Sceptyczny Wierzyciel Sceptyczny Wierzyciel
724
BLOG

Jeśli PiSu zabraknie

Sceptyczny Wierzyciel Sceptyczny Wierzyciel Polityka Obserwuj notkę 26

Czy Platforma Obywatelska jest w stanie przetrwać bez wroga?

   Mało jest okoliczności równie pożytecznych dla władzy, jak istnienie wroga. Wroga na tyle silnego, by móc nim straszyć i na tyle słabego, by móc nim gardzić. Wroga na tyle jasno określonego, by móc go spersonalizować i zdefiniować, a na tyle ukrytego i rozproszonego, by mógł być obecny w otoczeniu każdego i by moża było go tropić, a jego ukrytych sojuszników skutecznie eliminować. Wroga, który ma jakieś stygmatyzujące przewiny, najlepiej w części domniemane, bo domniemane działa na wyobraźnię silniej. Niejasne sytuacje bardzo sprzyjają rozbudzaniu emocji.

   Integrujące znaczenie wroga znają świetnie wszyscy profesjonalni politycy. Bismark zintegrował Niemcy, prowokując wojnę z Francją. Politycy totalitarni to klasyczne przykłady: posiadacze dla komunistów, komuniści i Żydzi dla nazistów - byli takim dyżurnym, integrującym większość, wrogiem. Władysław Gomułka straszył Polaków Niemcami. Nota bene, politycznie pożytki z istnienia wroga zna również Jarosław Kaczyński, który wroga upatrywał w Układzie, choć w cześci słusznie, to na grzbiecie tej słuszności, Układ zaczął pełnić tę symboliczną, integrującą politycznie funkcję.

   Jest już niemal truizmem, że środowisko PiS jest dla Platformy, Donalda Tuska i sprzyjającym im środowisk - wrogiem idealnym. Platforma wręcz starała się "stabilizować" siłę PiS na takim poziomie, by wciąż PiS stanowił potencjalne polityczne zagrożenie. Temperatura emocjonalna konfliktów jest umiejętnie przez Platformę regulowana.  Na przykład, po przerażającym dla Platformy wzroście popularności Jarosława Kaczyńskiego przed wyborami prezydenckimi, przyszły natychmiast po wyborach prowokacje Palikota i prowokacje za pomocą zdeformowanych przecieków z akt śledztwa smoleńskiego. Sposób rozgrywania przez PO i prezydenta Komorowskiego sprawy krzyża na Krakowskim Przedmieściu, ze współudziałem mediów, również sprzyjał eskalacji konfliktu. Jarosław Kaczyński, wbrew temu, co utrzymują jego krytycy, nie jest cynicznym, zimnym graczem. Mimo, że jest oczywiście zdolny do wyrafinowanych analiz i kalkulacji politycznych, jest politykiem dość podatnym na prowokacje, emocjonalnym, który właściwie zawsze odpowiada atakiem na atak. Prowokować go jest więc sprawą relatywnie łatwą, zwłaszcza, jeśli posiada się tak bogate, jak Platforma, instrumentarium mediów, specsłużb i werbalnych huliganów na wysokich stanowiskach partyjnych lub państwowych.

    Dzięki takiej definicji sytuacji, uwaga większości wyborców została przekierowana ze złożonych i trudnych kwestii jakości rządzenia i rozwiązań na kwestie emocjonalne: kto-kogo. Furda dług publiczny, furda rozkładająca się armia, furda taki, czy inny kontrakt gazowy na ćwierćwiecze: ważne, żeby NASI wygrywali z ONYMI. Tam, gdzie emocje są gorące, rozum milknie, rozmowa merytoryczna jest niemożliwa.

     Niestety dla wszystkich, ten konflikt wymyka się poza zaplanowane dla niego ramy. Jednym z widocznych, fatalnych, skutków jest zdecydowana przewaga myślenia partyjnego, nad państwowym w sprawie śledztwa smoleńskiego. W tym miejscu polityka rządu Platformy jest bardziej polityką antypisowską, prowadzoną wspólnie z rządem rosyjskim, niż propaństwową polityką polską, w której każda zewnętrzna próba dzielenia  Polaków winna zostać zdecydowanie odrzucona. Sprawa tragedii w łódzkim lokalu PiS także ma to piętno - prymatu interesu partyjnego nad rozwiązaniem wspólnego problemu: agresji społecznej i rosnącego podskórnie przyzwolenia na bezpośrednią przemoc. Temperatura konfliktu rośnie dalej, możliwa jest dalsza eskalacja.  A w takim wypadku, nie da się wykluczyć tego, że coś się załamie. Że stanie się coś jeszcze bardziej strasznego, że np. komuś po stronie PiS puszczą nerwy. Że cała sytuacja stanie się tak napięta, że dojdzie do realizacji skutecznego programu ostatecznej eliminacji PiS z życia publicznego. Nie, nie zorganizowaną przemocą. Ale kłamstwami, propagandą, aparatem przymusu, władzą nad mediami, rozszerzającym się mobbingiem za poglądy. Załóżmy przez moment, że tak będzie i że taka eliminacja PiSu się uda.

    Jak wyglądałby taki krajoobraz po bitwie, z rozbitym PiS? Mogłaby wreszcie zapanować polityka miłości? Moglibyśmy zacząć się cieszyć pokojem społecznym, świetnymi rządmi, zniknęłyby problemy państwa i ludzi, kryzys gospodarczy (może uderzyć ponownie) okazałby się niegroźny? Czy zniknęłbyby codzienne frustracje ludzi i potrzeba ich odreagowania? Czy zniknęłaby ludzka agresja i potrzeba igrzysk? Czy zniknęłyby różne niskie potrzeby, np. dowartościowywania się, tym, że się jest (cóż, że na ogół nie całkiem) od "moherów" bez porównania lepszym, mądrzejszym, cywilizowanym? Co zrobiłaby Platforma bez wroga, od którego istnienia uzależniony jest algorytm jej politycznego działania?

    Gdyby PiSu zabrakło, Platformie pilnie potrzebny byłby nowy wróg. Potrzebny, by podtrzymać temperaturę emocji, utrudnić racjonalny wgląd w materię rządzenia, zintegrować wyborców, stłumić konflikty wewnątrzpartyjne. Gdyby PiSu miało zabraknąć, gdzie mogłaby Platforma znaleźć kolejnych, odpowiednich wrogów? Imigrantów w Polsce jest mało, więc raczej nie tu. Zagranica odpada, to byłoby niespójne. Wydaje się, że najlepszym kandydatem na przyszłego wroga Platformy jest  Kościół katolicki i jego hierarchia. Winy już są szkicowane: sprzyjanie PiSowi, transfery majątku i wtrącanie się do spraw władzy. Relatywna słabość, ideologiczne oddzielenie, brak znaczących win, rozpowszechnienie i dobra "podkładka" już istnieją. Zwalczanie może być długie i pełne emocji. Tak, to wróg idealny. Przewiduję, że jeśli PiSu zabraknie, to kolejnym wrogiem, potrzebnym Plaformie do utrzymania władzy, będzie instytucja Kościoła i katolicyzm ludowy, publiczny.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (26)

Inne tematy w dziale Polityka