Dzisiaj komisja sejmowa ma się zająć projektem Solidarnej Polski dotyczącym zmiany w ustawie antyaborcyjnej. Partia Ziobry, wspierana w tej inicjatywie przez PiS, a także kilkudziesięciu posłów PO i kilkunastu z PSLu, chce by z ustawy zniknął zapis o możliwości przerwania ciąży ze względu na prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
Osobiście nie popieram tego pomysłu, gdyż uważam że najlepsze rozwiązanie to tzw kompromis aborcyjny. Możemy się oczywiście spierać, czy to faktycznie kompromis, nie nazewnictwo jednak jest tu najważniejsze. Prawo antyaborcyjne mamy takie, jakie akceptują Polacy, ale co ważniejsze jest ono bardzo rozsądne. Te trzy punkty w których dopuszcza się aborcję, to naprawdę ciężkie decyzje dla kobiety stojącej przed dylematem, urodzić - narazić siebie na utratę życia, urodzić - narazić dziecko na cierpienie, urodzić - wychowywać dziecko gwałciciela. I wolałbym nie odbierać możliwości decydowania o takiej ciąży samej zainteresowanej.
Tymczasem posłowie głosujący by dalej pracować nad projektem SP, widać nie biją się z myślami, a radykalizm przysłania im zdrowy ogląd sytuacji. Niektórzy, jak np Zbigniew Ziobro sugerują, iż dobrze się stanie jak zanotujemy więcej urodzin dzieci niepełnosprawnych, bo a nuż w przyszłości pojadą na paraolimpiadę. Takie lekceważące problem gęganie jednak pomińmy, bo pojawiają się bardziej niepokojące wypowiedzi. Wczoraj w programie Tomasza Lisa Beata Kempa rozwiała moje wątpliwości jasno dając do zrozumienia, że to dopiero mały kroczek na drodze by zakazać aborcji w ogóle. Nie dziwi mnie oczywiście takie zdanie u byłych PiSowców i że sam PiS chce zakazu aborcji było wiadomym od dawna, ale co na to czterdziestu "rozbójników" z PO? Czy oni też chcą małymi kroczkami delegalizować aborcję, i to nawet jeśli życie kobiety ciężarnej jest zagrożone?
Jacek Żalek z PO, który także był gościem u Lisa, cały czas używał terminologii Beaty Kempy, sugerując, że jeśli tzw prawica będzie chciała aborcji całkowicie zakazać, to poprze taką inicjatywę. I tu pojawia się wyzwanie dla premiera Tuska. Czy Donald Tusk może sobie pozwolić na tego typu postawy w partii? Moim zdaniem nie, i powinien zarządzić dyscyplinę partyjną, nakazując posłom Platformy odrzucić projekt Solidarnej Polski. Rzecz jasna to może skutkować częściowym odpływem posłów z PO, utratą większości parlamentarnej przez rząd, ale trudno. Jeśli bowiem przy głosowaniu nad ustawą powtórzy się sytuacja sprzed tygodnia, wówczas zostanie uchwalone takie prawo, po którym zacznie się owszem odpływ, ale elektoratu PO, i to odpływ masowy. I choć ustawa nie wejdzie w życie, zawetowana decyzją prezydenta, to Tuskowi zostanie zapamiętane iż nie potrafił zdyscyplinować posłów swojej partii by ci głosowali zgodnie ze stanowiskiem rządu.
Zresztą pogrożenie niektórym "obrońcom życia" przyspieszonymi wyborami mogłoby ich powstrzymać przed głosowaniem razem z Ziobro i Kaczyńskim. Bo ideologia ideologią, ale przecież nie zaryzykują niemałej pensji i diety dla ustawy która i tak nie wejdzie w życie. Albo Tusk ma jaja albo dalej będzie się kiwał. Tu już nie ma miejsca na uniki, których premier rozpaczliwe szuka byle nie podejmować trudnych decyzji.
Inne tematy w dziale Polityka