Wśród wyborczej ciszy nie rozchodzi się żaden głos dotyczący wyborczej polityki. Ani pochodzący od kandydata, ani kogokolwiek innego. A przynajmniej nie powinien. Politycy stają się niewidzialni na ten czas. Z góry wiedzą, że imię jego będzie czterdzieści i cztery (godziny). To bardzo długi dla nich czas, szczególnie dla tych kandydujących w wyborach. Takie oczekiwanie na wyrok. Im dłuższe czekanie, tym intensywniej narasta ich lęk, wzbiera niepewność. Może nie u wszystkich.
Jak skądinąd wiadomo, doświadczony skoczek spadochronowy najwyższy poziom lęku odczuwa na dłuższy czas przed skokiem. Im bliżej punktu zero, tym bardziej ów lęk ustępuje. Tuż przed i podczas skoku nie dezorganizuje już zachowania. Doświadczony skoczek podczas skoku jest opanowany, zorganizowany, sprawny. Inaczej u początkujących. Im bliżej skoku, tym lęk bardziej się u nich nasila. I to jest ich główny wróg podczas skoku.
Z kandydatami w wyborach takich jak obecne może jest nieco inaczej niż ze skoczkami i bardziej przychylałbym się do tezy, iż ten lęk i niepewność w miarę upływu wyborczego dnia bardziej wzrasta, niż się obniża. Tyle tylko, iż ma on stosunkowo mały wpływ na końcowy wynik, gdyż ten nie zależy od jakiejkolwiek ich aktywności. No...ewentualnie po ogłoszeniu pierwszych w miarę kompletnych wyników, któryś z nich może się w swoim politycznym ferworze, w pierwszej gorącej wypowiedzi, nieco zapomnieć, jak to w przeszłości bywało.
A dla mnie - dla mnie ten czas politycznej ciszy, niewidzialnych polityków, niemych kandydatów, uśpionej agitacji jest czasem oczywistym - tak go nazwę. I życzę sobie, by trwał jak najdłużej - sobie i innym. I czasami dopadł nas wszystkich także poza politycznymi wyborami. To takie ciche, niewidzialne :) życzenie.