wojciech dudkiewicz wojciech dudkiewicz
171
BLOG

W gospodarce rok nie wyrok

wojciech dudkiewicz wojciech dudkiewicz Polityka Obserwuj notkę 0

W gospodarce 2015 rok będzie trudniejszy, ale z punktu widzenia pracownika nie musi taki być. Jeżeli pracodawcy nie mogą pozyskać fachowców muszą więcej płacić. I tak będzie się w tym roku dziać – mówi prof. Elżbieta Mączyńska ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. 

 

Czekają nas w tym roku dwie duże kampanie wyborcze. Czy polityka będzie miała wpływ na gospodarkę?

Prof. Elżbieta Mączyńska: Byłabym o to spokojna: niska jakość polskiej polityki nie przeszkadza już rozwojowi gospodarczemu, rozwojowi przedsiębiorczości, jak kiedyś. Przeszkadza coś innego: niska jakość prawa. Pracodawcy nie narzekają na wysokość podatków, bo one nie są w Polsce wysokie, przeciwnie. Narzekają na zmienność i nieprzejrzystość przepisów. 

W Warszawie jest tak, w Łodzi inaczej, a w Szczecinie jeszcze inaczej?

Do tego też to się sprowadza. Z badań wynika, że wskutek nieprzejrzystości przepisów dochodzi do bankructw wielu przedsiębiorstw. Urząd skarbowy nagle stwierdza, że ktoś czegoś nie zapłaciło, nalicza karne odsetki, co w przypadku małej firmy prowadzi do katastrofy. Druga bariera to system sądowy. Sądownictwo i prokuratura nie uległy transformacji, działają według starych wzorów. Przedsiębiorstwo, jak długo czeka na wyrok, może upaść. Mamy duże nakłady na sadownictwo i prokuraturę, a jednocześnie działają one jak dawno, dawno temu. To niepojęte.

Jaki to będzie rok w gospodarce?

Bez wątpienia będzie to trudny rok. Jedną z głównych przyczyn będzie niekorzystnie zmieniające się otoczenie gospodarcze. Ze względu na sytuacje gospodarczą w Rosji i na Ukrainie, na embargo nakładane przez Rosję na państwa europejskie, w tym Polskę, i odwrotnie – na Rosję przez państwa Unii Europejskiej trzeba liczyć się z poważnymi kłopotami. Prognozy dotyczące PKB dla UE i strefy euro są fatalne. To jest poniżej 1 proc. przyrostu PKB w strefie euro, i ok. 1 proc. w całej Unii. 

Te wyniki są alarmujące?

One od dawna są alarmujące. Ale to nie oznacza, ze w nowym roku to się pogłębi i będzie jakoś nadzwyczajnie źle. Ta sytuacja się utrzymuje. W dodatku jest deflacja, która oznacza spadek cen. Można by powiedzieć: to dobrze, bo ludzie będą mogli za każdą złotówkę kupić więcej. Ale deflacja oznacza, że producenci nie będą mieli bodźców do zwiększania produkcji i mają większe koszty transakcyjne pozyskiwania klientów. Deflacja nie jest zatem taka dobra: powoduje, że zmniejsza się chęć do inwestowania. Bo jeśli obniżają się ceny, zmniejsza się efektywność, zagrożenia nie zmniejszają się, lecz zwiększają. Zagrożenia deflacyjne są charakterystyczne nie tylko dla Polski, ale i całej Unii. I dla całej UE to będzie trudny rok. Ale polska gospodarka na tym tle będzie wyglądała lepiej niż inne kraje.

Dużo lepiej?

Trochę lepiej. Niedawno w Szwajcarii ukazała się ciekawa publikacja „Bogactwo świata”, doroczna zestawienie rozkładu dochodów. Ku mojemu zdumieniu wynika z tego, ze Polska jest i tak mniej dotknięta nierównościami dochodowymi niż inne kraje. Dotknięcie takim nierównościami oznacza, że im większe są nierówności, tym trudniej sprzedawać. Bo popyt tworzą masy. Ci gorzej sytuowani każdy grosz przeznaczają na zakupy. Natomiast ci najbogatsi są już wyposażeni w różne dobra i w związku z tym mają problem z tym, co w ekonomii nazywa się krańcową użytecznością pieniądza. Bo ile jeszcze można jeszcze kupić tych jachtów, diamentów?

Samochodów, helikopterów?

Właśnie. Dlatego w tym sensie Polska jest w lepszym położeniu niż inne kraje Europy. Ale ogólnie sytuacja jest nieciekawa. Mamy prognozowany na ten rok poziom PKB przekraczający 3 procent. I choć organizacja międzynarodowe, takie jak Bank Swiatowy, czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy, zwykle myliły się na naszą niekorzyść, zobaczymy jak to będzie w tym roku. Wiele wskazuje, że zanotujemy wzrost PKB większy niż w innych krajach UE, co nie oznacza, że będzie tak różowo. Problemem będą miejsca pracy. Przy wysokim poziomie wzrostu jest szansa na to, że inwestorzy, przedsiębiorstwa mimo wszystko zaczną inwestować. 

Z jakiegoś konkretnego powodu?

Coraz więcej z nich zaczyna szukać rynków zbytu, których dotychczas nie miały, rynków globalnych. Widać to na przykładzie jabłek. Gdy został zamknięty rynek rosyjski dla polskich jabłek, producenci zaczęli z sukcesem sprzedawać gdzie indziej. To też rodzi napięcia, bo pojawia się konkurencją dla innych dostawców jabłek itd., ale to też jest względnie pozytywne, bo uczy przedsiębiorców, że trzeba być elastycznym. W związku z tą globalizacją jest tez nadzieja na poprawę rynku pracy w Polsce. Bo przedsiębiorstwa zaczynają myśleć o otwarciu, ekspansji, budowie swoich oddziałów. To wynika z naszych badań.

Z naszych, czyli?

Na SGH, są regularnie prowadzone badania na temat koniunktury i kondycji przedsiębiorstw. Okazuje się – oczywiście przedsiębiorstwa reagują różnie - że na ogół nie są aktywne, działają reaktywnie. Przeważnie nie wyprzedzają zagrożeń, ale dopiero, gdy doświadczą jakichś zakłóceń, zaczynają reagować. Tak było np. w wypadku jabłek. Producenci jabłek nie byli wcześniej przygotowani na takie zagrożenie związane z embargo, jakie wystąpiło. Zaczęli wyciągać wnioski z opóźnieniem. Mam nadzieję że w tym roku przedsiębiorstwa będą działały bardziej proaktywnie i bardziej globalnie. Lepiej radzą sobie duże firmy, bo są silniejsze. Ale małe okazują się coraz bardziej sprytne i elastyczne. 

Jest nadzieje, że nie padną, a będą się rozwijać?

Na pewno część padnie, ale nie będzie jakiegoś dramatu. Już widać ruch obronny przedsiębiorstw, polegający na tym, że niektóre myślą o nowych inwestycjach, wchodzeniu w nisze, niektóre myślą o rynkach globalnych, a to rodzi nadzieje, że będą powstawały miejsca pracy. Bo nawet firma tworząca filię zagranicą, zwykle ma kooperantów z Polski. A to ożywia nasz rynek. 

Dla przeciętnego polskiego pracownika będzie to lepszy rok?

W gospodarce ten rok będzie trudniejszy, ale z punktu widzenia pracownika nie musi taki być. Ze statystyk wynika, że wielu przedsiębiorców zastanawia się nad wzrostem płac. Z badań prof. Elżbiety Adamowicz wynika, że co piąte przedsiębiorstwo nie może znaleźć pracowników o odpowiednich kwalifikacjach. Ponosimy konsekwencje migracji. Przedsiębiorstwa muszą zacząć wyciągać z tego wnioski: jeżeli nie mogą pozyskać fachowców, muszą więcej płacić i już dostrzegają fakt, że bardziej muszą liczyć się z interesami pracowników. Jeżeli nie – będą natrafiali na problemy. Pracownik tworzy popyt, poza tym źle opłacany, w tych warunkach będzie szukał rozwiązań gdzie indziej. W Polsce charakterystyczna jest większa elastyczność migracji zewnętrznej niż wewnętrznej. 

Czyli, że w poszukiwaniu pracy wola jechać zagranice niż np. na drugi koniec Polski? 

Tak. Wykwalifikowanemu pracownikowi, z różnych względów, łatwiej przemieścić się zagranice niż do innego miasta. Polscy fachowcy za granicą mają mniejsze problemy ze znalezieniem mieszkania, pracują za lepsze pieniądze, są cenieni. Nie wyjeżdżaliby z Polski, gdyby to wszystko znajdowali w Polsce. Jeżeli tylu pracodawców narzeka, że nie mogą znaleźć odpowiednich pracowników, muszą wciągać odpowiednie wnioski. Pojawiają się pierwsze sygnały zmniejszania bezrobocia. Są też dobre sygnały, że przedsiębiorstwa zaczynają inwestować. I skoro mają kłopoty z pozyskaniem fachowców, szukają rozwiązań w technice i technologii. To zawsze pobudza gospodarkę. Ale występuje bariera popytu, która powoduje, że jest deflacja. Nie ma chętnych do kupowania, musza spadać ceny. Żeby nie było bariery popytu, ludzie muszą więcej zarabiać. 

Rozmawiał Wojciech Dudkiewicz

Veľa šťastia, veľa zdravia, nech sa všetky plány daria

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka