Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
49
BLOG

Wysypało

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 46

No i wysypało. Ktoś tu kiedyś napisał, a cytuję to z marniejącej z każdym rokiem pamięci, że gwarancją znalezienia się na SG i dużej popularności wpisu, jest wstawienie do tytułu seksu, religii, Michn*ka i Sadurskiego. Ten zestaw mnie nie gorszy, wprost przeciwnie, do wszystkich składników tej listy mam stosunek pozytywny, a do niektórych - wręcz entuzjastyczny. Więc fakt, że wysypało Sadurskim w Salonie, powinien przejmować mnie dumą, radością i satysfakcją.

Ale nie przejmuje. I nie dlatego, bym - broń Boże - miał cokolwiek za złe FYM-owi, Klubowi Jagiellońskiemu, galopującemu majorowi i innym, którzy zechcieli poświęcić mi swoje komentarze. Jak Oscar Wilde powiedział, jedyną gorszą rzeczą od tego, że piszą źle o człowieku (no major nie pisze, ale tak mi się już wymieniło) jest to, że w ogóle o nim nie piszą. To prawda. No ale tenże Wilde powiedział też kiedyś, że najgorszą rzeczą w socjaliźmie jest to, że kradnie on człowiekowi wieczory. Otóż dlatego nie jestem socjalistą a tylko liberałem (choć nie da się ukryć, socjał-liberalem): nie chcę, by kradziono mi wieczory, kiedy na przykład chciałbym napić się dobrego, a jak pieniędzy nie starczy, kiepskiego wina. Nie jestem więc w stanie odpowiedzieć na liczne, naprawdę poważne i interesujące posty, mi poświęcone. I dlatego właśnie ów wysyp nie przejmuje mnie radością, a raczej - umiarkowanym poczuciem winy.

Nie jestem więc w stanie odpowiedzieć, tak jak na to zasługuje, FYM-owi, który co prawda lekko mnie zbeształ, że czepiam się jego interpretacji moich poglądow o suwerenności, podczas gdy Mu, FYM-wi znaczy się, chodziło o coś ważniejszego niż poglądy Sadurskiego, a mianowicie o Polskę. Zgoda, Polska ważniejsza, ale ja prostowalem w imieniu swoim, bo do tego mam jako taką legitymację, a nie w imieniu Polski. I uważam, że FYM - blogowicz uważny i błyskotliwy - całkiem niepotrzebnie wrzucił, rozpatrując moje poglądy, suwerenność i niepodległość do jednego worka. Zwłaszcza, że sporo czasu i miejsca poświęciłem podkreślaniu różnic między tymi pojeciami - i w tej akurat sprawie definicji słownikowych nie uważam za rozstrzygające spór.

Myślę, że to właśnie dlatego tak wielu komentatorow FYM-a poczuło się zachęconych, by udzielać mi lekcji patriotyzmu. To zresztą stara polska specjalność: pouczać, kto jest lepszym Polakiem i patriotą. Otóż - i tu na chwile wpadnę w patetyczny ton, którego nie lubię - ja takich lekcji od nikogo przyjmował nie będę; tam gdzie jestem robię to, co mi dyktuje polski patriotyzm i nikomu przed tym nie będę się tłumaczył, a zwłaszcza przed jakimiś anonimami z Kanady czy innej Australii, którzy z tych - pięknych skądinąd - krajów wydają innym cenzurki patriotyzmu.

Przykro mi też bardzo, że nie jestem w stanie odpowiedzieć poważnie Panu Maciejowi Brachowiczowi z Klubu Jagiellońskiego. Pan Brachowicz na wstępie wyraża przypuszczenie, że za nim nie przepadam, co jest o tyle prawdą, że ja w życiu jeszcze nie przepadalem za żadnym mężczyzną, bez względu na wiek, urodę, miejsce urodzenia i pochodzenie etniczne, i nawet wizyta w Polsce Pana Faya tego nie zmieni. Natomiast nie jest prawdą, bym Go (Pana Brachowicza) nie lubił, na dowód czego gotów jestem postawić mu wino, a choćby i kolację, gdy ponownie bedę zmuszony przyjechać do tego upiornego miasta, w którym przyszło Mu żyć. Lubię Go - poważnie i bez najmniejszej ironii - m.in. za powagę i wnikliwość, z jaką broni swoich poglądow. Nawet jeśli się z nimi nie zgadzam.

A zatem, po tych wszystkich pier*ułach, winien Państwu jestem przynajmniej jedno merytoryczne wyjaśnienie. W nagrodę dla tych, którzy aż do tego punktu wytrwali, będą nawet dwa. Pierwsze jest takie: wcale nie uważam Unii Europejskiej za jakiś cud świata. A teraz powiem bardziej w związku z toczoną tu niedawno dyskusją - wcale nie uważam, że zasada nadrzędności prawa europejskiego nad krajowym, jest jasna, oczywista i klarowna. Poświęcilem temu b. długi artykuł w przedostatnim „European Law Journal”; to zasada wyjątkowo nieprzejrzysta, choćby dlatego, że w wersji absolutnej (tzn. obejmującej także nadrzędność nad konstytucjami krajowymi) nie akceptuje jej żaden mi znany sąd konstytucyjny państw członkowskich. Z drugiej strony - w wielu sprawach, związanych z twardym trzonem wspólnotowym, zwłaszcza z wolnym rynkiem gospodarczym, supremacja prawa wspólnotowego nad krajowym (dotyczącym np. zasad obrotu handlowego) jest absolutnym wymogiem rzeczywistego wspólnego rynku, podobnie jak bezpośrednia stosowalność prawa wspólnotowego w porządku prawnym krajowym. No więc mamy bałagan: ETS sobie a sądy krajowe sobie; Traktat sobie a orzecznictwo sobie, konstytucje sobie a prawo niższego rzędu sobie... No i dobrze, niech rozkwita tysiąc kwiatów, doktryny tzw. „pluralizmu konstytucyjnego” w UE przynoszą ich autorom niezłe pienądze za honoraria (nie mnie, niestety, wyjaśniam tym, którzy ostatnio z lubością zaglądali mi do portfela), Unia nie rozbiła się od tego, a zamiast kakofonii wyłania sie z tego zgiełku jakiś dialog, jakieś poszukiwanie rozwiązań pragmatycznych, o czym tak ładnie pisał Pan Profesor Biernat (dla mnie: Staszek).

Przepraszam, zwłaszcza miłego pana Brachowicza, że to takie impresjonistyczne i nie-naukowe, ale jesteśmy już chyba (no dobrze, będę mowił za siebie) dość zmęczeni tym prawniczym żargonem. I teraz moja druga uwaga. Ważne jest to, że jutro Traktat Lizboński zostanie ratyfikowany (a własciwie zgoda na ratyfikację zostanie wyrażona), nie stracimy od tego ani grosz niepodległości; jeśli ktoś się uprze i przekona do siebie odpowiednią liczbę współ-obywateli, zawsze można będzie sie wycofać. Ale przedtem zorientujemy się, mam nadzieję, że Unia nie staje się żadnym super-państwem, nie dyktuje swym państwom członkowskim kogo wybierać do parlamentu, czy mieć albo czy znieść królową, czy pozwolić na małżeństwa homoseksualne i czy zagłuszać rozglośnię radiową ojca Rydzyka. Będziemy raczej mieli połączenie drobnych ułatwień, które na codzień uprzyjemniają życie (typu Schengen czy dotacje dla rolnictwa) z drobnymi zgryzotami (konieczność respektowania pewnych nowych norm i procedur biurokratycznych). Co przeważy nad czym - tego dziś jeszcze nie wiadomo, ale opinia Polakow - wcale nie tak głupich i niedoinformowanych - wydaje się być na razie jednoznaczna.

PS: Spośród bardzo wielu szczegółowych uwag na mój temat i pytań do mnie skierowanych, zmuszony jestem odpowiedzieć na pytanie pewnego Pana u FYM-a, który otwarcie zapytał, kim ja właściwie jestem i czy ktoś zna jakieś moje publikacje. Tym pytaniem jestem - powiem to szczerze - oburzony. Napisalem przecie wiele ważnych pozycji książkowych, a mianowicie „Przewodnik po tanich restauracjach florenckich”, Poradnik Konesera „Jak odróżnić dobre czerwone wino od złego białego”, a także zbiór wierszy moralnych dla młodzieży męskiej „Miej serce i Patrzaj w Serce”.

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (46)

Inne tematy w dziale Polityka