Katastrofa w Smoleńsku to był szok. Szok, ból, smutek, poczucie, że stało się niemożliwe. Pytania, co się stało. Pytania i odpowiedzi. Odpowiedzi, które z jednej strony powodowały ulgę - to nie był początek otwartej wojny, a z drugiej, pogłębiały smutek. Pogłębiały go, bo sugerowały, że prezydent Kaczyński odpowiada za śmierć ludzi, którzy lecieli z nim do Smoleńska.
Co się dzieje z typowym umysłem ludzkim w sytuacji zaskakujące, nieprzewidzianej, budzącej silne emocje? Otóż, w naturalny sposób, taki umysł poszukuje wyjaśnienia, czegoś, co uporządkuje chaos. Człowiek się otwiera, bariery sceptycyzmu topnieją. Słucha się chętnie innych, którzy mają lepszy dostęp do informacji: czyli autorytetów w kwestii zdarzenia. Słucha się i się wierzy, bo na czymś trzeba się oprzeć budując swoją wersję zdarzeń. A wtedy, kto pierwszy ze swoją wersją, ten lepszy, bo potem, kiedy już pewna ramowa wersja wydarzenia zostanie wdrukowana, to umysł człowieka jej broni - broni, bo zmiana takiej wersji wymaga emocjonalnej i intelektuanej pracy. Podatność zszokowanego umysłu ludzkiego na wpływ innych jest podstawą dobrze znanej techniki manipulacji, opartej o zaskoczenie
Warto przyjrzeć się temu, jak informowano nas o tragedii w Smoleńsku zaraz po niej. W naturalny sposób, autorytetami których słuchaliśmy były źródła rosyjskie. To Rosjanie byli na miejscu, mieli wszelkie dane na temat ostatniej fazy lotu, ich rządowe służby zabezpieczały miejsce tragedii. W naturalny sposób, wybieraliśmy jako źródła informacji największe polskie media. Rosyjskie informacje i polski dobór i komentarz - one ukształtowały pierwotny obraz tragedii.
1. Cztery podejścia do lądowania. Pierwsze istotne informacje o przyczynach tragedii mówiły o silnej mgle i 4 podejściach do lądowania. Gdyby faktycznie zdarzyły się 4 podejścia, byłby to dowód niespotykanego wprost uporu, po najwyżej dwóch nieudanych podejściach piloci rezygnują. To by jednoznacznie przesądzało o winie pilotów, a właściwie kogoś, kto im nakazał zachowanie tak drastycznie sprzeczne z zasadami. Ten "news" już (może podprogowo) wskazywał winnego. Źródłem tej dezinformacji była rosyjska stacja telewizyjna: Rossija 24. Warto wiedzieć, że jest to stosunkowo nowa nazwa publicznej stacji telewizyjnej, działającej wcześniej jako Vesti TV, która powstała decyzją prezydenta Putina w 2006 i, z pewnością, powinna mieć najbardziej precyzyjne informacje z rosyjskich źródeł oficjalnych.
2. Dwa podejścia do lądowania. Informacje dziennikarskie o czterech podejściach, rozpowszechnione w Polsce przez TVN, (już wdrukowane i pracujące w naszych umysłach) zostały zdementowane wieczorem 10 kwietnia. Minister d/s nazwyczajnych Rosji, Siergiej Szojgu, sprawujący kontrolę nad badaniem katastrofy, mówił o już tylko dwu podejściach. Dwa podejścia też świadczą o uporze. Wdrukowany scenariusz działa dalej... a minister Szojgu musiał mieć wgląd w dane kontroli lotów. Wydaje się, że kłamał. Sprawa ilości podejść wyjaśniła się po paru dniach, kiedy scenariusz lądowania za wszelką cenę był już wdrukowany w głowach odbiorców.
3. Krnąbrni piloci. 10 kwietnia generał Aleksander Alioszin, zastępca szefa Sztabu Sił Powietrznych Rosji, mówił tak:
„Załoga zdecydowała, że wykona podejście do lądowania. Ostateczna decyzja [czy lądować, czy nie] zostanie podjęta podczas podejścia. To nie jest niezgodne z praktyką międzynarodową. Ostateczną decyzję o lądowaniu bądź odejściu na lotnisko zapasowe podejmuje kapitan samolotu. W odległości 1,5 kilometra [od pasa] grupa kierująca lotami zauważyła, że załoga zwiększyła pionową prędkość schodzenia i samolot zaczął schodzić poniżej wymaganej trajektorii lotu.Kierujący lotami dał rozkaz, by pilot wyrównał, a kiedy załoga nie wypełniła wytycznych, kilka razy wydał rozkaz odejścia na lotnisko zapasowe. Tym niemniej załoga kontunuowała zniżanie. Niestety skończyło się to tragicznie”.
(tekst na podstawie artykułu z Tygodnika Powszechnego: http://tygodnik.onet.pl/1,45900,druk.html )
Dziś wiemy, że to była prawie prawda. Prawie, bo interpretacja sugerowana przez tę wypowiedź jest oczywista: wieża nakazała przerwanie lądowania i ostrzegała, a piloci nie posłuchali. W istocie, ze stenogramów wynika, że komenda "101 - Horyzont!" padła gdy samolot zaczynał kosić drzewa. Ta wypowiedź potwierdziła wcześniejsze wyobrażenia odbiorców o upartych pilotach, łamiących wszelkie zasady. W istocie, ta wypowiedź niosła fałszywy przekaz.
4. Niekompetentni piloci. 10 kwietnia były też informacje z pierwszej ręki, z wywiadu kontrolera lotu, Pawła Plusina
http://wyborcza.pl/1,75477,7761099,Rozmowa_z_dyspozytorem__ktory_naprowadzal_Tu_154.html?as=2&startsz=x
Zarzucał pilotom kłopoty językowe, brak kwitowania wysokości (pytanie, czy ustalono taką procedurę), twierdził, że nie mógł zabronić lądowania, twierdził, że nie miał informacji o położeniu pionowym samolotu - wszystko z winy pilotów. Dziś wiadomo, że można było zabronić lądowania, wiadomo, że powinien działać tam radar, który daje informacje o wysokości lotu, niewyjaśniona pozostaje kwestia uzgodnionej wysokości decyzyjnej.
Do naszego scenariusza pasuje kolejny puzzel: piloci przestali słuchać wieży, robili po swojemu. W stenogramach tego absolutnie nie widać.
5. Syndrom VIPa. Kropkę nad "i" (dla wolno myślących) postawił, już nieoficjalnie, rosyjski ekspert rządowy od bezpieczeństwa lotów, pułkownik Wiktor Timoszkin. To rządowy ekspert były, co dodaje mu uroku: "były" można pominąć w relacji, a ma pełną swobodę wypowiedzi, bez konsekwencji prawnych, czy dyplomatycznych. Tak powiedział Timoszkin:
Wieża kontrolna powiedziała mu, żeby leciał do Moskwy lub Mińska. Jestem pewien, że pilot musiał powiedzieć o tym prezydentowi i uzyskał zdecydowaną odpowiedź, że samolot musi wylądować w Smoleńsku.
Puzzle prawie ułożone: satrapa Kaczyński sterroryzowł pilotów, którzy połamali wszelkie możliwe procedury i ponoszą bezpośrednią winę za katastrofę. tym bardziej to oczywiste, że zdarzył się bardzo niefortunnie rozegrany konflikt o lot do Tbilisi. Jakość lotniska, sprzętu i rosyjska obsługa nie budzi wątpliwości.
Sprawa na tyle jasna, że media zagraniczne relacjonują zdarzenie np. pod takim tytułem:
'VIP syndrome' and pilot error blamed for crash
President's anxiety about missing ceremony may have led to doomed landing
To artykuł z The Independent, z poniedziałku po katastrofie, w którym czytamy:
Alexander Alyoshin, deputy chief of the Russian Air Force's general staff, said the pilot had ignored several orders from air-traffic control not to land at Smolensk because of thick fog. "The head of the air-traffic control group gave a command to the crew to put the aircraft into the horizontal position, and when the crew did not implement this order, several times gave orders to divert to an alternative airport.
"Despite this, the crew continued the descent. Unfortunately this ended in tragedy."
The airport is a small, military facility that does not usually accept civilian craft. Aviation experts speculated that the pilots may have been ordered to land by the Polish President. "It's a clear case of VIP-passenger syndrome," flight safety expert Viktor Timoshkin told Komsomolskaya Pravda newspaper. "Air-traffic control told him to take the plane to Moscow or Minsk. I'm certain that the pilot will have told the President about this, and got a firm reply that the plane must land in Smolensk.
http://www.independent.co.uk/news/world/europe/vip-syndrome-and-pilot-error-blamed-for-crash-1942116.html
W skrócie, wersja Timoszkina jest uznana za obowiązującą. Gdyby ktoś uważał, że to tylko wyskok jednego medium, to jest i drugi, bardzo podobny artykuł, w The Sunday Times, z 11 kwietnia:
http://www.timesonline.co.uk/tol/news/world/europe/article7094338.ece
W tym artykule, oprócz wersji wyżej opisanej, prawdziwa perełka dezinformacji:
Russia Today and other television stations reported that even before the first attempt to land, the pilot had been dumping fuel — indicating some form of mechanical problem — so by the fourth attempt there was no alternative but to put the aircraft down.
Czyli, jeszcze żywa w niedzielę po katastrofie, rosyjska dezinformacja o 4 podejściach do lądowania, poprzedzonych zrzucaniem paliwa przez samolot.
6. Repetitio est mater studiorum. Puzzle właściwie ułożone, ale z czasem obraz może blaknąć. Warto uderzyć mocniej i odważniej, arogancko, bezczelnie, by obrazek wyłaniający się z podsuniętych puzzli dobrze się utrwalił. Pod koniec maja, na kilka dni przed publikacją stenogramów, (były) rządowy specjalista pułkownik Timoszkin mówi Komsomolskiej Prawdzie, że prawdopodobnie samolot pilotował generał Błasik:
My już od dawna mówiliśmy, że ktoś z osób postronnych mógł nie tylko znajdować się w kabinie pilotów, ale i usiąść za sterami. Dziś bez odpowiedzi pozostaje kilka ważnych pytań. Nie wiemy czy polski generał miał prawo do latania i czy miał on doświadczenie w pilotowaniu Tu-154.
Timoszkin uważa, że wiarygodna jest wersja, że to osoba postronna spowodowała katastrofę, a nie członkowie załogi. (Były) ekspert rządowy przypomniał też, że w Rosji w katastrofach lotniczych zginęło 4 gubernatorów i "We wszystkich przypadkach oni nakazywali pilotom wykonywanie pewnych manewrów". No, pilotujący generał Błasik to już jest wersja dla naprawdę odważnych i zaangażowanych, ale umysły odbiorców działają trochę w myśl zasady "prawda leży po środku". Co zostaje odbiorcy z lektury słów Timoszkina? Ano, pewnie coś takiego: "pilotować to raczej Błasik nie pilotował, ale pewnie dowodził lądowaniem". I tu, ciekawa sprawa, w tych samych dniach Edmud Klich daje wywiad w programie Teraz My, w którym dość teatralnie obwieszcza obecność generała Błasika w kokpicie:
http://www.youtube.com/watch?v=xbibQLCot5I
Stenogramy dają inny obraz sytuacji niż sztuczna emfaza pana Klicha, z którą podaje nazwisko generała Błasika.
To tylko najważniejsze przykłady fachowych dezinformacji i manipulacji w sprawie katastrofy smoleńskiej. Powoli mgła się rozprasza i widać obraz inny, niż wytworzony przez Rosjan zaraz po tragedii. Nie znamy jeszcze pełnej treści stenogramów, zapisów rozmów z wieży, być może, Rosjanie wiedzą coś, czego jeszcze nie ujawnili. Na razie jednak, wygląda na to, że pierwotnie narzucona odbiorcom wersja o rażących błędach i samowoli pilotów wywołanych wymuszonym przez Lecha Kaczyńskiego lądowaniem przy poprawnym zachowaniu kontroli lotów była fałszywa. Wersja, w której lansowaniu współdziałały swoimi interpretacjami polskie i zagraniczne media, teza, której sprzyjały też wypowiedzi Edmunda Klicha.
Trzeba zapytać:
Czy polskie służby państwowe wiedziały już wiosną, że tezy o syndromie VIPa i winie pilotów, których zmuszono do lądowania są prawdopodobnie fałszywe?
A jeśli tak, to czy zataiły tę wiedzę przed opinią publiczną ze względu na wybory prezydenckie?
Czy media w Polsce informowały o sprawie rzetelnie i rzetelnie ją badały, czy współdziałały w manipulacjach?
A na przyszłośc trzeba pamiętać, komu nie wolno wierzyć.
Inne tematy w dziale Polityka