Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
260
BLOG

Stępić ostrze neoliberalizmu

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 1

 

- Rozumiem, że w Solidarności nie zniknęła jeszcze alergia na wchodzenie związkowców do sejmu czy senatu po okresie rządów AWS. Ale warto zauważyć, że gdy związkowców zabrakło w parlamencie, rozwiązania prawne stały się dla nas znacznie gorsze – ocenia Ewa Tomaszewska w rozmowie z Krzysztofem Świątkiem.

 

– Kandyduje Pani z 9. miejsca na liście PiS w Warszawie. Niewysoką pozycję Pani otrzymała.

– Nie zabiegałam o wysokie miejsce. Najważniejsze, by osoby z Solidarności, które kandydują, zyskały zrozumienie wyborców dla problemów związkowych i społecznych. W tej kadencji parlamentu głosu pracowników i związkowców nie słuchano. Kilka dni temu byłam w Bukareszcie, delegowana przez „S” na konferencję dotyczącą problemów służby zdrowia, systemu emerytalnego, walki z ubóstwem. W trakcie rozmów kuluarowych pytano mnie: „Jak to jest, że w Polsce, gdzie Solidarność doprowadziła do demokratycznych przemian, wychodzi 40 tys. ludzi na ulice, domagając się podniesienia płacy minimalnej, protestując przeciw wyrzucaniu z pracy za przynależność związkową, a politycy udają, że tego protestu nie zauważyli? To oni waszych głosów nie potrzebują?”. Wielu młodych nie rozumie jak bardzo potrzebne są związki zawodowe, by rozwiązywać ich problemy w dialogu społecznym, a nie na ulicy.

– Czy 9. miejsce na liście nie stanowi dowodu, że także PiS niechętnie bierze pod uwagę głos związkowców?

– We wszystkich ugrupowaniach wśród osób o bardziej liberalnych przekonaniach wyczuwa się niechęć wobec ludzi z „S”, szczególnie zasłużonych w tworzeniu związku, jego działalności w stanie wojennym i później. Wielu polityków młodszego pokolenia nie mogło brać w tym udziału z natury rzeczy, a dziś czują się przez byłych opozycjonistów zagrożeni.

– Ludzie Solidarności mają lepsze życiorysy?

– Mają za sobą liczne dokonania, doświadczenie. Ale oczywiście nikt nie chciałby powtórki ze stanu wojennego po to, by móc się zasłużyć siedzeniem w więzieniu (śmiech). Przecież chodziło o to, by za przekonania, za działalność w sferze publicznej nie można było nikogo karać. Rozumiem, że w Solidarności nie zniknęła jeszcze alergia na wchodzenie związkowców do sejmu czy senatu po okresie rządów AWS i obarczaniu związkowców odpowiedzialnością za decyzje rządu. Ale warto zauważyć, że gdy związkowców zabrakło w parlamencie, rozwiązania prawne stały się dla nas znacznie gorsze. Obecnie ogromną przewagę mają w sejmie osoby z opcji liberalnej.

– PiS wydaje się partią niejednolitą, jeśli chodzi o podejście do gospodarki i spraw społecznych. Czy to ugrupowanie bardziej Gilowskiej i Szałamachy z ich liberalnym podejściem, czy prof. Żyżyńskiego o nastawieniu prospołecznym?

– Wśród młodszych działaczy jest więcej osób o poglądach liberalnych. Do pewnego stopnia to zrozumiałe, bo większa swoboda gospodarcza, która przyszła z nowym systemem, sprzyja takim postawom. Jest w tym pewne dobro – można być przedsiębiorczym i dzięki własnej aktywności lepiej organizować własne życie.

– Tylko czy to nie rodzi obawy, że osoby o prospołecznym podejściu do gospodarki, jak Pani, będą w PiS zmarginalizowane?

– Na pewno jesteśmy niewygodni dla osób o poglądach neoliberalnych. Ale nawet BCC i Konfederacja Pracodawców Prywatnych zwróciły uwagę na potrzebę społecznej odpowiedzialności w gospodarce, bo we wspólnocie narodowej nawzajem za siebie odpowiadamy, a nie wszyscy mają równe możliwości startu. Związkowcy są potrzebni w parlamencie, by reprezentować interesy pracowników.

– Czy cztery lata rządów PO-PSL to był dobry czas dla pracowników i związków zawodowych?

– Bardzo zły. To był czas wyrzucania z pracy za przynależność związkową, prześladowania liderów związkowych.

– Przy bierności prokuratury?

– Nie, zdarzało się, że prokuratura wspomagała pracodawcę np. zlecając przeszukanie w domu przewodniczącego związku, by pozbawić go dokumentów wyborczych, a w konsekwencji wykazać, że niesłusznie korzystał z etatu związkowego. W międzyczasie na niektórych pracownikach wymuszano oświadczenia, że tak naprawdę nie chcieli do związku należeć. Obawiając się utraty pracy, czasem takie oświadczenia podpisywali. Opcja rządząca wspiera tego typu działania – oczywiście nieformalnie, ale poprzez tworzenie sprzyjającej im atmosfery.

– Z rządowego raportu wynika, że ponad połowę bezrobotnych stanowią osoby w wieku 18–34 lata. 60 proc. z nich zatrudnionych jest na umowach tymczasowych. Młodzi mają powody, by głosować na PO?

– Nie mają, ale wielu dało się oszukać. Część młodych przejrzała na oczy, kiedy w ostatnich czterech latach nie mogła znaleźć zatrudnienia albo uzyskiwała dochody pod stołem. Pozbawiano ich w ten sposób ochrony w razie wypadku przy pracy. Młody człowiek myśli często: „Co tam ubezpieczenie, składka emerytalno-rentowa. Nic mi teraz nie grozi, a zanim się zestarzeję nie wiadomo co będzie”. Po czym nagle ulega wypadkowi, traci rękę i okazuje się, że nie może otrzymać renty, bo nie był ubezpieczony.

– Jak upowszechnić etat jako formę zatrudnienia?

– W latach 90. mówiono nam o wspaniałym pakcie z Toledo, który wprowadził umowy o zatrudnieniu niższej wartości i spowodował segmentację pracowników w Hiszpanii. Wiadomo było, że na umowy niższego rzędu zatrudnia się osoby słabsze na rynku pracy – gorzej wykształcone, niepełnosprawne, kobiety, młodych. Dobrze wykształceni mężczyźni to była jedyna grupa, która mogła uzyskać etaty. Pracownicy niższego rzędu mieli też dużo mniejsze szanse skorzystania ze szkoleń. W Polsce związki zawodowe protestowały, gdy przekonywano, że pakt z Toledo to czyste złoto. Nasze uwagi odrzucano i wprowadzano jeszcze gorsze rozwiązania. To nie ma nic wspólnego z ideą flexicurity, która zawiera element security, czyli bezpieczeństwa socjalnego. W Polsce mówi się wyłącznie o elastyczności, która zapewnia większe zyski pracodawcom. Pracownicy są sprowadzani do roli niewolników – w pełni podporządkowanych i dyspozycyjnych. Należy wzmocnić ustawowo inspekcję pracy. Kontrole powinny odbywać się przy współudziale przedstawicieli związków zawodowych, by ograniczyć przypadki nadmiernej wyrozumiałości inspektorów wobec pracodawców nieprzestrzegających przepisów prawa pracy. Szczególnie istotne jest zapobieganie pracy na czarno.

– W Europie mówi się o potrzebie powrotu do modelu państwa opiekuńczego. Tymczasem Platforma ogranicza rolę państwa. Skomercjalizowana ma być służba zdrowia, a za chwilę pewnie edukacja i kolej.

– Kilka dni temu na sesji sejmiku mazowieckiego, którego jestem radną, dyskutowaliśmy o wyroku sądu unieważniającym decyzję o prywatyzacji jednej z placówek. Sąd uznał, że konstytucyjnie nie ma możliwości scedowania na podmioty prywatne odpowiedzialności za bezpieczeństwo zdrowotne obywateli. Sejmik, głosami radnych PO, postanowił jednak zwrócić się o kasację tego wyroku. Odpowiedzialność za system ochrony zdrowia czy ubezpieczeń społecznych zapisano w konstytucji i ona obowiązuje. Państwo, nie reagując choćby na plagę tzw. umów śmieciowych, samo tworzy sobie problemy na przyszłość.

– Czy OFE powinny zostać objęte większą kontrolą?

– Przyjmując ustawę za rządu Jerzego Buzka, wprowadzono kontrolę efektywności zarządzania funduszami. Jeżeli towarzystwo emerytalne zarządzało źle, to musiało brakujące środki – do poziomu minimum efektów akceptowalnych – z własnych pieniędzy do funduszu wpłacić. Tak się stało z funduszem Bankowy, kiedy okazało się, że inwestował niezbyt efektywnie. A przy tworzeniu towarzystwa emerytalnego wymagano odpowiednich gwarancji finansowych. Po 2001 roku towarzystwa wywierały presję na rząd SLD i dwukrotnie zmieniano ustawę o OFE. Wydłużono okres, w którym badana jest efektywność działalności towarzystwa i taka sytuacja jak w przypadku Bankowego już się nie powtórzyła. Umożliwiono też znaczne podwyższanie opłat za zarządzanie środkami. Solidarność zdecydowanie protestowała przeciw tym zmianom. Do tego doszła likwidacja urzędu nadzoru, w którego komitecie doradczym zasiadali przedstawiciele partnerów społecznych. Urząd karał m.in. za nieuczciwe reklamy. Trzeba zastanowić się nad tym, jak przywrócić nadzór społeczny nad funduszami.

– Jak ocenia Pani odrzucenie przez Hannę Gronkiewicz-Waltz wniosku obywatelskiego o przeprowadzenie referendum w sprawie prywatyzacji SPEC-u?

– Sama zbierałam podpisy w sprawie referendum i uważam za groźną sytuację, w której samorząd lekceważy zdanie tak dużej liczby warszawiaków oraz ekspertyzy dotyczące sytuacji w innych miastach, gdzie podobny proces przeprowadzono i jego skutki boleśnie odczuli mieszkańcy.

– Prezydent stolicy utrzymuje, że podwyżki będą kilkuprocentowe.

– Ale nie jest w stanie zagwarantować własnym majątkiem, że jeśli jednak będą wyższe, to ludziom na pokrycie skutków większych podwyżek dołoży. Prywatyzacja SPEC-u nie jest w interesie warszawiaków. Zastanawia ogromna presja, by pozbyć się za niewielkie pieniądze firmy, która przynosi do miejskiej kasy znaczące przychody i jest w dobrym stanie technicznym.

– Jest Pani pracownikiem akademickim. Od października wchodzi w życie ustawa ograniczająca pracę na dwóch etatach dla wykładowców.

– W ustawie są też inne groźne zmiany, np. skrócenie do dwóch lat okresu opiniowania i wprowadzenie możliwości zwolnienia nauczyciela akademickiego już po jednej ocenie negatywnej. Jeżeli młody naukowiec nie zdąży w ciągu dwóch lat napisać doktoratu, to po prostu straci pracę. Przy bardzo niskich płacach, jakie otrzymują asystenci, i braku możliwości racjonalnego planowania rozwoju naukowego, młodzi ludzie nie będą wiązać swojej kariery naukowej z polskimi uczelniami. Ci bardziej przedsiębiorczy i lepiej znający języki wyjadą na zagraniczne uniwersytety. Jeśli zostanę posłem, na pewno podejmę próbę nowelizacji ustawy o szkolnictwie wyższym.

 

Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka