"Lech Kaczyński ma krew na rękach" - to zarzut Janusz Palikota wobec zmarłego Prezydenta z lipca tego roku.
Pan Janusz był łaskaw tak się wypowiedzieć:
"(...) odpowiedzialność moralną za śmierć tych dziewięćdziesięciu kilku ludzi na pokładzie Tu-154 ponosi Lech Kaczyński”. – To on przygotowywał ten wyjazd, skład delegacji, to on doprowadził do tego, że był rodzaj miękkiej presji, że musimy wylądować. – Lech Kaczyński ma na ręku krew tych ludzi, którzy zginęli w Smoleńsku."
(...)
"głupota, bezmyślność, pycha i egoLecha Kaczyńskiego doprowadziło do tragedii". - I mówię "nie" wykorzystywaniu tego do mitu założycielskiego obozu politycznego, że człowieka winnego śmierci robi się bohaterem i męczennikiem. Rodzina Kaczyńskiego powinna przeprosić rodziny poległych.
[...]
To było tuż po wyborach, ale pamiętam dobrze atmosferę tej smutnej, choć gorącej wiosny. To podskórnie obecne przekonanie o tym, że ofiary same się prosiły o katastrofę, że są same sobie winne, a z żywych najbardziej winny jest Jarosław Kaczyński. Programy telewizyjne i artykuły w gazetach sączyły te tezy systematycznie i skutecznie. Pan minister Sikorski posunął się nawet do tego, że podczas wizyty w USA, niedługo po katastrofie wyraził dość zdecydowane przekonanie, że winni są piloci Tupolewa. Byliśmy przekonywani, że rząd wybrał jedyny możliwy tryb badania okoliczności katastrofy.
Tak było do wyborów i potem, gdy rozpoczał działalność wyszydzany zespół Antoniego Macierewicza. W tym tygodniu, w niecałe 3 miesiące później, mamy lawinę informacji i przecieków, publikowanych przez te same media, które wiosną sprzyjały tezom, że wszystko było super, oprócz samych braci Kaczyńskich. Te aktualne informacje i przecieki wyraźnie malują zupełnie odmienny scenariusz, niż ten wiosenny. Widać rażące niedbalstwo, niechlujstwo, koniunkturalne podejście do kwestii bezpieczeństwa ze strony polskich i rosyjskich służb państwowych. Śladów nacisków na pilotów ze strony pasażerów trudno się dopatrzyć. Nie chciałbym być niesprawiedliwy, ale czuję to tak, że w budowaniu tego wiosennego scenariusza z oskarżonymi Kaczyńskimi w rolach głównych, uczestniczył w pewnym stopniu również aparat państwowy podległy rządowi.
I tak mi się zdaje, że trudno o bardziej cyniczne i podłe zachowanie, o większe znieprawienie władzy publicznej, niż wykorzystywanie wielkiej tragedii ludzi przeciw nim, połączone z niszczeniem ich dobrego imienia, w celu budowania własnej władzy politycznej.
Chyba już rozumiem, dlaczego ten krzyż na Krakowskim Przedmieściu był tak znienawidzony.
Inne tematy w dziale Polityka