Sceptyczny Wierzyciel Sceptyczny Wierzyciel
919
BLOG

Nagi pomnik Leszka Balcerowicza

Sceptyczny Wierzyciel Sceptyczny Wierzyciel Polityka Obserwuj notkę 8

Gazeta Wyborcza i jej dziennikarze niedomiennie potrafią mnie zaskakiwać. Tydzień temu zaskoczył mnie Adam Michnik porównaniem PiS do KPP. Dziś powalił mnie wprost na plecy tekst Agaty Nowakowskiej i Dominiki Wielowieyskiej, zamieszczony w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" zatytułowany mocno:

"Bunt ekonomistów przeciwko rządowi? Pierwszy wystąpił Balcerowicz"

Tekst o... no właśnie, nie do końca wiem o czym. O problemach budżetu? O strategii rządu? O wspaniałości Leszka Balcerowicza? O tym, jak to się robi wśród salonowych elit? Dla mnie o tym ostatnim. 

    Lawinowo rosnący dług publiczny (w tym roku, ten wzrost ma osiągnąć około 100 mld zł, to więcej niż 10 tysięcy złotych na każdego pracującego Polaka) to bezapelacyjnie najbardziej wymierna porażka rządu Tuska i wymierny symptom populizmu i bylejakości merytorycznej obecnie rządzącej ekipy. Sprawa dotyczy wszystkich Polaków i ma kluczowe znaczenie dla sytuacji ekonomicznej obywateli dziś i w przyszłości. Jest to więc najpoważniejsza sprawa państwowa. Tekst publicystek Gazety Wyborczej opisuje meandry relacji Leszka Balcerowicza do tego wielkiego, państwowego problemu. Sądząc po tytule, artykuł miał dołożyc cegiełkę do pomnika Leszka Balcerowicza, jako wiodącego autorytetu ekonomicznego w Polsce. Pisząc swoisty panegiryk (a może apologię?), autorki nie zauważyły chyba,  że wpadając w familiarny i lekko plotkarski ton, wyrzeźbiły Leszka Balcerowicza, a przy okazji także rządzących polityków w mocno niekompletnej garderobie.

    Już sam tytuł jest demaskatorski: "Bunt ekonomistów przeciw rządowi". Kto się może buntować? Na pewno podwładny, raczej nie autonomiczny ekspert.  Wynikałoby z tego, że ekonomiści w Polsce postanowili zrzucić rządowe jarzmo i to, w istocie, potwierdza treść artykułu:

Leszek Balcerowicz, były wicepremier i prezes NBP, długo nie chciał być recenzentem rządu Donalda Tuska. Obaj grali w jednej drużynie. Ale po wyborach prezydenckich stanął na czele buntu ekonomistów: krytykuje rząd za zbyt wysoki dług publiczny i pozorowaną prywatyzację.

Nie recenzujmy, poczekajmy

Przez trzy lata niemal w każdym wywiadzie Balcerowicz powtarzał: "Nie chcę recenzować rządu". Ekipa Tuska, razem ze stojącym na czele Ministerstwa Finansów Jackiem Rostowskim - który kiedyś Balcerowiczowi doradzał - miała u niego duży kredyt zaufania.

"Po pół roku pracy rządu Platformy i ludowców nie chcę dołączać do głosów pospiesznej krytyki - wolę poczekać na konkrety" - to wypowiedź dla "Faktu" z 2008 r.

No tak, grali w jednej drużynie, więc Leszek Balcerowicz nie recenzował i czekał na konkrety. Chyba nie jest z nich zbyt zadowolony.

    W artykule, autorki opisują historię wzajemnych relacji rządu, ekonominstów i Leszka Balcerowicza. Przypominają krytykę znakomitego ekonomisty Stanisława Gomułki, który odszedł z rządu już w 2008 roku, mówiąc:

Jest ogromna presja ze strony polityków, by dużo mówić o rzeczach, które oni uznają za politycznie "dobre", chwytliwe dla wyborców, np. o obniżaniu podatków. W ogóle nie było zainteresowania wśród ministrów i polityków dyskusjami o tym, jak kontrolować wzrost wydatków, jakie reformy wprowadzać, by ten wzrost wyhamować.

   Wspomniany jest list 10 znanych ekonomistów, w tym znakomitego Krzysztofa Rybińskiego, z grudnia 2009, apelujący o reformy hamujące narastanie długu. List nie wywarł wpływu na politykę rządu, minister Rostowski nie wdrożył żadnych reform, stworzył budżet z deficytem finansów publicznych w wysokości 80 mld zł, wiedząc z góry, że będzie jeszcze gorzej, jak sam ostatnio przyznał. Leszek Balcerowicz listu nie podpisał, milczał, lub pisał z lekka aluzyjne artykuły:

Balcerowicz nie podpisał tego apelu, ciągle jeszcze nie dołączał do chóru krytyków, choć coraz ostrzej mówił w wywiadach. Na tę krytykę odpowiedział na początku roku, w wywiadzie dla "Gazety" szef doradców premiera Michał Boni, mówiąc, że ci, co nie dostrzegają osiągnięć rządu, mają chyba "ptasi móżdżek". Sam premier Tusk kilka razy rzucił uwagę o "pseudoekspertach" bez wymieniania nazwisk.

