Niezależnie od tego kto wygrał wybory parlamentarne pewne rzeczy są od nas niezależne. Czy premierem będzie ten czy inny polityk kryzys gospodarczy trwa, wielkie międzynarodowe korporacje i banki walczą o swoje interesy, a Niemcy i Francja rozgrywają Unię Europejską. Co nas czeka przez najbliższą kadencję?
Chyba wszyscy znają biblijną opowieść o Józefie, który sprzedany do niewoli egipskiej tłumaczy faraonowi jego sen – siedem krów tłustych pożartych przez siedem chudych. Najpierw czas prosperity i hossy, a potem kryzys gospodarczy i spadki na giełdach.
Nikt nie ma wątpliwości, że obecnie jesteśmy w czasach kryzysu. Chude krowy maszerują po Wall Street. Czy jednak dobrze wykorzystaliśmy czasy gospodarczego boomu? Wydaje się, że nie. Ale to nie znaczy, że nie możemy próbować kryzysu osłabić. Że nie możemy mu się przeciwstawić.
Polska może zbiednieć
– Przede wszystkim czekają nas wyzwania związane z kryzysem gospodarczym. To przekłada się na problemy spójności i solidarności w UE. Wydarzenia w Grecji są jedynie początkiem. Jeśli to zjawisko zacznie się powtarzać, nastąpi efekt domina, a Unii nie będzie już stać na solidarność ze względu na brak środków – mówi dr Sergiusz Trzeciak, autor książki „Gra o Europę”, politolog z Collegium Civitas.
To może oznaczać bardzo poważne zagrożenie dla budżetu Unii Europejskiej. Wiadomo zaś, że państwem, które dostaje najwięcej jest Polska. Problemy z budżetem unijnym przekładać się będą bezpośrednio na problemy funduszy spójności i strukturalne, dzięki którym tak naprawdę Polska utrzymuje wysoki wzrost gospodarczy.
– Budżet europejski nie jest z gumy. To, na co zostaną przeznaczone pieniądze, jest decyzją polityczną – przyznaje dr Trzeciak. – Brak lub ograniczenie środków może spowolnić dalsze tempo integracji europejskiej, zarówno w sferze gospodarczej, jak i politycznej. To, że w Unii obecnie rozmawia się przede wszystkim o gospodarce, wpływa na sposób myślenia – przyznaje specjalista.
Brak jest obecnie zarówno mocnej wizji politycznej dalszego rozwoju UE, jak i możliwości przeprowadzenia takiego rozwoju. Państwem które najdłużej czeka na integrację z Unią pozostaje Turcja. Wielki kraj na pograniczu Europy i Azji, który coraz silniej zdaje sobie sprawę, że unia nie jest mu do niczego potrzebna. Kraj, którego premier nie tak dawno dość otwarcie groził wojną Izraelowi. Ale problemem pozostaje nie tylko rozszerzenie UE. Także współpraca i wsparcie krajów rozwijających się demokracji jak Mołdowa czy Gruzja przy coraz mniejszym zaangażowaniu unijnych środków staje pod znakiem zapytania.
– Spójrzmy na kwestię poszerzenia UE i koncepcję Partnerstwa Wschodniego. Na ostatnim szczycie partnerstwa można było zauważyć, że temat ten schodzi na plan dalszy. Na agendzie Unii Europejskiej pojawiają się raczej sprawy Afryki Północnej, to zaś będzie generować kolejne obciążenia finansowe. W tym momencie horyzont ewentualnego członkostwa Ukrainy w UE znacznie się odsunął i ciągle się oddala. Nikt odpowiedzialny nie podaje już żadnej daty – przypomina dr Sergiusz Trzeciak.
Przypomina także, że z jednej strony obserwujemy zagrożenia związane z końcem rozwoju Unii (teraz do 27 państw dołączy Chorwacja, ale już Turcja, Ukraina czy Serbia nie wiedzą, na co mogą liczyć), a z drugiej strony czeka nas coraz bardziej zajadła walka o budżet.
– Polska może na tym podwójnie ucierpieć. Po pierwsze, Unia może przeznaczyć mniej środków na fundusze spójności, po drugie, ograniczyć wydatki na wspólną politykę rolną. Za tą polityką murem stoi Francja, ale jest silny opór chociażby ze strony Wielkiej Brytanii czy innych państw. Biorąc pod uwagę siłę przebicia Polski obawiam się, że to my możemy na tym realnie stracić – podsumowuje Trzeciak.
Politolog krytycznie podsumowuje buńczuczne zapowiedzi polityków Platformy Obywatelskiej, która chełpi się, że osobą Janusza Lewandowskiego załatwi dla Polski duże pieniądze z UE.
– Perspektywa przyszłego budżetu rysuje się dla nas negatywnie. Platforma twierdzi, że ma na te sprawy wpływ poprzez komisarza ds. budżetu i można się z tym zgodzić, może to mieć jakieś przełożenie na końcowy efekt. Jednak, jak widzimy po kilkunastu tygodniach prezydencji, najbardziej liczy się siła poszczególnych państw. A im Unia będzie bardziej wewnętrznie osłabiona, tym większe znaczenie będą miały partykularne interesy krajów członkowskich, zwłaszcza tych, które mają dużą siłę przebicia. Paradoksalnie zatem w polskim interesie są jak najsilniejsze instytucje unijne – podsumowuje Trzeciak.
Silni coraz silniejsi
Tezę o rozgrywaniu unii, czy szerzej, ważnych światowych kwestii potwierdza prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, były doradca ds. bezpieczeństwa państwa prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
– Niezależnie od tego, z jaką siłą uderza kryzys, najsilniejsze podmioty zawsze się reorganizują i często wzmacniają – przyznaje prof. Zybertowicz.
– We współczesnym świecie najsilniejsze są wielkie korporacje międzynarodowe. One często działają w porozumieniu z rządami kluczowych państw. Niektórzy politycy potrafią występować w roli ich partnerów, a niektórzy są tylko klientami. Moja wiedza o panu Sarkozym, Obamie czy pani Merkel jest za mała, aby określić, w jakim zakresie oni są tylko pełnomocnikami różnych grup interesów, a na ile uzyskali pozycję partnerów w grze o korzyści i wpływy. W momencie ustawienia się u szczytu maszyny państwowej ktoś, kto był marionetką grup interesu, może się umocnić i – w warunkach konfliktu między innymi graczami - uzyskać sporą autonomię – tłumaczy zasady działania grup interesów prof. Zybertowicz.
Gdzie w takim układzie sił jest Polska? Raczej niezbyt wysoko. Jednak nie wszystko stracone. Prof. Zybertowicz odpowiada bowiem na pytanie co Polska może przeciwstawić zagrożeniom globalnym. – Na przykład kierownictwo państwa, za którym stoją zdolne do mobilizacji zasoby ludzkie – tłumaczy.
Chodzi o to, że rządzący, którzy mają poparcie w narodzie i ludzi, którzy są gotowi wyjść na ulicę, gdyby wiedzieli, że w jakiś sposób ogranicza się ich prawa czy oszukuje.
– Niezależnie od wyniku wyborów obywatele, którzy wierzą w Polskę i którym na sercu leży jej dobro, gdy zorganizowani, mogą stanowić potężny zasób. Wiedzą to zapewne ci kreatorzy polityki i mediów, którzy próbują wmawiać nam, że na politykę szkoda czasu, bo „lepiej budować”; że spór tylko dzieli; że silna tożsamość jest gorsza od tzw. otwarcia na świat i nowoczesności. Ale to jednak poczucie godności i bycia częścią swego kraju może dać większą siłę zbiorowości w warunkach kryzysu niż miłe uczucie robienia na luzie zakupów w hipermarkecie – mówi prof. Andrzej Zybertowicz, socjolog.
|
– Podam przykład. Dlaczego liczni przeciwnicy o. Tadeusza Rydzyka, który stworzył radio, tv, szkołę wyższą i inne dzieła, mimo częstych ataków na niego nie potrafią doprowadzić do załamania jego projektów? Otóż o. Rydzyk jest silny poparciem swoich słuchaczy. Tych setek tysięcy, a może milionów ludzi, którzy gdyby próbowano rażąco nadużyć instrumentów prawnych w celu zaszkodzenia Radiu Maryja, to stanęliby w jego obronie. Kierownictwo państwa, które ma świadomość, że po wyborach może liczyć na poparcie obywateli zdolnych do oddolnej mobilizacji, inaczej będzie się zachowywało niż kierownictwo państwa, które liczy głównie na poparcie zaprzyjaźnionych oligarchów biznesu – mówi Andrzej Zybertowicz.
Czy po wyborach możliwe są w Polsce jakieś zmiany, które doprowadzą do polepszenia sytuacji Polski?
– Można się zastanowić, czy obecne wybory są w stanie wyłowić nowe przywództwo i tak przebudować kraj, żeby istotna część społeczeństwa, była zdolna mobilizować się do poparcia (ale i kontrolowania) władzy. Na razie nie widzę dobrych perspektyw. Doszło do głębokiego zdemobilizowania, depolityzacji, wielkiej części społeczeństwa. Jeżdżę dużo po Polsce i ludzie potwierdzają moją diagnozę, że w ostatnich latach próbuje się Polakom ukraść politykę. Obywatelom tak skutecznie obrzydzano politykę, że nastawieni na medialną papkę przestali rozumieć demokrację; zostali bardzo odpodmiotowieni – gorzko podsumowuje prof. Zybertowicz.
Jego zdaniem fakt, że Polacy przestali się interesować polityką, a wręcz uważają ją za coś o czym nie należy rozmawiać w towarzystwie to efekt m.in. manipulacji.
– Modelowy przykład to plakat Donalda Tuska z wyborów samorządowych r. 2010: „Nie róbmy polityki. Budujmy szkoły”. To rażąca manipulacja, bo Donald Tusk doskonale wie, że do budowania czegokolwiek potrzebne są odpowiednie środki rozdzielane drogą decyzji politycznych.
Niezależnie od wyniku wyborów, stoi przed nami wszystkimi, zwłaszcza zaś przed mediami, zadanie odzyskania polityki dla Polaków. Bo bez tego nikt nie jest w stanie tak zreorganizować państwa, by stało się organizmem na tyle sprawnym, że będącym w stanie stawić czoła światowemu kryzysowi finansowemu – podsumowuje.
Dzieci będą jak się polityka zmieni
Że do niezadowolenia społeczeństwa może w końcu dojść przewiduje prof. Zdzisław Krasnodębski. Jego zdaniem doprowadzić do tego może prowadzona przez rząd Platformy Obywatelskiej polityka ciepłej wody.
– Media podawały niedawno, że sytuacja gospodarcza jest nieco lepsza, ale z pewnością jest nadal zła. Obserwujemy to w kampanii. Obóz rządzący utracił impet. Prędzej czy później na pewno spotka się to ze wzrastającym oporem i niezadowoleniem społecznym. W ciągu następnych czterech lat nie jest możliwe, aby władza znów rządziła ciepłą wodą. Przez ostatnie cztery lata to było w zasadzie odwlekanie decyzji – wskazuje socjolog.
Zwraca też uwagę, że wszystkie partie prowadziły kampanię prześcigając się pomysłami, które są jednak mało realne. – Żadna z tych partii nie mówiła o tym gdzie oszczędzać i komu zabrać. To niedobra rywalizacja na obietnice. Dlatego przypuszczam, że realna polityka będzie inna – przewiduje prof. Krasnodębski.
Nie trzeba jednak być profesorem socjologii, aby stwierdzić, że większości obietnic wyborczych pewnie nie uda się spełnić. Być może społeczeństwo zacznie biednieć. Być może bezrobocie się zwiększy i co w takiej sytuacji?
– Zmiany oddolne niekoniecznie muszą być negatywne – mówi prof. Krasnodębski o ewentualnych protestach społecznych. – Kryzys może być pewną szansą. Ja jestem krytyczny wobec tego rządu (PO-PSL) i może Polacy zaczną w końcu więcej od swoich polityków wymagać. Potrzebny jest kapitał zaufania.
Prof. Krasnodębski wskazuje także na problem rozwoju polskiej gospodarki. Jego zdaniem obecna struktura własnościowa nie idzie w dobrą stronę.
– W Polsce potrzebne są duże ustrojowe zmiany. Trzeba zmienić model z zależnej gospodarki rynkowej na ten niezależny. Potrzeba rozwoju przemysłu. Bardzo poważnym problemem, o którym się nie dyskutuje, jest demografia. Bezrobocie wśród młodych ludzi, emigracja. To są rzeczy, które ze względu na długofalowe interesy Polski przyszła ekipa rządząca musi rozwiązać. Ważnych spraw nie można zaniedbywać mimo kryzysu – przestrzega.
Komentując niedawno opublikowane wyniki brytyjskich badań, z których wynika, że Polki są na drugim miejscu pod względem ilości kobiet rodzących dzieci w tym kraju tłumaczy, że Polacy są przywiązani do modelu rodziny i dzieci. – Problem jest taki, że jeśli się pracuje na umowie, która nie daje stabilności, nie ma się mieszkania to ciężko podjąć decyzję o dziecku. To pokazuje, że odpowiednio prowadzona polityka prorodzinna poprawiłaby sytuację – mówi i wskazuje także przyczyny wysokiego bezrobocia wśród młodych. – Ono wynika nie tylko z przyczyn ekonomicznych, ale także społecznych. Dostęp do wielu zawodów jest zamknięty.
Maciek Chudkiewicz
Lubię to! facebook.com/TygodnikSolidarnosc
Inne tematy w dziale Polityka