fot. X
fot. X

Awantura z Bąkiewiczem w Sejmie. Wicemarszałek groziła interwencją służb

Redakcja Redakcja Sejm i Senat Obserwuj temat Obserwuj notkę 53
Pojawienie się związanego z Suwerenną Polską Roberta Bąkiewicza w Sejmie wywołało niemałe zamieszanie. Działacz narodowy wszedł na salę obrad czym rozsierdził prowadzącą posiedzenie. Wicemarszałek Monika Wielichowska zwróciła się do niego, że "nie jest on posłem" i "nie jest uprawniony do przebywania na sali posiedzeń". Gdy mężczyzna zaczął krzyczeć to zagroziła: "Bo wezwę Straż Marszałkowską!".

Bąkiewicz wszedł na salę posiedzeń i wywołał awanturę

Sprawę opisuje m.in. portal Onet.pl. W momencie, gdy z mównicy przemawiała posłanka Urszula Zielińska - sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska - na salę wszedł były szef Marszu Niepodległości Robert Bąkiewicz.

Narodowiec rozzłościł wicemarszałek Sejmu Monikę Wielichowską. Prowadząca obrady kazała mu opuścić salę. Bąkiewicz próbował z nią dyskutować, ale jego słów nie było słychać bo nie został dopuszczony do mikrofonu. W pewnym momencie Wielichowska zagroziła mu wezwaniem Straży Marszałkowskiej.

Bąkiewicz stał jeszcze przez chwilę z plikiem kartek w ręku i gestykulował. Podszedł do niego Grzegorz Braun, rozmawiali przez chwilę, po czym obaj wyszli z sali. Braun zwrócił się do Wielichowskiej na odchodne: "To jest skandaliczne".


Narodowiec prezentował w Sejmie obywatelski projekt

Obecność Bąkiewicza w Sejmie nie była przypadkowa. W piątek wieczorem w tej izbie parlamentu odbyło się pierwsze czytanie projektu o ochronie własności w RP przed roszczeniami dotyczącymi mienia bezdziedzicznego, wysuniętymi między innymi w związku z amerykańską ustawą Just 447 o niezwłocznym uczynieniu sprawiedliwości ocalonym z Holocaustu, którym nie zadośćuczyniono ich strat. Projekt wpłynął do Sejmu w styczniu 2020 r.

Przedstawiając w Sejmie projekt, przedstawiciel wnioskodawców - były prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości - podkreślał, że wprowadza on zakaz podejmowania jakichkolwiek czynności zmierzających do zaspokojenia roszczeń dotyczących mienia bezdziedzicznego. W szczególności chodzi o prowadzenie negocjacji, zawieranie ugód, uznawanie roszczeń i powództw dotyczących mienia bezdziedzicznego, wyrażanie zgody na mediację, kierowanie stron do mediacji, wypłaty świadczeń pieniężnych oraz przekazywanie świadczeń rzeczowych.

Bąkiewicz zaznaczył, że projekt zakazuje też "inicjowania jakichkolwiek postępowań, mających na celu ominięcie tych zakazów oraz inicjowania tworzenia podstaw prawnych dla roszczeń do mienia bezdziedzicznego". Za złamanie tych zakazów, zgodnie z projektem, miałoby grozić od pół roku do 5 lat pozbawienia wolności.

Bąkiewicz podkreślił, że pod projektem podpisało się ponad 200 tys. osób. Przekonywał, że przyjęcie proponowanych zapisów stanowiłoby nie tylko ochronę własności w Polsce, ale i "obronę polskiej suwerenności i polskiego honoru". W jego ocenie, jesteśmy "w przededniu likwidacji państwa polskiego".

Kontrowersje wokół projektu

Poseł PiS Paweł Szrot podkreślał wagę instytucji dziedziczenia, wskazywał, że majątek osób, które nie pozostawiły spadkobierców, powinien być przejęty przez Skarb Państwa. Ocenił, że projekt - jeśli zostanie skierowany do komisji - będzie wymagał istotnych korekt i modyfikacji. Przekonywał, że zawarty w jego zapisach rygor karny jest "przesadny", a same przepisy - częściowo sprzeczne z prawem europejskim. Mimo to - ocenił - projekt można byłoby poprawić w czasie prac w komisjach; zaznaczył, że jego klub nie będzie sprzeciwiał się temu, by go do nich skierować, zwłaszcza, że jest to projekt obywatelski.

Michał Szczerba (KO) ocenił, że to "obrzydliwe, że w Sejmie przemawia osoba, która jest ostatnią, która może mówić o historii, specjalista od +krużganka oświaty+ (chodzi o wypowiedziany kilkakrotnie podczas jednego z marszów błędu językowego Bąkiewicza)".

MB

Fot. Robert Bąkiewicz w Sejmie. Źródło: X/Ewa Szymanowska

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka