aleksander newski aleksander newski
248
BLOG

Republika to dziwka

aleksander newski aleksander newski Polityka Obserwuj notkę 0

...la vieille putain agonisante, la garce vérolée, fleurant le patchouli et la perte blanche, la République toujours debout sur son trottoir. -Robert Brasillach

 


Jeszcześmy się nie otrząsneli po mrożącej krew w żyłach historii smoka wawelskiego, planującego wysadzić sejm w Warszawie, a już wypada nam ostentacyjnie bulwersować się słowami pana Grzegorza Brauna, który wpadł na pomysł fizycznej likwidacji szlachetych autorytetów, uczciwych dziennikarzy i wszystkich innych człowieków honoru. I zapewne słowa te nie uszłyby mu płazem, gdyby nie dodał jeszcze, że demokracja i pacyfizm to przesądy. Teraz już wiadomo, że wariat, bo który normalny człowiek mówi coś takiego? Uczone consilium rozpozna zapewne paranoję kontrewolucyjną, w której leczeniu nasz nieszczęśliwy kraj ma pewne doświadczenie. Świętym oburzeniem zawrzały duchowe dzieci nieżyjącej już ojczyzny pokoju. W końcu ich ojcowie, zachęcani przez Wielkiego Stalina, tyle starań dołożyli, żeby w Polsce nie było już ludzi takich jak pan Braun, a tu masz! Zapluty karzeł reakcji znów podnosi głowę. Co czynić?

 



Posłano już zapewne do świętych wyroczni po odpowiedż na to pytanie. Święte wyrocznie muszą z wielką troską patrzeć na to co się dzieje w naszym kraju i mają chyba dla nas jakiś plan stabilizacyjny. Ktoby go teraz nie przyjął z wdzięcznością, kiedy wydarzenia same z siebie układają się w sposób, który konsekwentnie prowadzi do potrzeby interwencji siły wyższej? Ja sam, jak każdy skromny obywatel,  z przerażeniem wracam myślami raz jeszcze do tamtego czarnego tygodnia. Jakiś szaleniec ośmielił się pogrozić palcem władzy ludowej, a nawet miał zamiar podnieść na nią całą rękę, szczęśliwie mu ten palec przycięto. Niepoczytalny ów człowiek, zapewne na usługach ojca Rydzyka i Watykanu, zamierzał przynieść pod sejm (o zgrozo!) cztery tony czegoś trotylopodobnego i zdetonować to w chwili, kiedy znajdowałby się tam czcigodny premier Tusk i wielce szanowany prezydent Komorowski. Kiedy o tym po raz pierwszy czytałem o mało nie zakrztusiłem się herbatą. Przeczytałem ponownie: włos zjeżył mi się na głowie - jak powiada Wergiliusz - a głos uwiązł w gardle, zupełnie jak Eneaszowi, wspominającemu w obecności Dydony wypadki trojańskie. Zbudziły się jednak w mym sercu wątpliwości. Któż byłby tak nierozumny, aby chcieć wysadzić z wózka naszego pociesznego prezydęta - gapę, którego - jak wiadomo - wszyscy w naszym kraju bez wyjątku szanują i kochają. Czyżby komuś nadmiar miłości w tym stopniu uderzył do głowy, że byłby gotów popełniać niewyobrażalne głupstwa? To się zdarza bardzo młodym ludziom, ale wystawiony jeleń, pardon, ów grożny terrorysta, to niby zupełnie stateczny człowiek w odpowiedzialnym wieku. Moje wątpliwości pogłębiło jeszcze i to, że wiadomość bardzo szybko poprzez światłowody obiegła cały światłogród, gotowe były już wątki i poszlaki, zupełnie jakby ktoś chciał nadać im status prawdy objawionej, lekkostrawnej dla umysłu statystycznego światłogrodzianina.



Nie musiałem nawet doczytywać do końca, aby móc sobie z pamięci wyrecytować resztę. Na pewno to jakiś ksenofob, antysemita, czciciel oślej głowy, pożeracz małych dzieci i zatruwacz publicznych studni. Ach i jeszcze to! Devastator rei publicae, burzyciel republiki! Koriolan z atrapami granatów w kieszeni, zużytych baterii i ładowarki od telefonu, a za nim brunatny zastęp duchowych spadkobierców wuja Adolfa, z antyżydowskimi hasłami na ustach, listami proskrybowanych i planem urządzenia Kryształowej Nocy. Czy to nie oni przypadkiem dwa tygodnie temu nawoływali do obalenia republiki? Ależ nie! - grzecznie protestują. - Wzywaliśmy do obalenia republiki okrągłego stołu. Jesteśmy ludżmi kulturalnymi i nie rzucalibyśmy tak wulgarnych haseł. Z ulgą odetchnęło wtedy całe stronnictwo republikańskie. Oddając nastroje prawicowych publicystów pan Terlikowski stwierdził, że gdyby narodowcy wzywali do obalenia republiki to byłoby to haniebne, niegodne i obrzydłe niebu, ale jako że wzywali do obalenia republiki okrągłego stołu to są cacy. Pozwolę się z panem Terlikowskim nie zgodzić. Chlubienie się tradycjami republiki i parlamentaryzmu w kraju, którego samorozwiązanie zostało już raz w przeszłości przegłosowane sejmową większością to bardziej czarny humor niż dobry zwyczaj. Lepiej byłoby odwoływać się do Skargi, który piętnował demokrację i wychwalał władzę jednostki.Narodowcom się nie dziwię. Poza systemem republikańskim nie mieliby raczej racji bytu, a przecież nikt nie chce podcinać gałęzi, na której sam siedzi. Przypuszczam jednak, że dla pewnej części Polaków numer nie ma specjalnego znaczenia, ani to czy będzie to republika okrągłostołowa, piąta czy dziesiąta. Podobno grzechem tego burleskowego terrorysty, w którego tożsamość mamy wierzyć, było to, że odrzucał on całą klasę polityczną. Sacre bleu! Przecież to jest przypadek jednej trzeciej Polaków! I myślę, że gdyby ktoś faktycznie wysadził sejm to całkiem sporo ludzi wcale by się tym nie przejęło. Bo bardzo wielu ma - mówiąc brzydko - w d... nie tylko demokrację ale i republikę.. (Kiedy skończy się wreszcie z tymi wyziewami uperfumowanego ścierwa, jakie wydziela jeszcze ta stara dziwka w agonii, syfilityczna zdzira zalatująca szczwołem i rzerzączką, Republika, zawsze leżąca na jego drodze? Ona zawsze tam jest, brudna, sucha i pomarszczona, u jego bramy, pod progiem, w otoczeniu swojego miotu i jej młodych, którzy są równie zawzięci jak ci starzy. Oddała im tyle przysług, przyniosła im tyle mamony w swoich podwiązkach: jakże mieliby teraz serce, aby ją opuścić, pomimo jej ropni i upławów? Oni są nią przegnici aż do kości).

 


Nie będę płakał ani po obalonych republikach, ani po wysadzonych sejmach. Oczywiście wiem, że nikt nie ma tego zamiaru robić i całą sytuację należałoby umieścić w konwencji groteski, jak całe życie publiczne naszego uciemiężonego kraju, ale kiedy pomyślę, że reżyserom tego spektaklu wcale nie chodzi o dobry humor widzów, ale o coś zupełnie innego, to nie jest mi do śmiechu. Bo niby o co? Nie przypuszczam u autorów scenariusza inwecji na miarę Hitchcocka i nieprzewidywalnego zagmatwania akcji, dlatego obstawiam, że w następnym akcie, skoro już zjawili się burzyciele republiki, wystąpią jej obrońcy, jak generał Jaruzelski w 1981 roku. Ale naprawdę niepokoi mnie jeszcze co innego. Biorąc pod uwagę szybką putinizację republiki i wzorce płynące z republiki sąsiadującej, na groteskowym sejmoburcy może się nie skończyć. Kto wie czy tym łajdakom nie przyjdzie do głowy zorganizować prawdziwy zamach, w którym zginą niewinni ludzie, tak jak, prawdopodonie, zrobili już w Rosji zausznicy Putina?

 


Nie piszę o tym zreztą jak o czymś niesłychanym. Każdy ustrój ma swoje wynaturzenia i produkuje charakterystyczne grupy ludzi. I nie oczekuję żadnych cudownych rozwiązań, wiem że żaden najwybitniejszy polityk nie wykorzeni pewnych patologii, bo słaba jest sama natura ludzka. Prawdziwy problem leży bowiem w ustroju, który wynosi na piedestał miernoty i słabe charaktery, a pogrąża wszystko to co szlachetne. Problem leży właśnie w republice, demokratycznej i liberalnej dla której nie ma dziś na pozór jakiejkolwiek alternatywy.

 


A tak w ogóle, czym jest owa republika, ta zwłaszcza, o której mówimy w nowoczesnym sensie tego słowa, demoliberalna i bezbożna, nastawiona wrogo do kultury, historii i dziedzictwa własnego narodu? Wybieram sobie garść cytatów z Maurrasa, z zapisków które powstały dokładnie sto lat temu, w 1913 roku, w odniesieniu do Francji tamtego okresu:

 



Można zdefiniować prawdziwą Republikę, taką jaką ona faktycznie jest, jako panowanie interesów, namiętności, woli poszczególnych partii ponad wyższym interesem narodu francuskiego.


Jest ona trwałą niemożnością reform i nieustannym spiskowaniem przeciwko dobru narodu.


Republika jest wielką pożeraczką ludzi. Dzieli ich na pół albo na ćwierci, potem odrzuca, a oni regenerują się w milczeniu bądż w opozycji, jako poszczególne członki albo i całe organy, przetrawione w ten sposób. Po czym, skoro zgromadzenie bądż naród napije się wody z Lethe, pojawiają się znowu bardziej lub mniej odświeżeni, aby czynić nowe szkody.

 

 

Nie mam więc żadnego sentymentu do republik partyjnych i parlamentarnych, podobnie jak Maurras i jego następcy. W Europie demokracja liberalna jest już w defensywie i zapewne w najbliższym ćwierćwieczu zbankrutuje tak jak komunizm i faszyzm. Co wtedy? Powrót królów? W republice głos rozsądku jest zwykle zakrzykiwany. A to oznacza, że może narodzić się jakiś nowy totalitaryzm, jeśli prawica nie zagospodaruje pustki po demoliberalnym lewiatanie. Nie jest dobrze, że nie mamy w praktyce żadnego ugrupowania kontestującego system republikański, że monarchizm niemal zniknął ze sceny politycznej. Ustrój, wobec którego nie ma alternatywy, który nie czuje za sobą oddechu konkurencji, rozkłada paraliż i degeneracja, czego jesteśmy dziś świadkami. Jeszcze w pierwszej połowie ubiegłego wieku w Europie istniał dobrze zorganizowany ruch antyrepublikański. Dziś nawet we Francji jest to nurt mało wyrażny, a przecież tam tradycja szczególnie  zobowiązuje. A bas la Republique! - z tym okrzykiem na ustach tłukli rebeliantów Wandejczycy i nim prowokowali mieszczaństwo członkowie Action Francaise. Zresztą, we Francji Republika jest faktycznie dyktaturą masońską, tak jak u nas jest oligarchią postpartyjnych aparatczyków i ich akolitów z każdej półki (może stąd dzisiejsze zawołanie także z innej strony: a bas la Republique! Vive la democratie!).
 

 


Istnieje natomiast popyt na fakcje republikańskie, demofilne i silnie laickie, ale które dają nadzieję na to, że z czasem się zradykalizują i przesuną na pozycje zachowawczo - kontrewolucyjne. Zdarzają im się nawet flirty z rojalistami, jak francuskim nacjonalistom. Front Narodowy od wielu lat pozostaje liczącą się siłą polityczną, a Marine Le Pen, córka tego samego Jean Marie Le Pena, który chyba jako jedyny ma odwagę cytować w publicznym radiu Brasillacha, zdobywa w wyborach prezydenckich trzecie miejsce. Zawsze żałowałem, że u nas w Polsce nie ma takiego Frontu. Ale jest to chyba w Europie jedyna nie wykastrowana partia prawicowa, która nie boi się odwoływać do haseł narodowych, a mimo to nie traci na popularności. Rien ne sera plus jamais comme avant - nic więcej nie będzie takie jak przedtem - oznajmiła Marine Le Pen w kwietniu, na wieść o zajęciu trzeciego miejsca w wyborach prezydenckich. Dziś jesteśmy jedyną prawdziwą opozyzją wobec lewicy - ultraliberalnej, pozbawionej zasad i libertyńskiej. Jesteśmy falą, przed którą drży system! Bitwa o Francję dopiero się zaczęła.



"Fala, przed którą drży system"(la vague qui fait trembler le système), czy to nie całkiem podobne do tego junackiego "obalimy repulikę"? Bez względu na to ile jest w tych słowach pozy, a ile prawdziwych przekonań, Marine Le Pen nie zabrakło rozmachu ojca i udało się przełamać monopol systemu.

 


Czas i u nas na żmudny wysiłek budowy ruchu oporu, który doczeka się może podobnego sukcesu. Wypada też naszej rodzimej prawicy polecić lekturę Brasillacha, z której dowie się, że demoliberalnych, lewicowych  republik się nie obala, wystarczy je co najwyżej dobić. Bowiem i  ta okrągłostołowa ladacznica, podszywająca się pod Rzeczpospolitą, która przywłaszczyła sobie jej zasługi i dobre imię, i która od dwudziestu lat łajdaczy się z kim popadnie, nieraz za pieniądze, a nieraz zupełnie darmo, ta syfilityczka zaczyna już zdychać. Jeszcze próbują nam wmawiać co innego kręcący się wokół niej alfonsi, jeszcze jej bękarty - czerwone królewięta - dopychają kiesy. Ale i oni czmychną, skoro zrozumieją, że nic już nie powstrzyma agonii, a odór trupa stanie się nieznośny. Wtedy może nareszcie doczekamy się, że prawdziwa Polska wyjdzie z lochu, ta o której mówiono nam, że już umarła albo że siedzi gdzie na wpół oszalała, brzydka panna, za którą czerwone bękarty nigdy nie mogą się dosyć nawstydzić. Po nich zostanie tylko smród, który będzie trzeba wywietrzyć.






 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka