Gdzie? W Sudanie, a dokładniej - w stanie Południowy Kordofan, leżącym przy południowej granicy Sudanu, za którą znajduje się nowy Sudan Południowy. Niestety, duża część ludzi na północ od granicy ma tego pecha, że została po jej niewłaściwej stronie. Czytaj: znacznie dla nich trudniejszej. Niosącej śmierć.
Poniżej cytaty z raportu Human Rights Watch oraz Amnesty International - organizacji, których przedstawiciele mimo embarga informacyjnego w regionie przeprowadzili ostatnio na miejscu częściowe dochodzenie:
"Śmierć kobiet i dzieci
Angelo as-Sir, rolnik po 40-tce, powiedział badaczom, że w ataku lotniczym zginęła jego żona w ciąży, matka dziesięciorga dzieci, oraz dwoje ich dzieci, jego siostrzeniec oraz kolejny krewny, razem 5 osób. Stało się to w ataku z 19 czerwca, w Um Sirdeeba, wiosce na wschód od Kadugli [Kadugli to stolica Płd. Kordofanu - przyp. red.]:
Moja żona, Mahasin, pracowała na polu w pobliżu naszego domu, gdy usłyszeliśmy samolot, Antonova, krążący nad nami. Krzyknęła do dzieci: "Połóżcie się na ziemi, będą spadać bomby!"
Bomba spadła i wybuchła blisko domu rodziny, niosąc ze sobą spustoszenie.
Mahasin (35 l.) zginęła natychmiast, ścięta na polu przez odłamki bomby. Jej 9-letni syn, Yasser, był w kuchni i pomagał swojej starszej siostrze Amal w gotowaniu, gdy odłamki przebiły ścianę i trafiły go w głowę. Odłamki trafiły także jego 1-roczną siostrę, Amani, która przebywała na zewnątrz, w klatkę piersiową, a także zabiły na miejscu ich 4-letniego kuzyna - Musa'aba al-Fakiha, który siedział obok niej. W obawie przed kolejnymi atakami, as-Sir i jego sąsiad zanieśli ranne dzieci, Yassera i Amani, do pobliskiej góry [mieszkańcy Kordofanu często kryją się przed atakami w górach, w tamtejszych grotach, oraz korzystają z innych naturalnych zasłon - przyp. red.], ale dwoje dzieci zmarło w ciągu minut.
[w kolejnym akapicie mowa jest o tym, że zginął kolejny ich krewny, 20-letni nauczyciel z pobliskiej szkoły]
Kilkoro innych dzieci z rodzin Al-Sir i Al-Fakih zostało rannych w ataku (...)
(...)
Według wszystkich ofiar i świadków, w miejscach, gdzie przeprowadzano ataki, nie było żadnych bojowników ani uzbrojonych grup SPLA-North [zbrojne ramię opozycyjnej partii SPLM, która znajduje się w stanie wojny z rządem Sudanu w Chartumie - przyp. red.] - zarówno w czasie nalotów, jak i przed nimi. Żaden z badanych wypadków nie miał miejsca w pobliżu linii frontu ani w miejscach, gdzie dochodziło do zbrojnych starć.
Relacje świadków zgodne były z dowodami, takimi jak: fragmenty bomb, niewybuchy, kratery, uszkodzona własność oraz inne fizyczne dowody w miejscach nalotów. Były zgodne także z dostępnymi materiałami w postaci zdjęć oraz nagrań video robionych przez mieszkańców bezpośrednio po atakach; również z dokumentacją medyczną i rodzajami obrażeń, opisanych przez personel medyczny, który zajmował się ofiarami.
Rodzaj amunicji oraz sposób, w jaki była ona używana - pociski niekierowane zrzucane z dużej wysokości - to kolejne dowody na to, że bombardowania były przypadkowe, chaotyczne, a jako takie - bezprawne w świetle odnośnych norm prawa międzynarodowego."
I jeszcze fragment dający ogólny obraz sytuacji:
"Badacze z obu grup [HRW oraz AI - przyp. red.], podczas tygodniowej misji w regionie przeprowadzonej pod koniec sierpnia, zbadali 13 przypadków ataków lotniczych w rejonach Kauda, Delami i Kurchi. Wskutek tych ataków od połowy czerwca zginęło przynajmniej 26 cywilów, a ponad 45 zostało rannych. Członkowie misji widzieli także rządowe samoloty krążące nad rejonami zamieszkanymi przez ludność cywilną i zrzucające bomby, co zmuszało mieszkańców do szukania schronienia w górach i jaskiniach."
Czytając powyższe dane, pamiętajmy o kilku faktach:
1. misja rozpoznawcza trwała tylko tydzień - to niewiele, jak na konflikt ciągnący się od pierwszej dekady czerwca;
2. przedstawicie organizacji dotarli tylko do niektórych rejonów objętego konfliktem stanu.
Cały tekst, opisujący rezultat misji, liczy pewnie kilkanaście stron A4 i zawiera także inne opisy, które burzą krew w żyłach i do których nie można podejść obojętnie.
Cała informacja pod adresem:
http://allafrica.com/stories/201109150559.html.
Tam się nie dzieją normalne rzeczy. W niektórych rejonach Sudanu dochodziło w ostatnich miesiącach (a podobno naloty na ludność cywilną wciąż trwają, nawet mimo ogłoszonego przez sam rząd zawieszenia broni!) do aktów ludobójstwa na niewinnych cywilach, nie mówiąc już o ściganiu i egzekucjach przeciwników politycznych, co też jest oczywiście niedopuszczalną zbrodnią na nikim innym, jak właśnie ludności cywilnej.
W innych fragmentach raportu mowa jest m.in., że przeszukiwano dom po domu i strzelano do ludzi na ulicach.
To nie jest normalne. To są zbrodnie przeciwko ludzkości.
Co robi Zachód? 19 sierpnia na ten temat obradowała Rada Bezpieczeństwa ONZ. Wszelkie ruchy potępiające Sudan zostały zablokowane przez trzy kraje: RPA, Chiny oraz Rosję.
Wczoraj (środa) przed ambasadami krajów Zachodu (USA, Kanada, państwa Unii) w Kairze zebrali się ludzie, którzy nawoływali do ustanowienia strefy zakazu lotów (no-fly zone) nad trzema zapalnymi regionami Sudanu: Darfurem, Południowym Kordofanem oraz Nilem Błękitnym (w tym ostatnim stanie konflikt wybuchł na początku września).
Czy jednak Zachód zdecyduje się pomóc Sudańczykom tak, jak niedawno pomógł Libijczykom? Na ile możemy liczyć na taki krok?
Inne tematy w dziale Polityka