Adam Wielomski Adam Wielomski
143
BLOG

Ocena z religii

Adam Wielomski Adam Wielomski Polityka Obserwuj notkę 25
Lewicowi i liberalni dziennikarze oraz politycy dosłownie zionęli ostatnio nienawiścią na wieść, że biskupi domagają się aby ocena z religii była liczona do średniej ocen ucznia. Podnoszono przy tym faryzejski argument, że rzecz nie tkwi w samym fakcie, iż religia jest nauczana, lecz ma być liczona do średniej, podczas gdy jest to przedmiot fakultatywny. No właśnie: a dlaczego w ogóle religia jest przedmiotem fakultatywnym?
    
Aby wyjaśnić sprawę na samym początku: jako dogmatyczny wróg państwowego i przymusowego szkolnictwa na jakimkolwiek poziomie uważam, że to rodzice powinni decydować czy posłać dziecko w ogóle do szkoły, czy posłać je do szkoły z religią katolicką czy jakąkolwiek inną i czy, w konsekwencji, z religii w ogóle powinna być wystawiana ocena. Ale socjalistyczne „demokratyczne państwo prawa” opiera się na tym, że wie lepiej niż rodzice czego się mają uczyć ich dzieci. Skrajny centralizm demokratycznego państwa objawia się min. w tym, że państwo praktycznie posiada monopol edukacyjny i jedyne co mogą obywatele to decydować – za pośrednictwem Sejmu – o szczegółach powszechnego i przymusowego nauczania. W tym konkretnym wypadku postawiono nam pytanie: czy religia powinna być nauczana w szkołach i w jakiej formie?
    
Należy przede wszystkim zadać pytanie: co jest celem przedmiotu o nazwie „religia”? Jest nim danie uczniom w miarę wszechstronnej wiedzy na temat religii katolickiej (ewentualnie innego wyznania chrześcijańskiego). Zwracam uwagę na słowo „wiedzy”. Na lekcjach religii uczniowie zdobywają podstawy dotyczące historii biblijnej, dogmatyki, moralności, etyki, eklezjologii, prawa kanonicznego. Uczą się także najważniejszych modlitw, poszerza się ich wiedza na temat symboliki Mszy Świętej. Chciałbym w tym miejscu podkreślić: na zajęciach z przedmiotu religia uczniowie nabywają WIEDZĘ o religii katolickiej (lub chrześcijańskich wyznaniach „mniejszościowych” w Polsce). Jest dla mnie jasne, że na lekcjach tych nikt nie zostaje nawrócony (chyba, że dozna iluminacji, ale ta się może zdarzyć wszędzie), chyba, że poznanie nieznanej mu wiedzy o religii pozwoli mu następnie – w wyniku przemyśleń – uznać jej prawdziwość.
    
Pojawia się proste pytanie: po co komu ta wiedza? Jeśli jest katolikiem, to pytanie to jest chyba banalne: aby rozumieć co to znaczy być katolikiem, aby lepiej poznać Biblię, dogmaty, zasady moralne, etyczne, modlitwy, alby lepiej rozumieć Mszę Świętą i pełniej w niej uczestniczyć. Dla katolika jest to wiedza konieczna aby był katolikiem świadomym, a nie takim, co się przyznaje do religii wyniesionej z domu, o której jednak nie ma zielonego pojęcia.

Czy więc wiedza taka potrzebna jest nie-katolikowi, a szczególnie wyznawcy jakiejś religii pogańskiej, agnostykowi lub ateiście? Nie budzi mojej wątpliwości, że ta wiedza jest nie tylko potrzebna, ale wręcz konieczna. Postacie i symbole biblijne są elementem naszej kultury, wiedzy potocznej, wielu porównań funkcjonujących w języku polskim; niewiedza o niektórych elementach biblijnych może kompromitować; jeśli ktoś nie zgadza się z Kościołem katolickim, to przynajmniej powinien znać jego dogmaty, zasady moralne i etyczne. Umiejętność zachowania się w czasie Mszy Świętej to konieczność, gdyż nawet najbardziej zagorzały ateista czasami po prostu musi przyjść na katolicki pogrzeb, ślub czy chrzest i – nie rozumiejąc co się dzieje – wstaje, siada i klęka za innymi oraz udaje, że się modli poruszając ustami. Znajomość eklezjologii jest przydatna choćby w politycznej publicystyce. Przykłady można by tu mnożyć w nieskończoność. Prowadzą one wszystkie do jednego wniosku: brak znajomości religii katolickiej w kraju katolickim – takim jakim jest Polska – jest po prostu rodzajem analfabetyzmu i intelektualnego kalectwa.

Gdybym był ateistą, a oświata nie byłaby przymusowa, to mieszkając w Polsce bez wahania posłałbym swoje dziecko do szkoły, gdzie lekcje religii byłyby obowiązkowe. Gdybym ja – katolik – zamieszkał w Arabii Saudyjskiej to posłałbym swoje dziecko na lekcję islamu, aby nie było ono „intelektualnym kaleką” w dorosłym życiu, które spędzi prawdopodobnie pośród muzułmanów. Na lekcjach religii, powtórzmy raz jeszcze, uczeń nabywa WIEDZĘ o religii dominującej w danym kraju. Religia jest nieodłączną częścią kultury, która nas otacza.

Czy oceny z nieobowiązkowej religii powinny być wliczane do średniej? Źle postawione pytanie: w chrześcijańskiej Polsce religia powinna być normalnym przedmiotem obowiązkowym jak język polski, matematyka czy chemia.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się na www.prawy.pl

www.konserwatyzm.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka