Witold Gadowski Witold Gadowski
4146
BLOG

Moje archiwum sprawy Stanisława Pyjasa

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 29

Nie obruszajcie się na mnie, że po raz kolejny wracam do sprawy Stanisława Pyjasa.

Od wielu lat mam jednak wrażenie, że ktoś usilnie zmiata ją pod dywan.

Jestem młodszy od Pyjasa o całe pokolenie, jestem jednak z Krakowa i czasem spotykam ludzi pamiętających tamte czasy. Z niektórymi się przyjaźnię.

Lesław Maleszka, kiedyś niestety człowiek szwendający się po gazecie, w której i ja pracowałem, facet, o którym Katarzyna Kolenda mówiła, że jest jej mistrzem  (mam nadzieje, że zmieniła zdanie), to trochę za mało.

Być może był to ważny konfident SB, ale to nie był najważniejszy sprawca zabicia Pyjasa.

Kiedy publikowałem te teksty m.in. w „Gazecie Polskiej” Lesław Maleszka był jeszcze jednym z najbliższych akolitów Adama Michnika.

W cieniu kryje się ktoś potężniejszy i pomimo upływu lat, ten cień z zabójcy nie schodzi.

Napisałem o tej sprawie wiele stron dziś, bez zmian przytoczę fragmenty tekstów z lat dziewięćdziesiątych. Ze smutkiem stwierdzam, że tropy, które wtedy wynalazłem do dziś praktycznie nie zostały porządnie zbadane. Krakowska delegatura UOP przeszukała pasiekę należącą do byłego oficera SB, którego wskazałem jako sprawcę wyniesienia akt.

Cóż z tego kiedy na spotkanie ze mną, które miało miejsce przed przeszukaniem, ówczesny szef delegatury, porządny Marek Sadowski przyjechał z panem Stachowiczem (dla niewtajemniczonych dodam, że to były ważny oficer SB pracujący wówczas w służbach specjalnych niepodległej RP).

Czy może zatem dziwić fakt, że w pasiece nic nie znaleziono?

Wiele czasu przegadałem też z Anią Ferenc i Ewą Stankiewicz autorkami znakomitych „Trzech kumpli”. Ciągle jednak pozostaje niedosyt.

Może teraz, jak IPN zdecydował się na ekshumację Stanisława Pyjasa wyjdzie na jaw prawdziwa przyczyna jego śmierci.

Czy został zastrzelony przez wypuszczonego na kilka godzin z celi SB kryminalistę?

Poczekajmy...

 

 

Tamten Kraków, tamten “Żaczek

Kraków końca lat siedemdziesiątych, odrapane mury zabytkowych kamienic, rządy sekretarzy PZPR, długowłosi pozujący na hipisów studenci. W atmosferze wszechogarniającej beznadziejności królują działacze SZSP. Co roku organizują w Rynku Juwenalia, dużo alkoholu, dużo wygłupów, jak najdalej od polityki. Juwenalia w 1977 roku miały być kolejnym obrazkiem pokazującym jak socjalistyczna władza rozpieszcza studentów, tymczasem 15 maja, w ostatni dzień juwenaliów na krakowskim rynku pojawili się młodzi ludzie w żałobnych strojach. Co prawda milicja i organizatorzy imprezy zrobili wszystko aby poruszeni śmiercią swojego kolegi studenci nie “zakłócili” zabawowego nastroju to jednak sprawa stała się na tyle głośna, że krakowska SB przesłała do “Dziennika Polskiego” i “Gazety Południowej” notatkę o tym, że Pyjas pijany spadł ze schodów i zakrztusił się własną krwią. (oryginał tego materiału znajduje się w aktach prowadzonego przez krakowską prokuraturę wojewódzką śledztwa). Gazetowy materiał opublikowany został na kilka dni przed rozpoczęciem śledztwa w sprawie śmierci studenta polonistyki UJ. Swoje oburzenie akcją przyjaciół Pyjasa wyrazili także organizatorzy Juwenaliów. Ówczesny przewodniczący krakowskiego ZSMP Andrzej Dyja stwierdził: “Myśmy byli tym bardzo zaskoczeni ale uznaliśmy, że ktoś tu zaczyna się z nami bawić nieelegancko”

W “żaczkowym” pokoju wraz z Pyjasem i Wildsteinem w 1977 roku mieszkali także Mariusz Roefler (obecnie mieszka w Gdyni), Leszek Czarnecki (dziś pracuje w paryskiej “Kulturze”) oraz mieszkający teraz w Krakowie, najstarszy z nich Zbigniew Jankowski (pamiętał jeszcze wydarzenia z 1968 roku). Częstym gościem był tam także Lesław Maleszka: “ Gdzieś w 1976 r. dowiedzieliśmy się z Wolnej Europy (później przez kilka lat dziennikarzem tej rozgłośni będzie Wildstein przyp. W.G.), że powstał KOR (...) Zbieraliśmy pieniądze na robotników radomskich ale nie mieliśmy świadomości politycznej całej tej zabawy...” – wspomina Maleszka w wywiadzie udzielonym “Dziennikowi Polskiemu” w 1990 roku. Z czasów akademikowych Pyjasa pamięta również Adam Jastrzębski, dziś przedstawiciel firmy Falck: - W pokoju Pyjasa bywał także Marek P., który po jego śmierci został zwerbowany do SB. Wtedy nami wszystkimi bezpieka bardzo się interesowała. Mnie w pamięci pozostał porucznik O., typ cwaniaczka, dużo mówił, dowcipkował, twierdził, że wszystkiemu winni są Żydzi, masoni i KOR – owcy. Był jeszcze kapitan W. wyjątkowo brutalny typ. Najodważniejszy z nas był Bronek Wildstein, który odzywał się tylko po to aby naubliżać SB – ekom. Twardy był też Grzegorz Małkiewicz, który nigdy się nie odzywał.- wspomina. Obok “żaczkowców” drugą grupę przyjaciół – opozycjonistów, którzy później powołali do życia SKS stanowili działacze Duszpasterstwa Akademickiego oo. Dominikanów. – Akademikowcy żyli na luzie, było tam trochę alkoholu, dziewczyny, normalne studenckie życie. My byliśmy grzeczniejsi. Zaskoczyliśmy jednak SB, bo musieli inwigilować dwa osobne środowiska: nas z duszpasterstwa i “żaczkowców” – Wspomina Józef Ruszar, dziś wicedyrektor biura festiwalu “Kraków 2000”. Dyrektorem tej instytucji jest jego przyjaciel z duszpasterstwa i SKS Bogusław Sonik (były dyrektor Instytutu Polskiego w Paryżu a obecnie przewodniczący Sejmiku Małopolskiego) Śmierć

- 7 maja ok. 10 rano do akademika przyszli milicjanci z wydziału kryminalnego Jankowski od razu rzucił hasło: Panowie zabieramy szczoteczki do zębów! Na co milicjant z ponurą miną odparł: Co panu tak wesoło? Wasz kolega nie żyje! – przypomina sobie Adam Jastrzębski. Ciało Stanisława Pyjasa pierwsi zobaczyli wczesnym rankiem śmieciarze wynoszący kubły z bramy kamienicy przy ulicy Szewskiej 7, myśleli jednak, że jest pijany i nie zwrócili na niego uwagi. Alarm podniesiono dopiero po piątej rano. Dwóch milicjantów sprowadziło do sieni mieszkającą w kamienicy przy Szewskiej 7 Barbarę Paneczko, znajomą Pyjasa, która jednak nie rozpoznała ciała. Pyjas leżał na brzuchu, twarzą przy posadzce. Znaleziono przy nim wymiętą paczkę “Sportów”, zapisaną adresem kartkę papieru, papierową serwetkę z adresem Andrzeja Mańki w Lublinie, dwie tabletki pyralginy, kartę biblioteczną, bilet ulgowy MPK, dwie zaadresowane koperty (jedną do Maleszki) oraz brulion z zapiskami.

Ekspertyzę, potwierdzającą wersję SB (spadł i zakrztusił się) wystawił ówczesny kierownik Zakładu Medycyny Sądowej profesor Zdzisław Marek – Dostaliśmy, jak to u nas bywa, skierowanie ze stacji pogotowia ratunkowego z adnotacją: zgon na klatce schodowej przy ul. Szewskiej 7. Leżał twarzą w dół. Są opisane obrażenia na ciele: niewielka rana przy kąciku oka z podbiegnięciem krwawym u nasady nosa i na wardze, wszystko po lewej stronie. U nas sekcja była 7 maja, tego samego dnia kiedy go znaleziono. W przeddzień imienin Stanisława...- powiedział w 1990 roku “Dziennikowi Polskiemu” profesor Marek. Jego ekspertyza stała się podstawą do umorzenia w dniu 15 września 1977 roku śledztwa w sprawie śmierci studenta.

 “Magister Henryk Sołga (później jeden z dyrektorów z krakowskim oddziale przedsiębiorstwa Sobiesława Zasady – przyp. W.G.), wiceprokurator prokuratury wojewódzkiej w Krakowie w sprawie okoliczności śmierci Stanisława Pyjasa (...) postanowił umorzyć śledztwo w sprawie okoliczności śmierci Stanisława Pyjasa z powodu nie popełnienia czynu przestępczego. (...) Zgromadzono natomiast dowody świadczące o tym, że najprawdopodobniej śmierć Stanisława Pyjasa była wynikiem nieszczęśliwego wypadku spowodowanego zachowaniem się samego Stanisława Pyjasa. W miejscu, czasie i stanie (poważny stan nietrzeźwości) w jakim znajdował się Stanisław Pyjas potknięcie się o nierówności posadzki betonowej na klatce schodowej było wręcz naturalne. Potknięcie się niewątpliwie spowodowało utratę równowagi i nie amortyzowany rękami upadek oraz utratę przytomności (...)Wypływająca krew dostała się do układu oddechowego i spowodowała przez zachłyśnięcie uduszenie się nieprzytomnego Stanisława Pyjasa. Taką wersję potwierdza w pełni opinia biegłych lekarzy sądowych...” czytamy w postanowieniu o umorzeniu śledztwa. Prowadzone przez Zbigniewa Stańczewskiego śledztwo zostało przez Sołgę umorzone. Na nic zdały się protesty pełnomocnika rodziny studenta mec. Andrzeja Rozmarynowicza, prokurator Józef Gurgul z prokuratury krajowej podtrzymał decyzję prokuratora Sołgi.

- Dałem stówę w łapę portierowi w prosektorium i dzięki temu widziałem ciało Staszka, był zmasakrowany, miał rozbitą całą lewą stronę twarzy tak jakby ktoś zadawał mu ciosy prawą ręką – twierdzi Bronisław Wildstein. W 1992 roku Wildstein nazwie profesora Marka “ wspólnikiem morderstwa Pyjasa” (ten osąd podtrzymuje zresztą do dziś) i pomimo zarejestrowanej na taśmie radiowej wypowiedzi Marka: “Sprawa Pyjasa? Ja nie wiem, kto dał Pyjasowi w mordę. Ktoś mu dał.”, którą Wildstein przedstawił jako dowód, przegra proces o zniesławienie przed Sadem Rejonowym Kraków – Śródmieście.

 Profesor Marek znany jest także z kontrowersyjnych orzeczeń w sprawie śmierci działacza “S” z Nowego Sącza Zbigniewa Szkarłata, ciężkiego zranienia przez ZOMO Janusza Bielika czy też pobić Jana Rudkowskiego, Józefa Polaka, Stanisława Raka i Jana Brożyny. W każdym z tych wypadków pisane przez niego ekspertyzy były wygodne dla MSW.

- Wersja o tym, że Staszek upił się sam bądź z nieznaną osobą w momencie kiedy czekali na niego w akademiku koledzy aby uczcić jego imieniny jest nieprawdopodobna. Poza wszystkim on znowu tak dużo nie pił. Jego śmierć na pewno miała związek z doniesieniem jakie dwa dni wcześniej złożył do prokuratury.(wniosek napisał mu mój wujek adwokat) Zaniósł tam wyjątkowo chamskie i agresywne anonimy jakie rozpowszechniano przeciwko niemu. Ktoś się wówczas zdenerwował. Gdy byliśmy przesłuchiwani to chciano na nas wymóc stwierdzenia, ze Staszek był pijakiem -– twierdzi Bogusław Sonik. Sonika przesłuchiwał także prokurator Kazimierz Krasny, który teraz pracuje w Prokuraturze Generalnej.

Pogrzeb Stanisława Pyjasa odbył się w jego rodzinnych Gilowicach, pomimo SB – eckich pogróżek uczestniczyła w nim 40 – sto osobowa grupa jego przyjaciół.

Zabójcze “śledztwo”

Początkowo do prokuratury zgłosiło się jedynie dwoje świadków, którzy widzieli Stanisława Pyjasa w ostatnich godzinach jego życia. Jednym z nich był jego akademikowy kolega Stanisław Pietraszko. Z okna “Żaczka” widział jak 6 maja o 17.40 za Pyjasem w kierunku piwiarni “Pod Płachtą” podążał jakiś mężczyzna, na podstawie jego zeznań próbowano nawet sporządzić portret pamięciowy nieznanego człowieka. Pietraszko mógł stać się koronnym świadkiem oskarżenia wobec prawdopodobnego zabójcy Pyjasa. Jednak kilkanaście dni po złożeniu swoich zeznań martwy Pietraszko został wyłowiony z zalewu Solińskiego. Miał na sobie jedynie kąpielówki. Sprawę utonięcia Stanisława Pietraszki prowadził komisarz Krzysztof Dołęgowski z Krosna. 31 grudnia 1977 r. śledztwo zostało umorzone, orzeczono nieszczęśliwy wypadek. – Sęk jednak w tym, że Pietraszko panicznie bał się wody, jak więc mógłby sam iść się kąpać? – zgodnie powątpiewają Sonik, Wildstein i Ruszar. Funkcjonariusze SB w ramach śledztwa sprawdzili charakter pisma 40 tysięcy krakowskich studentów aby wykryć autorów pisanych przeciwko Pyjasowi anonimów. (Wiele lat później okazało się, że wśród sprawdzających byli także “twórcy” szkalujących studenta listów)  

Akta śledztwa w sprawie utonięcia Pietraszki zostały zniszczone (jak twierdzą w prokuraturze w Lesku dzieje się tak co 10 lat) i dziś już nikt nie wykryje prawdziwej przyczyny jego śmierci.

 Istotną informacją dla śledztwa było zeznanie starego funkcjonariusza UB, który twierdził, że w czasie wspólnej libacji były bokser Cracovii Marian Węclewicz wygadał się, że został wynajęty przez agenta SB Jana Knapika do pobicia Pyjasa, miał za to otrzymać 100 dolarów a dostał jedynie 20. Bokser, nałogowy alkoholik zajmujący się handlem walutą nie zdążył jednak rozgłosić swoich rewelacji gdyż w 1977 roku pijany zabił się spadając ze schodów. Nie żyje także cinkciarz Jerzy Druzgała, który twierdził, że był świadkiem jak agenci SB przenosili ciało Pyjasa z placu Szczepańskiego na ulicę Szewską. Druzgała kręcił się tam wieczorem ponieważ w rynnie jednego z domów chował dolary. Kilka lat później w 1993 roku został zabity ciosem nożyczkami podczas napadu na kantor przy ul. Wiślnej. ( W sprawę zamieszany był O. oficer Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie)

Śledztwo w sprawie śmierci studenta zostało wznowione w 1991 roku, nowe ekspertyzy wykonane przez biegłych z Zakładów Medycyny Sadowej z Lublina i Katowic nie tylko podważyły wyniki ustaleń profesora Marka ale “ profesorowie Niesiołowski i Jakimowski uznali, pracując niezależnie od siebie, że charakter obrażeń jakie stwierdzono u Pyjasa wyklucza wersję o jego upadku we wskazanym miejscu – twierdzi prowadzący obecnie śledztwo prokurator Krzysztof Urbaniak z Prokuratury Wojewódzkiej w Krakowie. Zanim jednak prokurator Urbaniak wraz z prokuratorem Zbigniewem Wassermannem z krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej zaczęli powoli rozwikływać zakamuflowaną przez SB prawdę o śmierci Stanisława Pyjasa śledztwo było dwa razy zawieszane. Działo się tak na skutek postawy ministra Andrzeja Milczanowskiego, który nie chciał odtajnić przed prokuratorami akt MSW i danych tajnych współpracowników z otoczenia zabitego studenta. W zmianie ustaw, na podstawie których szef MSWiA może obecnie przekazywać prokuratorom tajne dokumenty dopomogły na pewno organizowane w 1994 roku przez krakowski Klub im. Józefa Mackiewicza i NZS uliczne protesty. Po jednym z nich na frontonie przebudowanej kamienicy przy ulicy Szewskiej 7 wmurowano ufundowaną przez młodzież tablicę upamiętniającą śmierć Pyjasa. Głośny stał się protest przy kinie “Kijów” w czasie polskiej premiery “Listy Schindlera”, na którą przybył Steven Spielberg. W prasie ukazał się także list byłych członków krakowskiego SKS, którzy domagali się w nim wyjaśnienia okoliczności śmierci kolegi.

Okulary i Panonia “Kanciarza”

Od samego początku śledztwa nie ulegało wątpliwości, że Stanisław Pyjas został pobity. Można się było jedynie zastanawiać czy student miał być jedynie poturbowany i ktoś wykonując to zadanie przeholował czy też od samego początku zamierzano go zabić.

        Może miała to być przestroga dla innych? Dla tych tak zwanych małolatów. Nie podskakujcie wyżej ogona, bo was spotka to samo (...) nawet dziecko z przedszkola już nie uwierzy, że przypadkowo, że zachłysnął się, czy coś. (...) Pyjas nam szkodził, jako człowiek. Za dużo wiedział, za dużo miał przy sobie. To był pierwotny Popiełuszko – stwierdził w 1995 roku O., były funkcjonariusz SB, który występował w filmie dokumentalnym “Kontrwywiad” w reżyserii Krzysztofa Krauze i Jerzego Morawskiego. Na pytanie co się stało ze Stanisławem Pyjasem 6 maja 1977 roku? O. odpowiedział: “Został zamordowany” przez kogo? “Przez ludzi” Jakich ludzi? “Ze swojego otoczenia”.

 O. Znany krakowskim opozycjonistom jako oficer śledczy SB – ek sugeruje w tym wywiadzie, że w otoczeniu Pyjasa roiło się od tajnych agentów SB i to oni właśnie byli zainteresowani jego śmiercią.

- Jak koło SKS kręciło się z 500 osób to dziesięć procent z tego musiało być kapusiami. Był w naszym środowisku taki Mariusz N. ale usunął się jak wpadliśmy na to, że jest agentem. Staszek obracał się w kilkunastu różnych kręgach a więc siłą rzeczy musiało go otaczać wielu kapusiów – twierdzi Bogusław Sonik.

-         Można poważnie wziąć pod uwagę wersję o “wypadku przy pracy” – dodaje Józef Ruszar.

- Tę wersję zakłócają jednak agresywne anonimy wzywające do rozprawy z Pyjasem. Staszek został wybrany bo był spoza Krakowa, mało znany, trochę pił. SB – ek Maciej W. mówił mi nawet, że przesadzamy z Pyjasem “pan wie on był pijakiem” czyli typowali go pod pewną legendę – polemizuje z nim Sonik

Po kilkakrotnym umawianiu się w różnych lokalach spotykam się wreszcie z kilkoma oficerami SB z lat siedemdziesiątych, chętnie plotkują o politykach i ich przywarach, o których oni rzekomo dużo wiedzą. Natychmiast milkną jednak gdy wkraczamy na temat śmierci Pyjasa. Po kilku butelkach wódki stają się bardziej rozmowni. – Ostatnio oskarżono Stefana G. wtedy zastępcę komendanta wojewódzkiego milicji do spraw SB o utrudnianie śledztwa a ja sam słyszałem jak wrzeszczał do słuchawki – Wy k... nie wrabiajcie mnie w tego ch... Pyjasa. To wasza robota, nasi tu nic nie dłubali. To był pupilek Gierka, przyszedł do nas ze Śląska teraz chyba mieszka w Sosnowcu – mówi jeden z nich. W 1977 początkujący w SB porucznik. Wśród osób, które znały kulisy śmierci studenta był na pewno N. naczelnik wydziału śledczego SB w Krakowie. Niestety od kilku miesięcy nie żyje

Szefem III wydziału SB nazywanego przez SB – eków “nadbudową” był wtedy generał Władysław Ciastoń.

Udało mi się także trafić na trop świadka, który widział Stanisława Pyjasa w nocy z 6 na 7 maja. Jest nim Tadeusz J. były żołnierz z oddziału “Ognia” pseudonim “Kanciarz”. J. tej nocy malował sień bramy przy ul. Floriańskiej i wystawił na ulicę swój motor Panonia aby go nie pochlapać farbą. W pewnej chwili do bramy wszedł Pyjas, który chciał się wysikać. Gdy wyszedł J. podążył za nim zaniepokojony o los swojego motoru. Ujrzał wtedy dwóch mężczyzn, którzy podążali za Pyjasem.

- Teraz ta kamienica na Szewskiej została przebudowana ale w latach 70 – tych w sieni była tam cukiernia “Kropka”. Kilka lat temu przyszedł do mnie pracownik tej cukierni i opowiedział mi o okularach Pyjasa. Pod ciastkarnią była nieużywana piwnica prowadził do niej wyciąg, który w maju się zepsuł. Pracownicy cukierni weszli tam i znaleźli okulary, było tam też wiele śladów po bójce. Przekazałem te materiały prokuraturze – opowiada Zbigniew Fijak, na początku lat 90 – tych szef krakowskiej komisji weryfikującej pracowników SB a obecnie dyrektor biura poselskiego AWS i działacz SKL.

 Proszący o zachowanie anonimowości świadek opowiada także o specjalnej grupie, działającej przy komendzie milicji na ulicy Siemiradzkiego w Krakowie, której zadaniem było zastraszanie działaczy opozycji. Tej informacji nie udaje mi się jednak potwierdzić.

W sprawie pojawia się też wątek agentury wydziału IV SB w krakowskiej kurii, pada nazwisko H., który sporządzał drobiazgowe raporty o sytuacji w kurii ale to już temat na osobna opowieść.

Cierpliwości! jeszcze tylko kilka miesięcy

- Prowadzimy dwa postępowania. W sprawie pobicia ze skutkiem śmiertelnym Stanisława Pyjasa, termin zakończenia tej sprawy upływa z dniem 31 stycznia 1999 roku oraz “ Przeciwko funkcjonariuszom byłego resortu Spraw Wewnętrznych o utrudnianie postępowania karnego prowadzonego w 1977 roku w sprawie wyjaśnienia okoliczności śmierci Stanisława Pyjasa.” Tą sprawę musimy ukończyć do 30 marca 1999 roku. Na dzień dzisiejszy w tym drugim śledztwie w charakterze podejrzanych przesłuchani zostali czterej funkcjonariusze byłego MSW. Co do dwóch dalszych osób zarzuty zostały już sporządzone ale ze względu na zły stan zdrowia osoby te nie zostały jeszcze przesłuchane – informuje prowadzący śledztwo prokurator Krzysztof Urbaniak z Prokuratury Wojewódzkiej w Krakowie. – Trzeba pamiętać, że obecnie dysponujemy bardzo przetrzebionym materiałem. Rola prokuratorów w tej sprawie jest trudna bo dotyczy tajemnicy państwowej. My musimy bardzo precyzyjnie występować o kolejne dokumenty do MSWiA. Prokurator wziął tu na siebie rolę wykrywczą. Byli oficerowie SB doskonale wiedzą, że materiał dowodowy w tej sprawie albo nie istnieje albo jest trudno dostępny i starają się z nami grać. Najpierw w 1990 roku dostaliśmy tylko materiały krakowskiej delegatury UOP. Następnym ważnym momentem było odtajnienie materiałów MSW – dodaje współpracujący z prokuratorem Urbaniakiem prokurator Zbigniew Wassermann z krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej. Akta postępowania w sprawie śmierci Pyjasa zajmują dziś 46 tomów. Prokurator Urbaniak przesłuchał już 70 byłych funkcjonariuszy SB (m.in. wszystkich pracowników Wydziału III – operacyjnego) oraz kilkudziesięciu innych świadków.

        Rodzaj obrażeń, miejsce znalezienia zwłok, brak kroplistych śladów krwi w sieni, wyniki badań mózgu i wiele innych dowodów wskazały na wersję o przeniesieniu zwłok z innego miejsca. Potwierdzam także informację o znalezieniu okularów, Pyjas nosił je w kieszeni bo mu się zepsuły. Znalazła je nie żyjąca już dozorczyni. Na podstawie posiadanych przeze mnie dowodów mogę stwierdzić, że w 1977 roku całe śledztwo prokuratury sterowane było przez SB. Zachowały się nawet raporty tajnego współpracownika, który relacjonował to co jego zdaniem wie prokurator Sołga. W 1977 roku był on umyślnie wprowadzany w błąd. Sprawa utrudniania śledztwa jest cały czas rozwojowa natomiast w sprawie śmierci Pyjasa dowody już się wyczerpują. Nasze śledztwo koncentruje się teraz na mocodawcach zabójstwa. Autorom anonimów nie możemy już postawić zarzutów bo nastąpiło przedawnienie. – twierdzi prokurator Urbaniak.

 - Bez wątpienia mogę stwierdzić także, że artykuły w ówczesnej prasie przygotowywane były przez SB. Dopiero niedawno zgłosili się nowi świadkowie, którzy dotąd się bali, inni przyznają się do składania, ze strachu przed SB, fałszywych zeznań. Wszyscy nasi podejrzani odeszli z resortu po 1990 roku. Co do TW z otoczenia Pyjasa to nie możemy nic powiedzieć bo te akta zostały odtajnione tylko na użytek śledztwa – dodaje Zbigniew Wassermann.

- Co do wynurzeń funkcjonariusza SB z filmu “Kontrwywiad” to w czasie przesłuchania stwierdził, że w filmie nieco poniosła go fantazja. Funkcjonariusze, z którymi miałem kontakt dzielili się na starych wyjadaczy zwanych przez młodszych “betonem” i właśnie tych młodszych, którzy mieli pewne wątpliwości co do swych działań. Pomiędzy tymi grupami istniał konflikt. – informuje prokurator Urbaniak.

Obaj prokuratorzy proszą o cierpliwość – ci którzy mają prawo obawiać się ustaleń naszego śledztwa będą robić wszystko aby zamącić i zdeprecjonować jego wyniki – ostrzega Zbigniew Wassermann.

+++

 . Morderców było kilku

W listopadzie zaszłego roku “Gazeta Polska” opublikowała artykuł pt “ Mordercy zostawiają ślad”. Znalazł się w nim fragment: “szukajcie kryminalisty o pseudonimie “Bronek”. On w latach siedemdziesiątych wykonywał mokrą robotę dla SB”. Po tej publikacji prowadzący śledztwo w sprawie zabójstwa Stanisława Pyjasa prokurator Krzysztof Urbaniak przesłuchał reportera “Gazety” i na podstawie jego zeznań wszczął zupełnie nowe dochodzenie. Po kilku miesiącach postępowanie zostało jednak umorzone. Mamy wątpliwości czy była to słuszna decyzja. Oto rezultaty naszego dziennikarskiego śledztwa w sprawie dokonanego przez SB morderstwa. (...)

  

 

W 1991 roku zajął się tym prokurator Krzysztof Urbaniak z Krakowa. Nowe ekspertyzy wykonane przez biegłych z Zakładów Medycyny Sądowej z Lublina i Katowic nie tylko podważyły wyniki ustaleń profesora Marka. Profesorowie Nasiłowski i Jakliński, pracując niezależnie od siebie, uznali wręcz że charakter obrażeń jaki stwierdzono u Stanisława Pyjasa wyklucza wersję o jego upadku ze schodów. Zanim jednak prokurator Urbaniak z Prokuratury Wojewódzkiej w Krakowie wraz z prokuratorem Zbigniewem Wassermannem z Prokuratury Apelacyjnej zaczęli powoli rozwikływać zakamuflowaną przez SB prawdę o śmierci krakowskiego studenta śledztwo było dwa razy umarzane. Działo się tak na skutek postawy ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, który nie chciał odtajnić przed prokuratorami akt MSW oraz danych tajnych współpracowników SB z najbliższego otoczenia Stanisława Pyjasa. Dopiero po zmianie przepisów prawnych prokuratorzy mogli zapoznać się z pozostałymi w archiwach MSW dokumentami dotyczącymi tego zabójstwa.

Dziś wiemy już ponad wszelką wątpliwość, że Pyjas został śmiertelnie pobity. Wiemy także, że od samego początku SB sterowało śledztwem w tej sprawie, jej funkcjonariusze pisali do studenta listy z pogróżkami.

Istotną dla śledztwa informacją było zeznanie starego funkcjonariusza UB, który twierdził, że w czasie wspólnej libacji alkoholowej były bokser Cracovii Marian Węclewicz wygadał się, że został wynajęty przez agenta SB Jana Knapika aby pobić Pyjasa. Miał za to otrzymać 100 dolarów. Dostał jedynie 20. Bokser, nałogowy alkoholik, nie zdążył jednak rozgłosić swoich rewelacji, gdyż jeszcze tego samego dnia, w którym rozmawiał z ubekiem, zabił się spadając ze schodów.

Dziś wiemy już także, że Pyjas był bity w piwnicy kamienicy przy Szewskiej 7, wcześniej widział go Tadeusz J. Szedł wtedy ulicą Floriańską a za nim podążali dwaj śledzący go mężczyźni.

Prowadzący sprawę prokuratorzy zakończyli już (31 stycznia tego roku) śledztwo prowadzące do wykrycia sprawców zabójstwa sprzed 22 lat. Uznali, że mordercą jest – Marian Węclewicz a skoro on już nie żyje to dalsze dochodzenie jest bezprzedmiotowe.

Umorzono także śledztwo w sprawie faktów ujawnionych przez “Gazetę Polską”. W tej chwili trwa jedynie postępowanie przeciwko sześciu byłym funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa, którym zarzucono utrudnianie śledztwa.

Nie wszystko zostało wyjaśnione!

Umorzenie śledztwa było dla mnie zaskoczeniem, tym bardziej, że pieczołowicie starałem się odtworzyć wszystkie szczegóły tragedii sprzed lat. Przekazałem prokuratorom większość posiadanych przeze mnie informacji. W świetle moich ustaleń należy stanowczo stwierdzić, że Pyjasa nie zabił jeden człowiek. Skoro tak to gdzie są pozostali (jeżeli przyjmiemy, że jednym z zabójców był alkoholik – Węclewicz)?

Dlaczego nie ujawniono prawdy o tajnych współpracownikach kręcących się wokół Stanisława Pyjasa?

Jeden z moich informatorów podał mi następującą wersję wydarzeń:

Na początku maja 1977 roku w cel kontrolowanych przez SB z aresztu w Krakowie wypuszczony został Zygmunt P. Kryminalista o homoseksualnych skłonnościach, którym SB już wcześniej posługiwało się przy wykonywaniu tzw “mokrej roboty”. Tym razem P. dostał także specjalne zadanie. Wszystko o tej akcji wiedzieli funkcjonariusze SB: Tadeusz K. (żyje do dziś, prowadzi firmę transportową), Zbigniew Z. (zmarł kilka lat temu) oraz Lucyna R. (żyje do dziś). Wiele informacji o misji Zygmunta P. zarejestrowanego w aktach krakowskiej SB jako TW “Bronek”, wiedziała także sekretarka Wydziału Śledczego SB za czasów naczelników N. i W. Natasza.

Dwaj moi informatorzy, niezależnie od siebie, potwierdzili, że “Bronek” miał bardzo wiele wspólnego z zabiciem Stanisława Pyjasa. Człowiek ten w 1992 roku wyszedł z ostatniego odsiadywanego przez siebie wyroku. Żyje do dziś i mieszka niedaleko centrum Krakowa. Niestety nie żyją już cinkciarze Jan Sz. (utopił się w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach na krakowskich Bagrach) i Zygmunt Po., którzy widzieli idących w nocy za Pyjasem SB – eków.

- Stałym “opiekunem” Staszka był niejaki Marian P. Sb – ek z wieloletnim stażem. Facet bardzo brutalny, o którym pewna kobieta z Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Krakowie mówiła, że zastrzelił na dworcu kolejowym prostytutkę. Widziałem się z nim raz, spotkanie zaaranżował mój znajomy, który w latach siedemdziesiątych miał knajpę. Chciałem go upić i dowiedzieć się jak to naprawdę było z Pyjasem ale on jak tylko mnie zobaczył to natychmiast zerwał się od stołu i odszedł – wspomina Jacek, jeden z bliskich przyjaciół Stanisława Pyjasa. Jacek wraz z Bronisławem Wildsteinem był w prosektorium gdy leżało tam ciało Pyjasa. – Był bardzo pobity ale zastanowiła mnie dziura na jego prawej skroni – przypomina sobie Jacek. – To nie mogła być rana postrzałowa bardziej wyglądało to na wgniecenie po uderzeniu kastetem – komentuje domysły Jacka Bronisław Wildstein. Jacedk przypomina sobie także przesłuchanie u prokuratora Sołgi – to wyglądało bardziej jak “badanie” na SB. Sołga na mnie wrzeszczał a obok niego siedział jakiś inny facet, który odgrywał rolę “dobrego” -     

Kto ukradł akta?

Zarówno prokurator Urbaniak jak i Wassermann przyznają, że akta “Sprawy Pyjasa” jakie znaleźli w archiwach krakowskiej i warszawskiej SB zostały mocno przetrzebione. Nie potrafią jednak powiedzieć czego w nich brakuje.

Dotarłem do człowieka, który twierdzi, że wie kto te dokumenty wyniósł z biur SB!

Aby jednak dotrzeć do prawdy o tych wydarzeniach należy cofnąć się do roku 1986 wtedy to do krakowskiego aresztu przy ul. Montelupich przywieziony został dziewiętnastoletni Jacek S. Uczestniczył w kradzieżach samochodów w ówczesnej CSRS i tam został aresztowany. Dzięki wpływom ojca przeniesiony został na Montelupich. Kim był ojciec Jacka?

Ryszard S. był w tym czasie wysokim oficerem Wydziału Pierwszego SB. Uznawano go za szarą eminencję Komendy Wojewódzkiej Milicji w Krakowie. Prowadził samodzielne działania, z których rozliczał się jedynie przed szefostwem PRL – owskiego MSW.

Jacek S. osadzony został na oddziale II aresztu (nad tym oddziałem pieczę sprawowało SB). Tu w celi zaprzyjaźnił się z moim informatorem. Nienawidził wówczas swojego ojca i obciążał go winą za wszystkie swoje niepowodzenia. – Jacka po pewnym czasie przeniesiono do innej celi. Na spacerniku z przerażeniem opowiadał mi, że rozpoznał swojego towarzysza z celi. Powiedział mi, że jest to Zygmunt P. “Bronek”, który często gościł u jego ojca w mieszkaniu Uskarżał się także, że “Bronek” chciał go w celi wykorzystać seksualnie. – wspomina mój informator.

Jak wynika z moich ustaleń Ryszard S. , który odszedł ze służby jeszcze przed weryfikacją w 1989 roku, prowadził rozległa agenturę w krakowskim środowisku dziennikarskim. Jak wspominał potem jego syn po 1990 roku wielokrotnie w jego mieszkaniu zjawiali się znani dziennikarze i błagali o zniszczenie ich teczek. Kilku oferowało nawet w zamian drogie samochody osobowe..

W 1992 roku w nieistniejącej już dziś kawiarni “Fafik” przy ulicy Siennej w Krakowie mój informator ponownie spotyka się z Jackiem S. W czasie kilkugodzinnej rozmowy Jacek zdradza mu, że jego ojciec przed odejściem z SB wyniósł akta agentury w środowisku dziennikarskim oraz sporo materiałów związanych ze sprawą Pyjasa. Ukrył je ponoć w swoim domku letniskowym.

Z moich informacji wynika, że mój informator poszedł na daleko idącą współpracę z krakowską delegaturą Urzędu Ochrony Państwa. Do akcji sprawdzającej jego doniesienia wyznaczono ponoć funkcjonariuszy pozostających poza wszelkim podejrzeniem. Niestety ich działania nie przyniosły żadnych rezultatów. Czyżby dawni towarzysze pana pułkownika S. w porę donieśli mu o szykującym się niebezpieczeństwie?

 

Dzwonię do skromnego emeryta Ryszarda S.: - Proszę pana chciałbym się spotkać i porozmawiać z panem na temat niektórych wydarzeń z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Szczególnie interesują mnie sprawy z lat siedemdziesiątych –

Ale mnie one nie interesują, skończyłem rozmowę? – odpowiada zdenerwowany męski głos. Trzask odkładanej słu Pisaliśmy już o naszych zastrzeżeniach związanych z przedwczesnym, naszym zdaniem, umorzeniem śledztwa mającego doprowadzić do wykrycia zabójców krakowskiego studenta Stanisława Pyjasa. Dziś krakowska prokuratura prowadzi jedynie dochodzenie przeciwko sześciu byłym wysokim funkcjonariuszom SB, którym zarzucono utrudnianie prowadzonego po śmierci studenta przez prokuratora Sołgę śledztwa.

 Z posiadanych przez nas informacji wynika natomiast, że w 1977 roku mordu dokonało kilku związanych z SB mężczyzn. Nasze domysły potwierdzają kolejne relacje osób pamiętających wydarzenia z końca lat siedemdziesiątych. Dziś przedstawiamy opinie ludzi dawnej SB. Oni także uważają, że przypisanie morderstwa jedynie nieżyjącemu już bokserowi – alkoholikowi Marianowi Węclewiczowi jest “wersją ratunkową” stworzoną przez ówczesną SB.

- Wtedy kiedy zabito Pyjasa istniała jeszcze w Krakowie tzw “duża trójka” czyli rozbudowany wydział III SB. Pracowali na pierwszym piętrze budynku przy dawnej ulicy 18 stycznia. Wtedy rządził tam Jan Bil. Na trzecim piętrze tego samego budynku urzędowali młodzi faceci specjalizujący się w problematyce studenckiej. W 75 roku rozpracowywali słynną podówczas historię akcji “siedem podpaleń na siódmy zjazd” i capnęli w Warszawie jakiś młokosów. W czasie gdy zabito studenta kończyły się już w SB rządy “partyzantów” i “chłopów” w cenę rośli ludzie bardziej inteligentni, zdolni do bardziej finezyjnych niż wybijanie zębów zagrywek. Załatwienie Pyjasa było właśnie taką zagrywką ale ktoś przesadził z biciem – wspomina Andrzej, były funkcjonariusz kontrwywiadu SB.

Relacje Andrzeja potwierdza inny były SB – ek, dziś pracujący jako doradca w jednej z dużych firm ochroniarskich. – W sekcji inwigilującej środowisko akademickie było czterech chłopaków. Oni specjalizowali się w rozpracowywaniu późniejszego SKS – u. Weszli zresztą z nimi w dość dużą konfidencję. Razem z kilkoma znanymi później opozycjonistami pili wódkę. To zbratanie stało się zresztą powodem rozwalenia tego zespołu przez Bila. Wszyscy wiedzieliśmy, że oni mają taką wiedzę i kontakty, że całą studencką opozycję mogli rozwalić w ciągu tygodnia. A więc... ich rozwalono – mówi “ochroniarz”.

 Wszyscy członkowie tego zespołu byli absolwentami Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dwóch z nich było prawnikami, jeden biologiem, czwarty skończył psychologię i filozofię.

Jak udało mi się ustalić jeden z członków tego zespołu – Stefan, po decyzji Bila oficjalnie odszedł z pracy w SB i zatrudnił się w agencji “Interpress”. Jako dziennikarz obsługiwał nawet pierwszą wizytę Ojca Świętego w Polsce.

Drugi pracownik “studenckiego” zespołu został komornikiem. Trzeci – noszący pseudonim “Bubi” handlował używaną odzieżą na bazarze.

Właśnie “Bubi” spotkał się kilka lat temu z Andrzejem, wspólnie wypili ponad litr wódki. – W pewnej chwili “Bubi” powiedział mi, że historia z bokserem jest o d.... rozbić. To była alarmowa wersja na wypadek gdyby coś nie wyszło. Potem ktoś do tego coś dołożył i tak powstała cała opowieść. Tak mi wtedy powiedział “Bubi” i ja to dobrze zapamiętałem. – przypomina sobie nagle.

Dowiedziałem się także, że krakowska SB sama prowadziła działania sprawdzające, które zmierzały do ustalenia drobiazgowego przebiegu wypadków związanych ze śmiercią Stanisława Pyjasa. Według słów jednego z funkcjonariuszy “trójki” szukano wtedy człowieka, z którym Pyjas pił alkohol w dniu, kiedy go zabito. Mój rozmówca twierdzi, że na wszystkie te czynności były w archiwum SB odpowiednie “kwity”. Dużo o tych działaniach wiedział Józef Biel, naczelnik wydziału IV SB w Krakowie a później zastępca komendanta wojewódzkiego milicji do spraw bezpieczeństwa. Niestety już nie żyje.

Żyją jeszcze byli SB – ecy Pałamarz i Borowski, ponoć byli przesłuchiwani przez prokuraturę. Ich zeznania nie wpłynęły jednak na rozszerzenie śledztwa o nowe osoby podejrzane o udział w zabójstwie studenta.

-        Wiele wypowiedzi byłych bezpieczniaków, m.in. informacje pochodzące od byłego wysokiego oficera SB o pseudonimie “Attache”, prowadzi jednak do Ryszarda S., chłopca z domu dziecka, który doszedł do pozycji pułkownika SB i szarej eminencji Krakowa w latach osiemdziesiątych. On zna tajemnicę zniknięcia najbardziej istotnych dla śledztwa akt SB.chawki.

 

 

Wybaczcie „historyzmy”. Wassermann jest dziś politykiem i w sprawie Pyjasa nie wykrył zbyt wiele, Urbaniak nie prowadzi śledztwa. Jozek Ruszar jest w „Rzepie”, Bronek też publikuje w „Rzepie”, wczesniej był prezesem TVP, Boguś Sonik w Europarlamencie. Wiemy już niby o wiele więcej....a w sprawie Pyjasa nie wiemy najważniejszego.  Kto zabił bezbronnego studenta?!

Celowo zostawiłem teksty z lat dziewięćdziesiątych nie zmienione.

Zmienię je gdy IPN wreszcie znajdzie rozwiązanie zagadki, która ma już trzydzieści lat z okładem. Czytelnikom dziękuję za cierpliwość przebrnięcia przez kilogramy starego tesktu.

Czy jednak te zapiski maja już tylko archiwalną wartość?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka