a.zarzeczańska a.zarzeczańska
1202
BLOG

Barbórkowe refleksje krojcoka

a.zarzeczańska a.zarzeczańska Kultura Obserwuj notkę 68

 I znów 4 grudnia, święto górników, i choć nie dusimy się tym zmitologizowanym już pyłem węglowym, pamiętamy. Pamiętamy o tych, którzy zginęli w Mysłowicach, w bytomskim Dymitrowie, rudzkich Halembie czy Wujku. Pamiętamy też o tych z brynowskiego Wujka, w którym nazywająca siebie socjalistyczną władza dopuściła się „pacyfikacji” pracujących tam górników. Zginęło „Dziewięciu z Wujka”. Tak nie postępują socjaliści, generale, lecz zbrodniarze. Nie zapominamy także o zwykłych Kowalskich (choć każdy z nich jest niezwykły), którzy każdego dnia (niestety nadal) ryzykują utratą zdrowia i życia pracując kilkaset metrów pod ziemią, dostając za to jednak marne pieniądze, jednocześnie wysłuchując od całej rzeszy Polaków, jakimi są darmozjadami i jak bardzo są nam niepotrzebni. Przynajmniej dziś, ale i 16 grudnia, uciszmy w sobie te niepochlebne głosy, bo to ICH święto.

 

Ze wstydem przyznam, że sama nie pochodzę ze szczególnie górniczej rodziny. Nie mam ojca górnika, dziadek też nim nie był. Do czasu mojego zamążpójścia znikną już pewnie wszystkie kopalnie, więc i mąż górnik też się nie trafi. Pradziadek był górnikiem, ale to przecież niesamowicie odległe czasy jeszcze niemieckiego Śląska. Już w 1910 roku pracował na Neue Helene Grube w piekarskim Scharleyu, czyli po prostu na kopalni Nowa Helena. Był oczywiście członkiem Górnośląskiej Spółki Brackiej. W 1934 roku wstąpił do (absolutnie polskiego;)) Związku Zawodowego Górników. Ostatnie składki opłacił w lipcu 1939... Po wojnie, podobnie jak zapewne 90% ówczesnych górników, komunistyczna Rada Państwa odznaczyła go m.in. Złotym Krzyżem Zasługi. Dodam, że moje lewackie serce mięknie na widok słów zawartych w deklaracji ideowej wspomnianego ZZG (a konkretnie to Związku Związków Zawodowych w Polsce):

Praca jest podstawą istnienia ludzkości i dlatego winna być sprawdzianem wartości i użyteczności społecznej człowieka.”

 

Będąc jeszcze małą dziewczynką, zastanawiałam się, dlaczego tak wielu mężczyzn, których spotykam na ulicy, ma czarne obwódki wokół oczu, zupełnie jak intensywnie i niechlujnie pomalowane kobiety. Byłam zbyt mała, żeby wpaść na to, że to przecież górnicy wracający z szychty. I po dziś dzień rozrzewniam się na widok takich panów, z tymi obwódkami wokół oczu, bynajmniej nie z egzaltacji, lecz po prostu z szacunku do pracy, jaką wykonują. Tym bardziej, że coraz trudniej ich spotkać. Pamiętam też czasy, również z końca lat 90tych (czyli początek tego, co w ogóle istnieje w mojej pamięci) i początku XXI wieku, kiedy mamusia wysyłała małą Olę do sklepu w okresie przedświątecznym. Dziś podejrzewam, że robiła to świadomie, na złość, coby mi za dobrze nie było. Otóż robienie zakupów spożywczych w społemowskich sklepach wiązało się wówczas z co najmniej godzinnym staniem w kolejce (za zaledwie kilkoma klientkami!), co, dla takiego dziecka kapitalizmu jak ja, było nie do zniesienia. A wszystko dlatego, że przede mną stały całe zastępy żon górników płacące bonami pieniężnymi z kopalni. Oczywiście do dziś można się z tym spotkać, acz nie w tak ogromnej skali, jak wtedy. Chyba, że to ja miałam takiego pecha i zawsze na te zastępy trafiałam.

 

Ze swojego dziecięctwa pamiętam też doskonale rokroczne przedstawienia z okazji Barbórki, czy to w przedszkolu, czy w szkole podstawowej. Ach, mamusia wspominała nawet, że i w żłobku robiliśmy różne hece z tej okazji, standardowo z wizytą jakiegoś górnika (bądź grupy górników) w tym, dla nas, dziwacznym wdzianku z piórami na głowie. To były bodaj jedne z ważniejszych akademii szkolnych (czy też przedszkolnych), do których przygotowywano się już miesiące wcześniej. Dla nas, kilkuletnich dzieciaków, nie był to powód do jakichś wysublimowanych refleksji nt. etosu pracy, choć górnik był w pewnym sensie autorytetem, który zjawiał się 4 grudnia w szkole, i obok którego każdy z nas chciał stanąć, nie mówiąc już założeniu sobie na głowę czako. O tak, czako na głowie to było coś! Statystyczny chłopiec z typowego śląskiego domu, gdzie mówiło się gwarą, chciał być górnikiem, dziewczynki natomiast marzyły o zamążpójściu, rzecz jasna, za górnika. Do dziś głowię się nad tym, czy takie akademie odbywały się (i odbywają nadal) wyłącznie na Śląsku, czy w innych regionach Polski, ot choćby w warszawskich szkołach, też tak jest? Hmm? [To tak jak ze szkolną tytą, co do której byłam pewna, że jest absolutnie naturalnym zwyczajem w każdej szkole, w całej Polsce. Doznałam szoku, kiedy od pewnego Zagłębioka dowiedziałam się, że ten nie wie nawet, co to takiego:)]

 

A dziś? Nieomal codziennie, w drodze na uczelnię, przejeżdżam tuż obok ulicy Dziewięciu z Wujka. Z oddali widzę krzyż przy kopalni i maszerujących w jej kierunku górników. Barbórka powinna być radosnym dniem, ale niezwykle ciężko radować się z myślą o tych wszystkich, którzy zginęli. I podczas pracy w kopalni, i walcząc ze zbrodniczym systemem. Możemy zapalić świeczkę upamiętniającą ofiary, możemy zrobić to dziś, ale z pewnością powinniśmy 16 grudnia. Tego smutnego dnia. I proszę, szanujmy górników. Oni naprawdę na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura