To był niespotykany w Polsce po 1989 r. tygiel fanatyzmu (co chwila ktoś z broniących krzyża atakował nas antysemickim tekstem), manipulacji (tak jak dziś
Zbigniew Ziobro, używano sobie wtedy do woli słów Jana Pawła II "Brońcie krzyża") i medialnego widowiska (co kilka dni główny obrońca Kazimierz Świtoń organizował konferencje prasowe i zapraszał na wkopanie kolejnego krzyża).
Tamta obrona krzyża z każdym dniem zamieniała się w haniebną farsę - z rzekomym zaminowaniem się przez Świtonia na finał.
Ale w końcu rząd Jerzego Buzka i Kościół pokazali, że można rozwiązać chorą sytuację, w której ktoś instrumentalizuje symbol religijny w miejscu, które wymaga ciszy, nie wojny. Choć o wiele za późno, krzyże ze żwirowiska w porozumieniu z ordynariuszem bielsko-żywieckim bp. Tadeuszem Rakoczym przeniesiono (zwłaszcza że zbliżała się pielgrzymka Jana Pawła II). Sprawa ucichła w kilka tygodni, Świtoń popadł w zapomnienie.
Dziś Kancelaria Prezydenta i warszawska kuria nie muszą wymyślać prochu, tylko - choć brzmi to paradoksalnie - wziąć przykład ze żwirowiska. I jak najszybciej przenieść krzyż w godne, wskazane przez Kościół miejsce.
Jeśli tego nie zrobią, tląca się na razie obrona krzyża na Krakowskim Przedmieściu zamieni się w podobną farsę, o której będą mówiły media całego świata. Wiadomo, kto spróbuje na tym zyskać - politycy grający tragedią smoleńską, dla których krzyż pod Pałacem będzie jedynie narzędziem mobilizacji zwolenników (już widzę te konferencje prasowe pod krzyżem). Wiadomo też, kto straci - państwo i Kościół, których obowiązkiem jest nie dopuścić do manipulowania tym krzyżem i tą tragedią.
XXX
*Oświęcimskie Żwirowisko
To trawiasty teren w sąsiedztwie Muzeum hitlerowskiego obozu Auschwitz-Birkenau otoczony z każdej strony skarpami i płotem. Na środku ośmiometrowy krzyż, zwany papieskim (był elementem ołtarza, przy którym na terenie byłego Auschwitz II-Birkenau modlił się w 1979 roku, podczas pierwszej pielgrzymki do kraju,
Jan Paweł II. W 1988 roku, za zgodą Kościoła katolickiego, krzyż został przeniesiony w procesji na Żwirowisko, gdzie podczas wojny Niemcy rozstrzelali 152 polskich więźniów politycznych). Dalej budynek tzw. starego teatru. Tam jeszcze kilka lat temu był klasztor Sióstr Karmelitanek, przeniesiony w 1993 roku.
W 1998 roku akcję "obrony krzyża na żwirowisku", którego usunięcia domagały się środowiska żydowskie (traktują one cały teren b. obozu jako żydowski cmentarz), rozpoczął Kazimierz Świtoń - w latach 70. działacz niezależnych Wolnych Związków Zawodowych, były poseł Ruchu dla Rzeczypospolitej ze Śląska (w sierpniu 1995 r. zasłynął z opublikowania listy polityków pochodzenia żydowskiego). Wraz z innymi obrońcami rozstawił cztery namioty, sam mieszkał w największym, pomarańczowym.
Świtoń najpierw ogłosił głodówkę, a potem rozpoczęła się akcja stawiania kolejnych krzyży. Świtoń wiele razy powtarzał, żeby przynosić jasne krzyże, bo je lepiej widać. W sumie stanęło ich tam kilkaset.
Pod koniec maja 1999 roku Świtoń ogłosił, że ma ładunek wybuchowy. Groził jego odpaleniem i został zatrzymany. W tym czasie ówczesny szef
MSWiA Janusz Tomaszewski wydał tzw. rozporządzenie wykonawcze do ustawy o ochronie b. niemieckich obozów zagłady, które pozwalało na przejęcie przez państwo kontroli nad żwirowiskiem. Decyzję o wywiezieniu krzyży podjęli wspólnie premier Jerzy Buzek, wicepremier Tomaszewski, wiceminister MSWiA Piotr Stachańczyk, szef kancelarii premiera Jerzy Widzyk oraz zastępca komendanta głównego policji Ireneusz Wachowski. Byli w kontakcie telefonicznym z biskupem diecezji bielsko-żywieckiej Tadeuszem Rakoczym.
W nocy z 28 na 29 maja na żwirowisko przyjechało ok. 150 żołnierzy z Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych z województwa śląskiego. Około 4 nad ranem zaczęli wynosić krzyże i układać je na ciężarówkach, którymi przyjechali. Przewieziono je na plac obok klasztoru Franciszkanów w Harmężach, kilka kilometrów od Oświęcimia. Na miejscu pozostał tylko krzyż papieski.
Rano na placu modlitwę odprawił bp Rakoczy. Razem z szefem kancelarii premiera złożył kwiaty i zapalił znicz pod krzyżem papieskim.
pen