A teraz bezpiecznie z Warszawy gromko dowodzi akcją wspierania opozycji białoruskiej w walce z reżimem Łukaszenki. Niedawno komentował: „Karygodny błąd pomimo ostrzeżeń”; wtórowała mu szefowa Fundacji Praw Człowieka: „Głupota, lenistwo” – to pod adresem Prokuratury Generalnej z powodu przekazania władzom reżimowej Białorusi danych o koncie bankowym znanego dysydenta. Rzeczywiście mamy tu do czynienia z błędami i głupotą, ale w większym stopniu dotyczą one autorów tych wypowiedzi i polityków szukających rozgłosu, strofujących rząd w świetle kamer. Zapewne nie wiedzą, że prokuratura od pewnego czasu jest niezależna od rządu. Ich popisy to dla Łukaszenki dobry argument. Może twierdzić, że chcemy narzucić jego krajowi naszą fasadową demokrację i bałagan zwany szumnie państwem prawa.
Gdzie te Breiviki
Min. Sikorski lubi penetrować stan ducha Polaków i czytać w ich myślach. W kilka dni po tragedii w Norwegii powiedział w Londynie że „w Polsce nie brak ludzi myślących tak jak Breivik”. To
wyjście ministra przed orkiestrę unijnych elit rodzi pytania. Czy w jakimkolwiek europejskim kraju ludzi myślących jak Breivik brakuje, czy aby nie ma ich wszędzie więcej niż w Polsce? Czy to w polskim parlamencie zasiadają przedstawiciele skrajnie nacjonalistycznych i rewizjonistycznych ugrupowań? Czy to w Polsce trwa wojna z Arabami protestującymi przeciwko grabieży ich ziem? Czy to u nas a nie w Izraelu jedenastoletnie dzieci wtrącane są do więzień za zbliżanie się do źródła wody, z której od urodzenia korzystali? Polacy z pewnością są na szarym końcu w liczbie rasistowskich i nacjonalistycznych ekscesów. Jednak p. Sikorski wie swoje, bo czyta w ich myślach i musi świat przed nimi ostrzec.
Gdyby szef MSZ wyznał w Brukseli, że odsetek idiotów wśród polskich polityków jest większy niż w jakimkolwiek kraju, to jego rozmówcy pewno chętnie by się z nim zgodzili. Przecież poznali wielu z nich w europarlamencie i słyszeli, że jakiś polski senator oskarża byłego ministra sprawiedliwości i ekspremiera o zamordowanie posłanki z wrogiego ugrupowania. Ale nawet bez zdradzania naszych sekretów zapewne doszliby do wniosku, że idiotów i dyletantów nie brakuje u nas także wśród dyplomatów.
Jan K. Kruk
Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka