Były szumne deklaracje, że teraz na pewno się uda, że trzeba obalić rząd, że tylko kryterium uliczne, że na barykady… I co? Zeszło się kilka tysięcy ludzi, pobiegali, pokrzyczeli, machali transparentami, posłuchali swojego wodza i poszli.
Tegoroczna manifestacja smoleńska wypadła biedni. O ile dwa lata temu było tam chyba nawet kilkadziesiąt tysięcy wyznawców kaczyzmu, rok temu – kilkanaście tysięcy, tak tym razem – zaledwie kilka tysięcy. Czy za rok liczba tysiąca okaże się graniczną? Niewykluczone. Ludzie mają dość. Nawet najwierniejsi wyznawcy gubią się już pewnie w kolejnych teoriach – sztuczna mgła, hel, fałszywe naprowadzanie, bomba paliwowa, trotyl, nitrogliceryna, dwa wybuchy, teraz jeszcze informacja, że niby ktoś przeżył – za dużo sprzeczności w tym wszystkim. Klej, który łączy to wszystko – magiczne słowo „zamach” powoli też już puszcza.
Daje się zauważyć osamotnienie wyznawców zamachowych teorii. Nowy papież nawet nie wspomniał wczoraj o obchodach rocznicy, żaden z ważniejszych hierarchów kościelnych nie wziął udziału w imprezie pisowskiej. Amerykańska administracja olała ich petycję oraz pielgrzymki Fotygi i Macierewicza. Rozumiejąc to, paliwa dostarczył im Tusk, w którego jak najlepszym interesie jest trwanie tego ruchu. Jego wyjazd do Nigerii był sprytnym zagraniem, bo prawacy zinterpretują to sobie po swojemu. O żywotność tego, jak przydatnego Rosji ruchu, zadbał też Putin, którego media w opublikowały podburzające artykuły na temat tego, iż Polacy rzekomo domagają się olbrzymiej przestrzeni na pomnik.
Ale chyba nawet takie działania nie ocalą tego ruchu. Jego masowość się powoli kończy. Wielkie, uliczne demonstracje PiS, w których Jarosław Polskę Zbaw się tak rozsmakował, okazały się nieskuteczne. Nie zdobyły dla Rydzyka miejsca na Multiplexie, nie obaliły rządu Tuska. Zjednoczyły już zjednoczonych, ale nie przyniosły PiSowi wzrostu poparcia. W tej chwili PiS jest jak telewizja o. dyrektora – Trwa. A od stagnacji do upadku wiele nie brakuje…
