Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
317
BLOG

Kruk: Wojna burżuazji z marginesem

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 1

Dramatyczne wydarzenia na ulicach brytyjskich miast wprawiły w osłupienie cały świat, ale dla „Financial Times” była to tylko „intifada marginesu społecznego”. Gdyby bulwarówka londyńskiego City wydzieliła na swoich łamach proporcjonalnie duży margines dla tych, którzy się z taką oceną nie zgadzają, to prawdopodobnie redakcja miałaby tylko 20 proc. powierzchni gazety do dyspozycji. Reszta byłaby białym marginesem. Ze zdaniem FT nie zgadza się przecież nawet wielu polityków brytyjskich, lecz problemy związane z tym „marginesem” marginalizuje.

 

Margines społeczny dla neoliberałów to ta część społeczeństwa, która nie wierzy ich zapewnieniom, że jutro będzie lepiej i zgłasza jakieś pretensje pod adresem rządzących. Niestety, w neoliberalnym świecie (zwanym dawniej wolnym światem), do którego dołączyła Polska, margines ten zamiast się kurczyć szybko rośnie i jest coraz bardziej sfrustrowany. Milcząca większość tego nie widzi. A przecież nie trzeba zwiedzać robotniczych gett i slumsów dla najbiedniejszych, aby tę niemiłą prawdę odkryć. O beznadziei życia mieszkańców takich dzielnic można się wiele dowiedzieć choćby z filmów wyreżyserowanych przez twórców wrażliwych na sprawy społeczne. Niestety, milcząca większość ogląda to, co podsuwa jej przemysł medialny; idiotyczne filmy i seriale, śmieszną inaczej rozrywkę zwaną publicystyką i popisy słynnych, ale mało zabawnych medialnych celebrytów. Część zniesmaczonych telewidzów odwiedza też kina, ale najchętniej ogląda filmy fantasy. Zapewne po to, aby uciec od rzeczywistości i nie słuchać politycznych ekonomistów powtarzających wersety z neoliberalnej biblii; każdy jest panem własnego losu, nawet pucybut może zostać milionerem, wszystko musi regulować niewidzialna ręka rynku, nie ma darmowych obiadów itp. I to byłyby dobre rady, gdyby młodzi mieli prawo do równego startu w dorosłe życie i gdyby niewidzialną ręką nie manipulowali politycy i hochsztaplerzy. W sytuacji, kiedy korupcja, nepotyzm i polityka to najlepsze trampoliny do ustawienia się w życiu, a działalność gospodarcza to największy hazard, takie podpowiedzi, to cyniczna kpina z młodych ludzi, którzy bez „dojść”, rodzinnych układów i kapitału początkowego startują w życie.

Bój to nie był ostatni

Świadomość tego wśród nastolatków z robotniczych dzielnic sprawiła, że wydarzenia w Anglii miały tak gwałtowny i niszczycielski charakter. Tam, gdzie do rozruchów dołączyli bandyci i złodzieje wykorzystujący niepokoje społeczne, policja była rażąco bezradna. W rezultacie na skalę dotychczas niespotykaną na ulicach brytyjskich miast przez kilka dni trwała wojna biednych z bogatymi albo określając dokładniej – młodego proletariatu ze złymi tradycjami z młodym, prężnym biznesem. Posługując się natomiast terminologią FT, można powiedzieć, że był to bój marginesu społecznego z marginesem po przeciwnej stronie, czyli nowobogacką burżuazją. I nie był to bój ostatni, który milcząca większość będzie miała okazję obserwować.

Niedyskretny smród burżuazji

Dyskretny urok burżuazji z obrazów arcymistrza społecznego kina to historia. Luis Bunuel, kpiąc z intelektualnej miałkości i emocjonalnego poplątania klasy społecznej, z której sam się wywodził, nie mógł odmówić bohaterom swoich filmów kinder-
sztuby, dobrych manier, przywiązania do tradycji i szacunku dla dóbr kultury. Natomiast współczesna burżuazja na całym świecie jest nieznośnie realistyczna, wszechobecna, pazerna i odarta z jakiegokolwiek uroku. Śmierdzi nie tyle pieniędzmi (nie nosi gotówki w kieszeniach), co pospolitością, brakiem kultury, bezguściem i pretensjonalnością. Dobre maniery zastąpił tupet, wyczucie taktu psi węch. Na całym świecie burżuja poznajemy teraz po słomie w butach, ale nie tylko. W samolocie np. zanim zajmie swoje miejsce w klasie biznes rozejrzy się wokół i upewni, czy wszyscy go widzą, czy wiedzą, że on to lepszy gość. Chyba z tego samego powodu w Polsce nowobogacka drobnica krąży w wypasionych terenówkach po zatłoczonych centrach miast. W Anglii natomiast buduje sobie enklawy w zakazanych do niedawna dzielnicach. Bez zazdrosnych kibiców za płotem burżuje nie czują się w pełni szczęśliwi. Natomiast amerykańscy burżuje postępują odwrotnie; uciekają ze starych dzielnic, w których rośnie bieda, i budują bezpieczne enklawy na peryferiach. Po ostatnich wydarzeniach w Londynie można sądzić, że Amerykanie postępują roztropniej. Zbliżenie bogactwa z biedą nie jest wskazane; stanowi mieszankę wybuchową.

Znowu te warchoły?

Ci, co pamiętają rok 1976 w Polsce, potwierdzą, że szerokie rzesze inteligencji pracującej z burżuazyjną mentalnością tłumnie wystąpiły na wiecach potępienia „radomskich warchołów”. Tamta siermiężna burżuazja skwapliwie poparła tow. Gierka, bo miała coś do stracenia; syrenki, wartburgi, fiaty, polonezy i przyczepki kampingowe pod oknami mieszkań.
Teraz nowobogaccy mają do stracenia dużo więcej, a wyobraźni dużo mniej. Natomiast nasi politycy stanowiący trzon burżuazji III RP nie muszą się o swoje mienie martwić; wszystko mają schowane w bankach, w podziemnych garażach a mieszkają w strzeżonych rezydencjach. Świętują do woli na brukselskich festiwalach, podśpiewując „Odę do radości”, dając wyraz jak szczęśliwie żyje im się w Europie z Komisją Europejską na czele. Niepokoi się tylko modelowy burżuj ostatniego 30. lecia. „Czuję paniczny strach” – wyznał ostatnio Jerzy Urban. A przed czym? Przed „szczuciem upośledzonych warstw społecznych”. Należy się domyślać, że chodzi o szczucie upośledzonych warstw na czcigodną burżuazję. Coś takiego mógł wyznać tylko chory ze strachu, upośledzony umysłowo idiota. Kulturalny burżuj z epoki Gierka takiej pogardy dla ludzi nie miał i tak by się nie obnażył.
Młodym ludziom, którzy zapewne nie wiedzą, kto to jest ten spanikowany, dobrodusznie wyglądający staruszek należy się informacja. To szef propagandy z okresu stanu wojennego, porównywany przez niektórych z szefem propagandy Hitlera. Ale to przesada, dr Goebbels miał bez porównania więcej kindersztuby, taktu i inteligencji. Jerzy Urban walił cepem. Na początku lat 80., kiedy w sklepach nic nie było, wzywał upośledzone warstwy społeczeństwa, aby się nie buntowały, bo będą przymierały głodem, podczas gdy rząd się jakoś wyżywi. On sam zawsze wyglądał na bardzo dobrze odżywionego i jest symbolem ciągłości panowania burżuazji niezależnie od systemu władzy. Tylko w Chinach tę ciągłość zapewniono sprawniej.

Jan K. Kruk

Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka