Przemówienie Papieża Benedykta XVI w ONZ w ostatni piątek jest tym samym dla idei praw człowieka, czym pamiętne przemówienie Papieża Jana Pawła II w polskim Sejmie 11 czerwca 1999 było dla idei demokracji. Tak samo jak Jan Pawel II postawił kropkę nad „i” w długim marszu Kościoła Katolickiego do uznania demokracji za najwyższą polityczną formę realizacji godności ludzkiej, tak Papież Benedykt, w przemówieniu, które warto przeczytać w całości:http://www.un.org/webcast/pdfs/Pope_speech.pdf nie pozostawił miejsca na żadne wątpliwości co do prymatu ideału „praw człowieka” w dzisiejszej doktrynie Kościoła. Jestem umiarkowanie ciekaw, jak różne nasze dinozaury, przyzwyczajone do wypowiadania słów „demokracja” i „prawa człowieka” wyłącznie z szyderstwem i niechęcią, poradzą sobie z tym; pewno przemilczą, ale – powtarzam – nie interesuje mnie to aż tak bardzo.
Natomiast naprawdę ciekawe jest zwrócenie uwagi na to, że w swym przemówieniu Benedykt XVI zawarł trzy inne, bardzo ważne idee, związane z „prawami człowieka”.
Po pierwsze – że prawa człowieka należy „promować”, bo jest to najbardziej skuteczny środek zmniejszania nierówności między narodami, a także zapewnienia bezpieczeństwa- i że interwencja humanitarna, będąca obowiązkiem społeczności międzynarodowej, nie powinna być traktowana jako zamach na suwerenność; wprost przeciwnie, zaniechanie jej może „przynieść prawdziwą szkodę”.
Po drugie – że prawa człowieka mają charakter uniwersalny, a więc zachowują swą ważność „we wszystkich czasach i dla wszystkich narodów”.
I po trzecie, co jest z punktu filozoficznego najciekawsze, że idea praw człowieka, wyrażona w „Powszechnej Deklaracji” sprzed 60 lat, stanowi rezultat zbieżności „różnych tradycji religijnych i kulturalnych, z których wszystkie są motywowane wspólną chęcią umieszczenia osoby ludzkiej w centrum instytucji, praw i działań społecznych”.
Otóż tak się składa, że zgadzam się – o czym pisałem wielokrotnie i od lat – z każdą z tych trzech idei. Też uważam, że „prawa człowieka” mają charakter uniwersalny i nie zależą od jakiegoś etapu rozwoju cywilizacyjnego, od koloru skóry czy od religii; tez uważam, że gdy się da, należy ich realizację rozprzestrzeniać na te kraje, które ich nie respektują, i też uważam, że prawa człowieka mogą mieć rozmaite uzasadnienia filozoficzne i religijne i że nie ma jednego, uprzywilejowanego filozoficznie dla nich uzasadnienia.
Nie, nie chcę tak „przeinterpretować” Benedykta XVI by zamienić go w liberała, takiego jak John Rawls, Ronald Dworkin czy Wojciech Sadurski, by wymienić trzech najbardziej znanych (no dobrze, żartuję, dwóch znanych na świecie a trzeciego znanego w San Domenico di Fiesole). Jest oczywiste, że dla Benedykta XVI wizja praw człowieka wypływa z Jego wiary religijnej – ale jednocześnie podkreśla on, że wizja ta może opierać się na różnych podstawach religijnych czy kulturowych.
Faktem jest, że Papież powiedział też, że religii nie należy zamykać w sferze prywatnej – ale akurat w tej kwestii w pełni zgadzam się, w przeciwieństwie do niektórych innych liberałów. Powiedział też, że – przy zachowaniu idei „jedności osoby ludzkiej”, należy „ściśle odróżnić płaszczyznę obywatela od płaszczyzny wyznawcy”.
Z punktu widzenia liberała, wolność religijna, o której dużo i żarliwie mówił Benedykt XII w ONZ, jest gatunkiem szerszego ideału wolności osobistej, który obejmuje przede wszystkim autonomię ludzką w dziedzinach, w których religia ma swoje nakazy i zakazy, ale co do których prawo świeckie powinno być indyferentne. To zupełnie naturalna różnica.
Ale nie powinna ona zacierać faktu, że wybitny filozof Joseph Ratzinger wypowiedział, z całym autorytetem swojej wielkiej funkcji duchowej i politycznej, myśli głęboko liberalne o prawach człowieka. Bardzo mnie to cieszy.
Inne tematy w dziale Polityka