Widać przy okazji, że na eksplozje języka miłości polityków Platformy może zasłużyć nawet  żyrant ich polityki, jeśli zacznie mieć wątpliwości.

W tym czasie, dawniejszy uczeń Leszka Balcerowicza, Krzysztof Rybiński, dwoił się i troił alarmując opinię publiczną  o narastającym lawinowo długu, zyskując sobie uwagę i niechęć samego premiera Tuska. Ukrytą przyczynę tej pasywnej postawy Leszka Balcerowicza znów demaskują autorki:

I dlatego rząd Tuska postanowił wykazać się aktywnością, by "odzyskać" dla polskiego kapitału bank BZ WBK. Miał go kupić państwowy gigant PKO BP.

I tego Balcerowiczowi było już za wiele. Poczekał do wyborów prezydenckich i ogłosił swoje credo w "Gazecie".

No tak, wszystko jasne, grali w tej samej drużynie i były wybory, stąd ta długotrwała pasywność. Jak widać, tytuł, sugerujący, że Leszek Balcerowicz prowadzi bunt ekonomistów jest wprost kabaretowy, Leszek Balcerowicz jest w stosunku do środowisk ekonomicznych spóźniony w swojej krytyce co najmniej o rok. Przez długi czas de facto wspierał te działania, które są źródłem dzisiejszych problemów.

     Tekst pań Nowakowskiej i Wielowieyskiej zawiera więcej państwowo-towarzyskich smaczków, opisów uroczych wypominanek, wzajemnych pretensji i mrugania okiem. Np. tutaj:

Balcerowicz i FOR mają własną receptę dla rządu: likwidacja przywilejów emerytalnych mundurowych i górników, reforma KRUS, podniesienie wieku emerytalnego, wstrzymanie podwyżek dla nauczycieli, likwidacja ulgi prorodzinnej. Bo rządowi nie grozi już weto prezydenta, droga do reform jest więc otwarta. Większość ekonomistów przyznaje mu rację, sporne jest tylko tempo realizacji tych postulatów.

Ludzie Tuska powtarzają więc: liczy się dłuższa perspektywa i stopniowe reformowanie. Rąbanie siekierą przyniesie więcej szkód niż pożytku.
I powtarzają - choć oczywiście nieoficjalnie: "Jaki idiota robi radykalne cięcia tuż przed wyborami?". Puszczają oko do dziennikarzy: po wyborach pewne rzeczy ruszą z kopyta, ale teraz nie możemy o tym mówić, ale się przygotowujemy.

    Tę banalną prawdę: że rząd pozwala na lawinowy wzrost długu publicznego, by utrzymać popularność, wykłada wprost minister Rostowski:

Racje rządu: Trzeba wygrywać wybory

Ale Rostowski przekonuje w wywiadzie dla "Polska the Times": - Co z tego, że rząd Buzka, w którym był Balcerowicz, przeprowadził np. reformę zdrowia? AWS i UW przepadły w następnych wyborach, a nowa ekipa SLD do spółki z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim reformę zdrowia kompletnie zrujnowała.

Uznając racje Balcerowicza i potrzebę reform, trzeba jedno przyznać: Balcerowicz wybory przegrywał. Platforma na razie je wygrywa.

Nie ma to jak szczerość, a podatnik nie zając, tak łatwo nie ucieknie, za długi rządu Tuska przecież chętnie zapłaci... w końcu chcącemu nie dzieje się krzywda.

Czytając ten familiarny artykuł z życia wyższych sfer polityczno-gospodarczych, zastanawiam się, czy autorki tekstu obnażają Leszka Balcerowicza i polityków rządowych celowo, czy wskutek zaślepienia arogancją i samouwielbieniem naszych salonowych elit. Przecież ten tekst jest, w istocie, portretem cynizmu, kolesiostwa, oportunizmu, braku etyki zawodowej  i zakłamania. Król jest nagi. Co gorsza, nagie są też autorki, które dały swojemu tekstowi absurdalny tytuł, zakłamujący zasadniczo fakt, że Leszek Balcerowicz wlecze się w ogonie buntu ekonomistów przeciw populistycznej i nieodpowiedzialnej polityce rządu, a nie jest na jego czele.


Link do artykułu:

wyborcza.biz/biznes/1,101716,8526383,Bunt_ekonomistow_przeciwko_rzadowi__Pierwszy_wystapil.html

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka