www1 www1
608
BLOG

Wigilijna opowieść:mała dziewczynka z koszykiem...śmierć z głodu

www1 www1 Rozmaitości Obserwuj notkę 2

"Nadeszła wigilia. Siedzieliśmy pod piecem i paliliśmy słomę w piecu. Smutno i głodno było. Nie nie mieliśmy prócz kaszy do jedzenia"

Z dziennika 15 letniego chłopca (późniejszego profesora historii)


* * *


 Autor cytowanego dziennika, wraz z chorującym ojcem i młodszym bratem w połowie września 1944 r. zostali wysiedleni przez Niemców z rodzinnego domu w Augustowie.

"Wpadło dwóch Niemców z rewolwerami z wrzaskiem i w ciągu dwóch minut wyrzucili [z domu] nie dają nic prócz kołdry i poduszki wziąść. Tatusia chorego, leżącego w łóżku, o mało nie zastrzelili. Jeden z nich, jak zaraz potem dowiedziałem się, zastrzelił przed chwilą kilka osób. Ładujemy pościel i trochę żywności na rozklekotany wózek i wleczemy się w stronę Janówki. Piasek straszny, ręce bolą, żyły o mało nie pękną, a oczy nie wyskoczą ze swych orbit".

Niemcy pędzili ich przez dłuższy czas, po drodze wykorzystując do różnych prac, często ponad siły młodych i wygłodzonych chłopaków oraz ich chorego ojca. Nocowali po pustych zimnych stodołach. Po pewnym czasie udało im się uciec z konwoju niemieckiego i dotarli do Szczuczyna.

Tam w grudniu 1944 r. dzięki znajomościom udało się znaleźć miejsce na nocleg pod dachem lepszym niż stodła.

Zamieszkali w pokoju, gdzie wprawdzie był piec, ale, poza słomą, nie mieli czym w nim palić. Spali tam na słomie rozłożonej podłodze, przykryci jakaś płachtą. Te "zimne noc były dla mnie męką" zapisał wówczas chłopiec. Odczucie zimna powiększał brak jedzenia. Przymierali (i to dosłownie) z głodu, czasem jedynie jakąś zywnością wspierali ich miejscowi, którzy wtedy mieli też nienajlepiej.
 
"Na młynku od kawy mleliśmy ziarno pszenicy na kaszę, którą jedliśmy. Potem mieliśmy trochę kartofli i słoniny. Tak że coś lepiej było przez pewien czas"

 
* * *

"Nadeszła wigilia. Siedzieliśmy pod piecem i paliliśmy słomę w piecu [by nie zamarznąć]. Smutno i głodno było. Nic nie mieliśmy prócz kaszy do jedzenia.

W pewnej chwili pukanie przerwało naszą smutną ciszę. Po chwili weszła mała dziewczynka z koszykiem w ręku. Koszyk postawiła na ziemi i powiedziała: "To dla państwa" i uciekła.

Byliśmy zdziwieni, podeszliśmy do koszyka i zobaczyliśmy w nim ciasto, jajka itp. Jednym słowem to,co stoi na stole wigilijnym. Spojrzeliśmy na siebie i nic nie mogliśmy rzec.

Wzruszenie ścinęło nam gardła, że nie mogliśmy wydusić zeń żadnego słowa. Mieliśmy wszyscy trzej łzy w oczach. Jak potem dowiedziałem się, to tak wzruszającą niespodziankę zrobiła jedna pani, córka panstwa Kalinowskich, których, jak i jej, nie znaliśmy.

Po Świętach Tatuś chodził kilkakrotnie do magistratu, by uzyskać jakieś kartki [na żywność]. Stawał kilkakrotnie w długich kolejkach, w dobrze opalanym korytarzu, a potem wychodził w zimne powietrze.

Coraz gorzej znowu z żywnością.

My z Wieśkiem młodsi znosiliśmy głód, ale Tatuś nie, coraz bardziej słabł aż raz położył się i by już więcej nie wstać.

Sprowadziliśmy doktora, który wzruszył tylko ramionami.

Kręciłem się jak w ukropie, żeby coś dać Tatusiowi. Wykombinowałem trochę mleka, tłuszczu i prawdziwej kaszy, ale to nic już nie pomagało.

Osłabiony głodem organizm zamierał. Może gdyby było więcej jedzenia, by może jeszcze wyżył?

Zmarł 30 stycznia 1945 r. w wieku 59 lat"

Jego syn, autor powyższych zapisków, zmarł jeszcze wcześniej - w wieku 55 lat, na co taka, jak opisana młodość miała wielki wpływ. Przed nim był najlepszy okres pracy naukowej.

Również jego wspomniany tu młodszy brat - później także profesor - zmarł przedwcześnie.

Trzeciego, nieco starszego brata żołnierza AK, juz pod koniec 1944 r. Sowieci wywieźli na Syberię. Zwolnilli po 5 latach, gdy był już "dochodiaga", czyli dochodzący do kresu. I zmarł niedługo po powrocie do Polski.

W szkole nie tylko ze względu na wybitną inteligencję, ale i charaktery, zwani byli oni "cudowną trójką".

www1
O mnie www1

2731

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości