Swoją dzisiejszą obronę senatora Jarosława Gowina, domagającego się, by zabiegi in vitro refundować wyłącznie parom małżeńskim, ale już nie żyjącym w związku de facto, redaktor Tomasz Terlikowski pięknie zatytułował: “Państwo małżeństwem stoi”. Z równym sensem – i zachowując nienaruszoną elegancką poetykę tytułu - komentarz swój mógłby nazwać: „Małżeństwo państwem stoi”. Ową drobną sugestię edytorską opieram na ostatnim akapicie komentarza, który brzmi:
"Małżeństwo jest publiczną deklaracją wierności i stałości. Nie tylko “papierkiem”, ale zobowiązaniem – także wobec państwa i współobywateli – do pewnego stylu życia. I nie ma w tym nic dziwnego, jeśli państwo chce w zamian za to zobowiązanie udzielić swojemu obywatelowi pewnych przywilejów."
Oto bowiem Pan Terlikowski prezentuje nam wizję upaństwowionego małżeństwa, w którym dwie dorosłe osoby, mające się ku sobie w sposób zdecydowany i głęboki, mają podejmować jakieś zobowiązania tak wobec państwa, jak i współobywateli, w zamian za które to zobowiązania państwo może im nadać łaskawie pewne przywileje, jako to refundację zabiegu in vitro:
http://www.rp.pl/artykul/124468.html
Zgodnie z dzisiejszą falą prywatyzowania rozmaitych przedsiębiorstw (zwaną przez przeciwników obecnej władzy „wyprzedażą majątku narodowego”), chciałbym wyrazić mój głos za reprywatyzacją małżeństwa, czyli wbrew upaństwowieniu, dokonanemu przez Redaktora Terlikowskiego. Dwie osoby składające sobie przyrzeczenia małżeńskie składają zobowiązania wyłącznie wobec siebie, ewentualnie wobec Boga, jeśli to ślub kościelny a obie osoby są wyznawcami tej religii.
Wiąże się z tym problem owego „przywileju”, który redaktor Terlikowski dałby tylko prawnie zaślubionym parom. Jeśli o mnie chodzi, to refundacja takich czy innych zabiegów medycznych to żaden „przywilej”, który państwo może arbitralnie w swej łaskawości nadawać jednym, a odmawiać innym. Co do ogólnej kwestii refundacji za zabiegi in vitro – nie mam zdania: są argumenty za, są przeciw, ale kwestia jak zawsze rozbija się o ograniczone środki finansowe budżetu państwowego. Ale gdy już postanowi się, że pewien typ zabiegów jest refundowany (albo refundowany w pewnym tylko wymiarze, np. pierwsze dwie albo trzy próby), państwo nie może dokonywać arbitralnych zróżnicowań w ramach kategorii beneficjentów owej refundacji. Bo stanowi ona wtedy „uprawnienie”, a nie „przywilej”.
Takim arbitralnym zróżnicowaniem jest właśnie ograniczenie refundacji tylko do tych, którzy weszli uprzednio w związek małżeński. Jest taka doktryna prawna amerykańska, która nazywa się „unlawful conditions”: mówi ona, że państwo nie może uzależniać realizacji pewnych obywatelskich uprawnień od wymogu, by obywatele ci powstrzymali się od jakiegoś działania, które jest zgodne z prawem. I taki właśnie byłby przypadek „prawa Gowina”: skoro pozostawanie w konkubinacie jest zgodne z prawem (a na razie jeszcze jest), nie może stanowić powodu odmówienia realizacji uprawnień przez ludzi pozostających w takim związku.
No chyba, że upaństwowimy małżeństwo. Wtedy urzędnicy państwowi (zwani dalej „małżonkami”) rzeczywiście będą mieli prawo do pewnych przywilejów, niedostępnych osobom prywatnych.
Inne tematy w dziale Polityka