Friedrich August von Hayek napisał przed wieloma latami słynny tekst „Dlaczego nie jestem konserwatystą”, w którym dowodził, że konserwatyzm kojarzy mu się z konserwowaniem tego, co aktualnie istnieje, czyli państwa socjaldemokratycznego. Tymczasem ja – po ostatniej lekturze wypowiedzi Wojciecha Wierzejskiego – zrozumiałem ostatecznie dlaczego nie jestem nacjonalistą.
Cios pierwszy
Początkiem intelektualnego nokautu, jaki zadał mi Wojciech Wierzejski, było stwierdzenie w TVN anonsujące powstanie LiSu. Usłyszeliśmy wtedy: "Wiele nas łączy. (...) Liga Polskich Rodzin nigdy nie mówiła że jest partią prawicową (...) dla mnie najbliższą ideowo-programową partią jest Samoobrona i w sposób naturalny jestem zwolennikiem porozumienia z Samoobroną a nie z PiSem”.
Tekst ten trudno nazwać inaczej niźli mianem żenującego. Wielokrotnie byłem krytyczny wobec taktyki politycznej LPR; bezustanne wolty, głoszone hasła – wszystko to ocierało się o demagogię i populizm. Coraz mniej przypominało to solidną przedwojenną tradycję endecką z jej szacunkiem dla własności prywatnej, wolnej przedsiębiorczości; coraz mniej widać tu było podstawowych wartości politycznych „starej endecji”, czyli niezwykle racjonalnej geopolityki i pewnego – niezwykle charakterystycznego dla myśli Romana Dmowskiego – specyficznego realizmu politycznego opartego o pozytywistyczny warsztat politologiczny. Zamiast tego był polityczny romantyzm, demagogia, jakieś dziwaczne idee w polityce zagranicznej skierowane naraz przeciwko Unii Europejskiej i Niemcom, ale także przeciwko USA (wojna w Iraku czy Afganistanie) i Rosji i jej aliantom (walka o prawa człowieka na Białorusi).
Innymi słowy: myśl staroendecka była mieszanką dwóch zasadniczych idei, czyli skrajnej politycznej racjonalności, szczególnie geopolitycznej oraz zasad wolnorynkowych w ekonomii. Myśl LPR - mimo wielokrotnego cytowania wersetów z Dmowskiego - stała na antypodach tych zasad. LPR głosiła woluntaryzm w polityce zagranicznej, gdzie partia ta nie umiała wskazać żadnych partnerów i sojuszników. W stosunkach wewnętrznych partia posługiwała się najgorszą socjalną demagogią, praktycznie ścigając się z Lepperem na hasła socjalne. Ze starej endecji pozostał tylko nacjonalizm. Ale czy nacjonalizm ten jest nacjonalizmem staroendeckim? W myśli przedwojennej łączono go z silną dozą racjonalizmu politycznego i indywidualizmu ekonomicznego. Nacjonalizm rozumiano jako państwo w granicach etnograficznych (z mniejszościami możliwymi do asymilacji) i skuteczną politykę międzynarodową, a także swobodę prowadzenia działalności gospodarczej w państwie narodowym. Tymczasem nacjonalizm LPR połączony był przede wszystkim z populizmem, gdzie słowo „narodowy” łączono z podwyższeniem świadczeń dla bezrobotnych, państwową opieką społeczną, becikowymi i berecikowymi; dziełem „narodowym” miało być dopłacanie przez podatnika do nierentownych kopalń i hut. W sumie wynikało z tego, że najbardziej „narodowa” była polityka gospodarcza Polski Ludowej, gdzie państwo „unarodowiło” handel, większą i średnią własność prywatną. W ten sposób LPR – pod hasłami „narodowymi” – broniła tzw. zdobyczy socjalizmu. Nacjonalizm przekształcił się w praktyce w parasocjalistyczną, kolektywistyczną ideologię, której największym wrogiem był „antynarodowy” kapitalizm; gdzie wrogiem była prywatna własność i swoboda jej użytkowania.
W ten sposób, nadużywając symboliki endeckiej i podszywając się pod jej spuściznę, LPR budowała coś, co poza hasłami „narodowymi” z klasyczną endecją nie miało nic wspólnego. Endecja była partią prawicy. Nie chodzi tylko o prawicowość w kwestiach kulturowych czy światopoglądowych. Endecja była partią myślącą prawicowo o ekonomii i życiu społecznym – i nawet burżuazja żydowska okazjonalnie oddawała na listy narodowe swoje głosy bardziej bojąc się socjalistów niż antysemityzmu. Tymczasem LPR – zachowując slogany „narodowe” i katolicki światopogląd endecki – zaczęła w to miejsce wkładać zupełnie nową treść, nową wizję społeczną. I nie była to wizja Dmowskiego, Balickiego, Popławskiego czy Kozickiego. Była to wizja społeczno-gospodarcza Edwarda Gierka. Słuchając działaczy LPR w sumie można było dojść do wniosku, że jedynym defektem PRL był ten, że ówczesny socjalizm był budowany pod hasłami ateistyczno-internacjonalistycznymi. Gdyby tylko budować tenże socjalizm pod hasłami państwa katolickiego i narodowego, to byłoby to właśnie to, o co chodzi kierownictwu LPR.
W małych miasteczkach w Polsce – gdzie silne wpływy posiada SLD – zachowały się jeszcze gdzieniegdzie pomniki poległych za „wyzwolenie narodowe i społeczne”. To jest właśnie ta retoryka socjalistyczna i nacjonalistyczna pewnej epoki PRL, która wydaje się bliźniaczo podobna retoryce partii Romana Giertycha.
Cios drugi
W wywiadzie dla portalu prawy.pl, w rozmowie z Robertem Wyrostkiewiczem i Markiem Miśko – już po utworzeniu LiSa – Wojciech Wierzejski mówi: „Podział na prawicę i lewicę ukształtował się w dobie rewolucji francuskiej. Dziś już jest nieco anachroniczny. My, endecy, z serca zawsze poczuwaliśmy się do powinowactwa z szeroko rozumianą prawicą, ale zawsze nieodmiennie podkreślaliśmy, że są nam obcy zarówno kosmopolici lewicowi, socjaliści jak i internacjonaliści konserwatyści. Liga Polskich Rodzin odwołując się do tradycji Ruchu Narodowego, jest ugrupowaniem tradycjonalistycznym. Ważne są dla nas wartości takie jak tradycja narodowa, duma narodowa, wiara ojców, wartości rodzinne, monogamiczne nierozerwalne małżeństwo i obrona tegoż małżeństwa; tradycyjne wychowanie, surowa obyczajowość chrześcijańska, obrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Nie mniej jednak jest jeszcze bardzo ważny drugi element, a mianowicie interes narodowy – dobro narodu oraz element społeczny, czyli rozwój narodu rozumiany jako jego unarodowienie. Na początku lat 90. miały miejsce kongresy zjednoczeniowe ruchu narodowego. Pan Andrzej Lepper, wtedy jeszcze mniej znany przywódca Samoobrony uczestniczył w tych kongresach. Już wtedy akcentował mocne stanowisko w związku z prowadzoną przez Niemcy polityką oraz wypowiadał się krytycznie wobec ‘brukselskiej unii’. Wspólne poglądy wyrażamy od wielu lat (...). Polski Obóz Narodowy zawsze wystrzegał się klasyfikowania w kategoriach lewica i prawica. Zawsze mówiliśmy, że nie lewica i nie prawica tylko polski obóz narodowy”.
W tej wypowiedzi mamy rażącą sprzeczność. Jest faktem, że pojęcie „polski obóz narodowy” wprowadził do obiegu Jędrzej Giertych, który sprzeciwiał się pojęciom „prawicy” i „lewicy”. Pojawia się tylko pytanie, dlaczego tradycja endecka niezbyt chętnie akceptowała klasyczne podziały na prawicę i lewicę? Wynikało to przede wszystkim z faktu, że korzenie nacjonalizmu są jednoznacznie lewicowe. Nacjonalizm narodził się w czasie Rewolucji Francuskiej – rozumiano go wtenczas jako prawo suwerennego narodu do rządzenia państwem i prawo to uznawano za wyższe niż Boskie i historyczne prawa króla Ludwika XVI. Był tedy synonimem demokracji i walki o prawa wyborcze, a nie duchowej narodowej wspólnoty. Klasycy endeccy mieli pełną świadomość tego nieprawego (dosłownie i w przenośni) pochodzenia nacjonalizmu. Dlatego Roman Dmowski – zawzięcie krytykując światopoglądowy (antyklerykalny i liberalny) wymiar Rewolucji Francuskiej – doceniał jej rolę narodowotwórczą. Uważając, że nacjonalizm ma genezę lewicową sądził, że lepiej dla ruchu narodowego negować podział prawica-lewica, niż popaść w trudności z wpisaniem się w ten schemat z powodów historycznych.
I to była jedyna trudność. W praktyce endecja głosiła prawicową wizję państwa, kultury, ekonomii – i była partią prawicową, która zawsze w swojej historii współdziałała z innymi siłami prawicy gdy chodziło o kwestie ekonomiczne czy kulturowe (stricte polityczne niekoniecznie ze względu na stosunek części konserwatystów do Piłsudskiego). Jeśli na polu ekonomicznych przeżywała jakieś kontrowersje to wynikało to z wydarzenia bierzącego, jakim był Wielki Kryzys gospodarczy, gdy wielu ludziom (np. Adam Doboszyński) wydało się, że to nie krach giełdy, ale całego kapitalizmu. Na szczęście ta wizja nie sprawdziła się kompletnie i powody gorączki antykapitalistycznej ustały.
Jeśli weźmiemy do ręki broszurę Romana Dmowskiego „Kościół, naród i państwo” (którą Wojciech Wierzejski na pewno zna), to przeczytamy tam, że człowiek najpierw przynależy do wspólnoty katolickiej, a dopiero potem jest Polakiem, a więc interesy katolicyzmu są pierwsze w stosunku do interesów narodowych. Oznacza to uznanie zasad konserwatywnych za istotniejsze od zasady narodowej. Naród u Dmowskiego – co podkreśla wielu badaczy jego myśli – nie jest absolutem, ziemskim bogiem, przed którym składa się pokłony. Najpierw jest się katolikiem, akceptuje się zasady katolickiego prawa naturalnego, a dopiero potem jest się polskim nacjonalistą, który winien działać w ramach stanowionych przez zasady katolickie. I Wojciech Wierzejski do pewnego momentu głosi to samo, mówiąc „Liga Polskich Rodzin odwołując się do tradycji Ruchu Narodowego, jest ugrupowaniem tradycjonalistycznym. Ważne są dla nas wartości takie jak tradycja narodowa, duma narodowa, wiara ojców, wartości rodzinne, monogamiczne nierozerwalne małżeństwo i obrona tegoż małżeństwa; tradycyjne wychowanie, surowa obyczajowość chrześcijańska, obrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci”.
Jednakże po tej deklaracji idzie następna, zaczynająca się od charakterystycznych słów „nie mniej jednak”. Wedle klasycznych zasad perswazyjnych (tzw. NLP) jeśli nie chce się czemuś zaprzeczyć wprost, należy najpierw tę zasadę górnolotnie uznać i pochwalić, po czym powiedzieć „ale” i zacząć snuć wątpliwości. Rafał Ziemkiewicz znakomicie pokazał tę technikę w swojej książce o „Michnikowszczyźnie”: Adam Michnik nigdy nie mówi „jestem wrogiem lustracji”, lecz stwierdza „oczywiście jestem za lustracją, ale (...)”, po czym zaczyna mnożyć tyle wątpliwości, że po przeczytaniu artykułu do końca czytelnik dochodzi do przekonania, że lustracja jest niemożliwa i niesprawiedliwa. Wojciech Wierzejski czyni dokładnie ten sam zabieg NLP: najpierw wskazuje na prymat wartości endeckich (i konserwatywnych równocześnie), takich jak tradycja, religia, rodzina, obyczajowość, po czym wstawia owo „nie mniej jednak” (odpowiednik „ale”). Tym samym oddając hołd tym wartościom wprowadza nas do frazy z której ma wynikać, że w praktyce wyżej wymienione wartości wcale nie są najważniejsze. I tak rzeczywiście jest, gdyż Wierzejski po owym „nie mniej jednak” pisze, że „ jest jeszcze bardzo ważny drugi element, a mianowicie interes narodowy – dobro narodu oraz element społeczny, czyli rozwój narodu rozumiany jako jego unarodowienie”.
To stwierdzenie Wierzejskiego całkowicie zmienia wcześniejszą deklarację o prymacie takich konserwatywnych wartości jak tradycja, religia, rodzina, obyczajowość. Okazuje się bowiem, że to nie one stoją najwyżej w piramidzie imponderabiliów ruchu narodowego. Najpierw jest bowiem „interes narodowy”. Konia z rządem, kto mi powie na czym polega interes narodowy? Pozornie odpowiedź jest banalnie prosta: interes narodowy to to, co jest dobre dla narodu.
Tylko co jest dobre dla narodu?
Po pierwsze, interes narodu krótkofalowy i długofalowy mogą być ze sobą w sprzeczności. Jako pierwszy zauważył to bodaj Max Weber pisząc, że krótkofalowy interes ekonomiczny Niemiec wymaga sprowadzania do poznańskiego tanich robotników polskich z Kongresówki; ale interes długofalowy wymaga aby ich nie sprowadzać, gdyż obecność dodatkowych Polaków wzmacnia polskość na terenach objętych Kultrukampfem i germanizacją.
Po drugie, czy tenże interes narodowy wymaga aby Polska była monarchią, czy republiką? Byli nacjonaliści-monarchiści (Charles Maurras) i republikanie (Maurice Barres). Co jest bardziej narodowym rządem: republika czy monarchia? Inny przykład: czy interes narodowy wymaga aby państwo było katolickie czy laickie? Niby katolicyzm wzmacnia obyczaje „narodowe”, ale ma swojego przywódcę za granicą, poza obszarem narodowym. Byli tedy nacjonaliści poganie (Maurice Barres) i nacjonaliści-katolicy (szczególnie w Hiszpanii czy polscy młodoendecy). Czy interes narodowy wymaga aby kopalnie prywatyzować (z możliwością przejęcia ich w „obce ręce”) czy aby pozostawić państwowymi (i podatnik „narodowy” musi do nich ustawicznie dopłacać)? Byli wszak nacjonaliści o poglądach socjalistycznych w ekonomii (Adolf Hitler czy Benito Mussolini), ale byli i nacjonaliści wolnorynkowi (Popławski, Balicki, Enrico Corradini).
Dochodzimy tedy do wniosku, że określenie „interes narodowy” nic nie znaczy, a dokładniej – znaczy to, co prowadzący partię nacjonalistyczną politycy uznają za „narodowe” w swojej subiektywnej ocenie. Wojciech Wierzejski tę niepewność co jest interesem narodowym jeszcze wzmacnia stwierdzeniem, że interes ten to „element społeczny, czyli rozwój narodu rozumiany jako jego unarodowienie”. A, czyli dobro narodowe oznacza to samo co „element społeczny” czyli – jeśli dobrze rozumiem - „uspołecznienie”? Jeśli mnie pamięć nie myli, to ostatnio w Polsce „uspołecznianiem” własności zajmowała się PZPR.
Ale nie o PZPR tym razem chodzi, chociaż – jak już pisałem – model gospodarczy późnego PRL wyraźnie pokrywa się z idealnym ustrojem narodowym w gospodarce LPR. To stwierdzenie o „elemencie społecznym” ma nas wprowadzić do uznania, że istotą ruchu narodowego są hasła „społeczne”, czyli „socjalne”, czyli „socjalistyczne”. I w ten oto sposób dostrzegamy zbieżność pomiędzy hasłami „narodowymi” LPR i hasłami socjalistycznego populizmu „Samoobrony”.
Wedle Wojciecha Wierzejskiego, polski interes narodowy wymaga aby ruch narodowy porzucił wszystkie prawicowe pryncypia, które konstytuowały jego tożsamość przez 100 lat i przeszedł na pozycje socjalistyczno-populistyczne. W ten sposób, pod hasłami „interesu narodowego” i konieczności uspołeczniania, czyli „rozwoju narodu rozumianego jako jego unarodowienie” (cokolwiek by ta tautologia miała znaczyć) mamy stwierdzenie, że nacjonalizm jest tym samym co populizm i demagogia. No, a stąd już jest jasno i prosto do cytowanego na początku tego tekstu stwierdzenia, że „dla mnie najbliższą ideowo-programową partią jest Samoobrona”.
I dlatego nie jestem nacjonalistą
Nie jestem specjalnie zaskoczony wypowiedziami Wojciecha Wierzejskiego. On po prostu wyraża pewną tendencję tkwiącą u podstaw nacjonalizmu.
Pozwolę sobie w tym miejscu na osobistą dygresję. Rozstałem się z sympatią do nacjonalizmu pisząc moją ostatnią książkę, poświęconą nacjonalizmowi francuskiemu („Nacjonalizm francuski 1886-1940”, von Boroviecky, Warszawa 2007), gdyż pisząc ją zrozumiałem na jak niestabilnym systemie doktrynalnym zbudowano tę doktrynę. Ta niestabilność ma u swojego podłoża właśnie tenże „interes narodowy”. To w jego imieniu nacjonaliści przeistaczali się z ateistów w katolików i odwrotnie; z wolnorynkowców w socjalistów i odwrotnie; z republikanów w monarchistów i odwrotnie. Pisząc tę książkę zrozumiałem, że u źródeł nacjonalizmu nie ma stabilnego fundamentu filozofii politycznej; to ruch poruszający się swobodnie między ekstremami prawicy i lewicy, kapitalizmu i socjalizmu, demokratyzmu i autorytaryzmu, katolicyzmu i antyklerykalizmu. I to co dziś uznaje on za „antynarodowe” i sprzeczne z „interesem narodowym”, jutro może uznać za „narodowe”. Nie ma przy tym gwarancji, że za 10 lat nie obróci swojego poglądu o 180 stopni. Nacjonaliści francuscy np. od 1789 do 1940 przeszli fantastyczną ewolucję ze skrajnej lewicy na skrajną prawicę, ale brak stabilnej filozofii politycznej mógł popchnąć ich w dowolną stronę. Jedni wracali na lewicę, inni stawali się faszystami – i nadal uważali się za tych „prawdziwych” nacjonalistów.
Polski ruch narodowy zatoczył właśnie podobne koło. Narodził się przecież z romantycznej i rewolucyjnej tradycji powstańczej, która ok. 1905 roku – w obliczu rewolucji socjalistycznej – obrał kierunek na prawo i sojusz z konserwatystami; w latach dwudziestych uległ gwałtownej katolicyzacji, stając się partią klasycznej prawicy. To ta endecja, którą mamy przed oczami myśląc o prawzorze endeckim. Ale przypadek LPR pokazał, że tak jak endecja u swojego zarania bezustannie szła w prawo, w innych okolicznościach może gwałtownie przejść w lewo i współtworzyć LiSa z bolszewikami od Leppera. W imię „interesu narodowego” można uzasadnić absolutnie wszystko. W imię tegoż interesu można potępić demokrację i zapragnąć dyktatury; zażądać radykalnej prywatyzacji nierentownego sektora państwowego; chcieć uczynić z kraju państwo katolickie. Oto nacjonalizm prawicowy. Ale w imię tegoż samego „interesu narodowego” można chcieć oprzeć ustrój na zasadzie referendalno-plebiscytarnej; zażądać upaństwowienia gospodarki i usunięcia „kosmopolitycznego” katolicyzmu. Oto nacjonalizm lewicowy. Jego przykładem niechaj będzie Argentyna epoki Juana Perona.
I właśnie dlatego nie jestem nacjonalistą. Tradycja, prawo naturalne, rodzina, własność prywatna – oto zasady, które uważam za absolutne i które nie mogą być bronione lub atakowane w zależności od tego, czy ktoś uzna je za zgodne lub sprzeczne z „interesem narodowym”. Te wartości są wcześniejsze niż interes narodowy, gdyż wynikają z mojej wiary katolickiej. Jestem narodowcem o tyle, o ile ruch narodowy gotów jest te wartości podzielać; o tyle o ile tradycja narodowa, której ruch ten broni, pokrywa się z tradycją katolicką i równie katolickim rozumieniem prawa naturalnego. Nie jestem katolikiem czy wolnorynkowcem dlatego, że to jest zgodne z „interesem narodowym”. Byłbym apologetą Kościoła i zasady własności prywatnej nawet wtedy gdyby było to uznane za „antynarodowe”.
Przypadek LPR jest odmienny. Tu wszystkie zasady i pryncypia są o tyle ważne, o ile wymaga tego „interes narodowy”. Dziś kierownictwo tej partii uważa, że wszystkie zasady można wrzucić do kosza, gdyż „interes narodowy” wymaga, aby parę osób z kierownictwa załapało się do Sejmu w przyszłych wyborach. Nie wiem co to za „interes narodowy” – ja, Polak się z nim nie identyfikuję.
Adam Wielomski
www.konserwatyzm.pl