Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski
117
BLOG

Na powitanie nowego Premiera Włoch, Silvio Berlusconiego

Wojciech Sadurski Wojciech Sadurski Polityka Obserwuj notkę 42

Jeśli moi włoscy przyjaciele mają rację, już dziś wieczorem (albo jutro rano) dowiemy się, że nowym premierem Włoch zostanie Silvio Berlusconi. Moi uniwersyteccy znajomi myślą o tym z niechęcią i wstydem, moi kompani do picia w winiarni braci Zanobinich – z pewną ulgą i umiarkowaną nadzieją, ja – raczej z obojętnością, bo choć tu mieszkam – nie mój kraj, nie moje małpy. (Z drugiej strony, jako przykładny obywatel ponadnarodowej Unii Europejskiej powinienem przejmować się każdym wyborem szefa rządu gdziekolwiek między Bugiem a Lizboną, ale jakoś średnio się przejmuję, pewno jestem średnio gorliwym Europejczykiem, wbrew pozorom). W każdym razie, na powitanie nowego premiera, pozwalam sobie przedrukować (lekko przeredagowany) liryczny felieton literacko-polityczny, który temu politykowi poświęciłem wiele, wiele lat temu w Rzepie:  

Mniej więcej pięćset lat przed trzecim dojściem Silvio Berlusconiego do władzy, jego wielki rodak pisał na swym łagodnym zesłaniu w uroczej toskańskiej winnicy San Casciano: „Bywają cnoty pozorne, które wiodą do zguby, i z drugiej strony, bywają pozorne wady, które w istocie wiodą do bezpieczeństwa i dobrobytu”. Pisząc o cnotach i wadach, Nicolo Machiavelli miał na myśli przymioty przywódcy państwa – tytułowego „Księcia”. Czy głosując na Berlusconiego, ponad połowa wyborców włoskich uznała, że jego wady prowadzić mogą do dobrobytu państwa?

To jedno z tłumaczeń dziwacznego na pozór fenomenu owej tolerancji Włochów dla swego najbogatszego obywatela, który do fortuny doszedł – to niemal pewne – drogą korupcji, oszustw podatkowych i łamania prawa. Można zrozumieć, dlaczego centrolewica przegrała – w końcu, zgodnie ze znaną kliszą, to nie opozycja wygrywa wybory ale rządząca partia je przegrywa. Ale trudno zrozumieć, że w wyborach, które w istocie stanowiły referendum nad Silvio Berlusconim, tylu ludzi przejawiło indyferencję wobec atrybutów człowieka, który kilka razy był prawomocnie skazany za przestępstwa przez sądy swojego kraju, a uniknął więzienia wyłącznie dzięki łaskawości instytucji przedawnienia.

Jako jedno z tłumaczeń owej indyferencji moi włoscy znajomi podają rozpowszechnione tu wśród wielu ludzi przeświadczenie, że prywatne wady mogą obrócić się w publiczną korzyść. „Berlusconi tak umiejętnie prowadził swe własne interesy, że wielu ludzi skłonnych jest uważać, że wystarczy, by zastosował swoje zdolności biznesowe do rządzenia państwem, a dobrobyt i bezpieczeństwo radykalnie się polepszą” – mówi pewien mój znajomy. W wywiadzie prasowym, Umberto Eco przyrównał to przeświadczenie do tzw. „kultu towarowego” (cargo cult), wyznawanego przez niektórych mieszkańców wysp Południowego Pacyfiku, którzy wierzą, że z wielkich żelaznych ptaków, jakie czasem nad nimi przelatują, pewnego dnia wysypią się dobra wszelakie.

"We Włoszech mamy dwa wielkie sporty narodowe: piłkę nożną i unikanie podatków. W obu tych dziedzinach, Berlusconi jest mistrzem” – mówi mi inny znajomy, choć dodać trzeba, że mistrzostwo Berlusconiego w dziedzinie futbolu nie polega na szybkim bieganiu za piłką, lecz na posiadaniu drużyny AC Milan. Tłumaczenie jest następujące: Berlusconi – odczuwają tak liczni Włosi – jest nam bliski, bo tak samo jak i my kantuje i kręci. Tyle że on robi to na wielką skalę: podczas gdy my urwiemy urzędowi podatkowemu te parę tysięcy Euro, Berlusconi gra o miliony. I wygrywa. W sumie jednak, nie jest jakimś nieosiągalnym dla nas ideałem, ale w swym kanciarstwie jest krwią z naszej krwi. (A na dodatek – niektórzy dodają – skoro jest tak bogaty, to już „nie musi kraść”).

W percepcji Berlusconiego jako swojego człowieka – mówi dalej mój włoski rozmówca – nie dostrzega się, że owe kanciarstwa Berlusconiego ustawiają go przeciwko prostym podatnikom, którym zabiera on to, co im się od niego należy. Przeciwnie, następuje swoiste zbratanie we wspólnym oszustwie, a prosty wyborca kooptuje się mentalnie do dworu Berlusconiego, gdyż razem mają przeciwko sobie państwo w postaci urzędu podatkowego, prokuratorów i sądów…

Ta sympatia drobnego krętacza dla wielkiego oszusta jest psychologicznie zrozumiała, tak samo jak zrozumiała jest niechęć grzesznika dla nosiciela niewątpliwej cnoty. I to też przewidział wielki Machiavelli, który w „Rozważaniach nad Historią Rzymu Liwiusza”, zauważał, że „prawdziwej cnoty szuka się w czasach trudnych; w czasie pokoju największymi względami cieszą się nie ludzie prawdziwie zasłużeni, lecz bogacze lub ci, którzy mają wpływowych znajomych”. Tyle że Machiavelli nad tą osobliwością ludzkiej natury ubolewał.

Nieśmiertelne wspaniałe Włochy: starożytny Rzym opisywany przez Liwiusza, renesansowa Florencja dumającego nad Liwiuszem Machiavellego, teraz – premier Silvio Berlusconi…   

Moje najlepsze wpisy: 1. Rękopis znaleziony w Kabanossie: "Obraz Salonu: sercem gryzę" 2. Trochę plotkarska opowieść o pewnej Damie (taka jak z Vivy lub T 3. Pawłowi Paliwodzie do sztambucha 4. Opowieść nowojorska 5. Sen 6. Książę, Machiavelli i pistolecik 7. Szatani, Biesy i Inni Demoni Pana Premiera 8. Prolegomenon do blogologii (Wykład Jubileuszowy) 9. Wyznania Salonowca 10. Salon Poprawnych 11. Szanowny Panie Rekontra (czyli druga spowiedź solenna, szczera, 12. Rok Niechęci Do Ludzi (mowa jubileuszowa) 13. Manifest tolerała 14. Spowiedź szczera, solenna, sobotnia 15. Anty-anty-polityka 16. Czynaście 17. Prawo i lewo naturalne 18. Król Maciuś I o Unii Europejskiej 19. O kulturze dyskusji 20. Moje obsesje

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka