Nareszcie!
Niemcy poznali się na rewizjonistycznych zapędach Eryki Steinbach, potępili ją, została pozbawiona wpływów politycznych w CDU. Wygląda to na obrót spraw bardzo korzystny dla Polski, ale nie musi tak być. Warto zobaczyć tę sprawę w nieco szerszym kontekście.
Na zamkniętym spotkaniu partyjnym chrześcijańskich demokratów, Eryka Steinbach obciążyła Polskę współodpowiedzialnością za rozpętanie II Wojny Światowej. Informacja o tym została przekazana do mediów drogą przecieku, wywołując zdecydowaną reakcję polskiego rządu i oburzenie niemieckich elit opiniotwórczych. Presja była na tyle duża, że pani Steinbach zrezygnowała z udziału we władzach rządzącej partii. Dodatkową okolicznością obciążającą okazała się krytyka pani Steinbach w stosunku do kanclerz Anieli Merkel za niedawne zdymisjonowanie z zarządu Bundesbanku Thilo Sarrazina. To była dymisja za bluźniercze poglądy. Ów (o ironio!) socjaldemokrata opublikował w sierpniu książkę pt. "Niemcy likwidują się same", w której wskazuje między innymi na trudności z integracją w Niemczech przybyszów (o ironio!) z okolic Bliskiego Wschodu. Thilo Sarrazin ostro wytyka problemy ekonomiczne i kulturowe związane z imigrantami w Niemczech i wskazuje, jego zdaniem, winnych. Swoje tezy próbuje podpierać odwołaniami do genetyki, sugerując gorsze genetyczne predyspozycje społeczne i intelektualne imigrantów i wskazuje na ich ogólną szkodliwość, co w Niemczech i nie tylko, budzi skojarzenia z nazistowskim rasizmem.
Książka Sarrazina wywołała w Niemczech burzę. Głosy potępienia elit i wiodących polityków zderzyły się z cichym poparciem dla tez Sarrazina ze strony znaczącej części rdzennych Niemców. Sam fakt, że ktoś z establishmentu ośmielił się napisać i wydać książkę o tak zdecydowanej wymowie, sprzecznej z podstawowymi zasadami społeczeństwa otwartego, jest już bardzo znaczącym naruszeniem niemieckich norm życia publicznego, to jak złamanie podstawowych tabu niemieckiego życia politycznego - zasady bezwzględnego odcięcia się od wszelkich nawiązań do ideologii narodowo-rasistowskiej i zakazu apologii nazizmu.
W tym właśnie miejscu, zaczyna się, jak sądzę, rosnący ból głowy kanclerz Anieli Merkel i europejskich elit politycznych. Problemy z integracją imigrantów, zwłaszcza z krajów muzułmańskich, są rzeczywiste. Rosną w niemieckim społeczeństwie napięcia, wynikające w części z tych niemal ignorowanych problemów, a w części z frustracji kryzysem gospodarczym. Radykalizacja nastrojów powoduje, że coraz trudniej jest wywierać skuteczną presję na polityków, by pomijali tw debacie publicznej problemy z imigrantami. Najważniejsze przykłady polityków europejskich budujących kapitał polityczny na podkreślaniu problemów związanych z imigrantami, to (zmarły) Joerg Haider w Austrii, Nicolas Sarkozy we Francji i Geert Wilders w Holandii. Każdy z nich zyskał dodatkowe poparcie wyborców dzięki wyrażnemu postawieniu problemu integracji imigrantów. Haider i Wilders spotkali się, jednak, z ostracyzmem ze strony europejskich elit politycznych, utrudniającym im spożytkowanie demokratycznie uzyskanego mandatu, Sarkozy, sam urodzony w imigranckiej rodzinie, wciąż potrafi poruszać się dość zręcznie w przestrzeni pomiędzy niezadowoleniem ludu wynikającym z ignorowania problemów, a oskarżeniami o faszystowskie ciągotki i barbarzyństwo.
Myślę, że zaskakująco ostry przebieg sprawy Eryki Steinbach tłumaczy obawa Anieli Merkel przed radykalizacją nastrojów społecznych w Niemczech i jej konsewkwencjami politycznymi. Reakcja na książkę Sarrazina uświadomiła niemieckim elitom politycznym niespodziewanie duży potencjał polityczny wynikający z niechęci do imigrantów. Konsekwencje tego spostrzeżenia są pewnie dość niepokojące, zwłaszcza dla tracącej poparcie chrześcijańskiej demokracji. Książka Sarrazina i wystąpienie Steinbach naruszają tabu. A kiedy ważne tabu polityczne upada, to rozwój wypadków staje się trudny do przewidzenia. Można się obawiać, że dojdzie do aktów agresji wobec imigrantów, a w konsekwencji zamieszek i dalszej eskalacji napięć, wzrostu znaczenia partii o programie nacjonalistycznym i otwarcie antyimigranckich. Dość długo tłumiony potencjał emocji może doprowadzić do dość poważnych wstrząsów społecznych i politycznych.
Niemiecki rząd usiłuje wyciszać emocje, zmniejszyć ich polityczne implikacje, ostro traktując każdego, kto naruszy tabu. Eryka Steinbach naruszyła go podwójnie: broniła rasistowskich ocen Sarrazina i użyła nazistowskiego usprawiedliwienia dla rozpoczęcia II Wojny Światowej. Taka postawa, mogła się spodobać wyborcom, zwiększyć ich poparcie dla CDU. Koszta tego poparcia mogłby się jednak okazać wysokie: z jednej strony, zwiększenie napięć wewnętrznych o podłożu narodowym i etnicznym (tym groźniejsze, że organizacje w rodzaju Al Kaidy mogą wykorzystać sytuację i podgrzać konflikt), nieprzyjemne zgrzyty w projekcie Unii Europejskiej (np. konflikt z Polską), a z drugiej, dalszy wzrost znaczenia Eryki Steinbach w CDU i możliwość stawiania coraz śmielszych żądań przez nią i przez jej ideowe zaplecze.
Eliminując panią Steinbach, CDU też zapłaci pewną cenę, ponieważ to usunięcie pozostawia wolną przestrzeń na prawym skrzydle CDU. Odchodząc, Eryka Steinbach dała hasło do budowy nowej, partii podobno konserwatywnej, a na pewno narodowej i, w znaczącym stopniu, antysystemowej. Aniela Merkel ma więc nie lada dylemat: czy odpowiedzieć na potrzeby wyborców i nadać swojej polityce bardziej wyraziście narodowy wymiar, czy ryzykować wzrost znaczenia radykalnej narodowej prawicy. Publikacja Sarrazina jeszcze podkreśla wagę problemu, bo łaczy on poglądy rasistowskie z korzeniami w partii z socjalizmem w nazwie. Aktywność Steinbach i Sarrazina to tylko pewne objawy nastrojów społecznych, które się radykalizują. Jeśli przyjdzie kolejna fala kryzysu gospodarczego, to z pewnością, te nastroje jeszcze się pogorszą. W czarnych scenariuszach, jeśli przydarzy się ostry kryzys gospodarczy, może to zagrozić tak spójności społeczeństw krajów europejskich, z liczną imigracją, jak spójności Unii Europejskiej.
Inne tematy w dziale Polityka