Jednak nie można kupować głosów

Sąd Okręgowy w Świdnicy jeszcze raz rozpatrzył sprawę kupowania głosów przez polityków PO w Wałbrzychu. Poprzednie orzeczenie brzmiało mniej więcej tak, że wybory były ważne - a więc kupowanie głosów w Polsce, idąc tym tropem, jest dozwolone. To jedna bolączka platformianej demokracji. Druga jednak jest niemniej poważna.

Sąd postanowił - wyrok jest nieprawomocny - o unieważnieniu wyborów na prezydenta Wałbrzycha dopiero po interwencji Sądu Apelacyjnego. Kontrkandydat polityka PO, niezrzeszony Mirosław Lubiński, który domagał się takiego rozwiązania sprawy, stwierdził po kontrowersyjnej pierwszej decyzji sądu: "Uzasadnienie nie korespondowało z tym, co się działo na sali sądowej. (...) Sąd nie uwzględnił absolutnie skali, olbrzymiej skali kupowania głosów w podejmowaniu decyzji o odrzuceniu mojego protestu". Działo się tak, pomimo zeznań, obciążających wałbrzyską PO za kupowanie głosów.

Dobrze się stało, że wymiar sprawiedliwości zmienił zdanie. Jednak niepokoi, że nastąpiło to dopiero po nacisku opinii publicznej i Sądu Apelacyjnego. Przez parę dni mogliśmy żyć w przekonaniu, że rozdawanie flaszki wódki czy dwóch stów za głos na konkretnego polityka w wyborach nie ma istotnego znaczenia dla demokracji.

Komuś lampka w głowie się zapaliła. Oby tak już zostało.